Grabarze częstochowskiego sportu?

Urząd Miasta pokazał, nie pierwszy raz zresztą, czerwoną kartkę włodarzom Rakowa. Podtrzymana została decyzja z końca czerwca tego roku, aby zmniejszyć środki na promocję miasta przez sport i przenieść je na poczet kosztów związanych z przebudową stadionu.


Problem jednak w tym, że Urząd Miasta wybrał ofertę, która mieściła się w poprzednim budżecie, a kwota blisko 1,1 mln złotych mogłaby ponownie wpłynąć do klubu. Prezes Rakowa, Wojciech Cygan, wystosował nawet pismo do prezydenta Częstochowy z prośbą o rozpisanie ponownego przetargu na promocję miasta przez sport.

To jednak nie będzie miało miejsca. Rada Miasta w czwartkowe popołudnie odrzuciła projekt takowego stanowiska. Oznacza to, że klub nie ma szans, aby otrzymać wcześniej obiecane i wpisane w budżet klubu pieniądze, a miasto z kolei straci swój logotyp na koszulkach. Możliwe także, że i na stadionie oraz materiałach promocyjnych.

Ile tak można?

Aż dziw bierze, że Raków nadal chce współpracować z Krzysztofem Matyjaszczykiem i władzami miejskimi. O ile dłużąca się, jak wenezuelska telenowela, sprawa stadionu wymagała udziału magistratu, który zarządza stadionem przy Limanowskiego, tak w pozostałych kwestiach finansowych i organizacyjnych nie powinna patrzeć na Częstochowę.

Miasto z prezydentem na czele od dawna pokazuje swoją niechęć do Rakowa, a najchętniej pozbyłoby się go, jak i kilku innych klubów z terenu miasta. Inna piłkarska drużyna spod Jasnej Góry, Skra, nawet nie miała okazji załapać się do przetargu rozpisanego przez magistrat. Gdy grała jeszcze na szczeblu trzeciej ligi, o wsparcie poprzez promocję miasta nie mogła się ubiegać, ponieważ nie znajdowała się na szczeblu centralnym.

Po jej awansie… zmieniono zapisy tak, że tylko kluby z ekstraklasy i pierwszej ligi mogą otrzymać pieniądze za rozsławianie Częstochowy. Wsparcia nie otrzymuje także siatkarski AZS, a nawet oczko w głowie radnych, Włókniarz otrzymał mniejszą dotację, co mogło wpędzić żużlową ekipę w niemałe tarapaty.

Reklamy za darmo nie będzie

Brak wpływów z miasta oznacza, że na materiałach promocyjnych Rakowa zabraknie logotypów miasta, podobnie będzie na koszulkach ekipy spod Jasnej Góry. Pozostanie jedynie napis na klubowym herbie, choć i tak nieadekwatny, skoro klub i tak musi rozgrywać mecze w oddalonej o ponad 80 kilometrów GIEKSA Arenie w Bełchatowie.

Na szczęście ponad milion, którego klub nie otrzymał od Częstochowy, nie będzie miał wpływu na funkcjonowanie klubu. Jego byt nie jest zagrożony, podobnie jak planowane na przyszły rok stulecie. Pieniądze z promocji przez sport to tylko dodatek, a klub utrzymuje się z własnych dochodów i wsparcia właściciela.


Czytaj jeszcze: Wreszcie mu uznali

Na całym tym zamieszaniu najwięcej tak naprawdę straci miasto. Nie dość, że po raz kolejny postawiło się w złym świetle zabierając fundusze, to dodatkowo straciło także miejsce reklamowe. A było go sporo. Na koszulkach było logo miasta, na materiałach promocyjnych również, podobnie ze stadionem. Mimo, że mecze odbywały się w Bełchatowie, na trybunach w wielu miejscach pojawiał się herb Częstochowy. Teraz go nie będzie i nie zanosi się na to, żeby sytuacja miała ulec zmianie.

Wszystko było na dobrej drodze

Szkoda całej tej sytuacji przede wszystkim dlatego, że wydawało się, że relacje na linii miasto-klub zostały unormowane. Ostatnie wydarzenia, jak chociażby pojawienie się sporej liczby przedstawicieli częstochowskiego magistratu przy podpisaniu umowy na przebudowę stadionu, dawało nadzieję, że Raków w końcu się z władzami zaczyna dogadywać.

Nic bardziej mylnego, a uśmiechnięte twarze Matyjaszczyka i jego świty były przykrywką do kolejnych decyzji krzywdzących częstochowski sport.


Na zdjęciu: Przed kilkoma tygodniami wydawało się, że władze Częstochowy stoją po tej samej stronie barykady co Raków…

Fot. Rafał Rusek/PressFocus