GKS Tychy. Po dużych zmianach

W Tychach dokonano mocnego przetasowania kadrowego. W każdej formacji – z wyjątkiem bramki – nastąpiła „dokładka”, która w zamyśle kierownictwa klubu i sztabu szkoleniowego ma odmienić oblicze drużyny, wzmacniając rywalizację. Nowy trener Artur Derbin nie miał jednak czasu na spokojne poukładanie tych klocków, więc od początku sezonu czeka go operacja na żywym organizmie, który w dodatku co tydzień musi wybiegać na boisko.


Na razie pewne jest jedno – w roku 50-lecia istnienia klubu piłkarze nie poprawią pucharowego osiągnięcia, bo odpadli już w pierwszej rundzie i w kronikach jubilata – jako „górna granica” pucharowych osiągnięć – nadal widnieć będą ćwierćfinały z 1977 i 2020 roku. Na pocieszenie można jednak dodać, że w sezonie 1973/74, w którym tyszanie zdobyli historyczny awans do ekstraklasy również nie przebili się w pucharowej drabince…

Żeby jednak podążać tym historycznym tropem, wypadałoby sezon rozpocząć od zwycięstwa 3:0, bo właśnie takim wynikiem – w meczu z Wisłoką Dębica – zakończyła się 47 lat temu w Tychach inauguracja rozgrywek na zapleczu ekstraklasy. Czy tyszanie będą w stanie powtórzyć ten wynik w spotkaniu ze Stomilem Olsztyn i maszerować zwycięskim szlakiem aż do mety? Patrząc na wyniki sparingów, można mieć co do tego wątpliwości. Także personalnie – pod względem doświadczenia i piłkarskiego obycia – tyszanie „na papierze” prezentują się gorzej. Weźmy pierwszy przykład z… ataku. Mateusz Piątkowski mógł się pochwalić mistrzostwem Cypru oraz 98 występami w ekstraklasie, w której – sięgając z Jagiellonią Białystok po 3. miejsce – należał do ścisłej czołówki snajperów, zdobywając 14 bramek. Jego zastępcą jest Damian Nowak, którego sezonowy rekord wynosi 10 goli w III lidze. W podobnym tonie można pisać o innych. Ken Kallaste był reprezentantem Estonii, Keon Daniel Trynidadu i Tobago, Wilson Kamavuaka Demokratycznej Republiki Konga, Marcin Kowalczyk Polski, a prowadzący ich trener Ryszard Tarasiewicz – 58-krotny reprezentant Polski – wprowadził do ekstraklasy trzy kluby i zdobył Puchar Polski.

Kluczowym słowem w tej wyliczance jest „był”, a GKS Tychy chce zaistnieć. Dlatego zwolnione miejsca zajęli ludzie, którzy jeszcze nie byli, ale bardzo chcą być i na tym – na razie głównie na tym – kibice GKS-u Tychy mogą opierać nadzieję na lepsze wyniki. Do młodych i głodnych sukcesu zalicza się też wspomniany Derbin. Jako osiągnięcie może na razie zapisać zeszłoroczne wprowadzenie GKS-u Bełchatów do Fortuna 1. Ligi, więc 43-letni szkoleniowiec również jest swego rodzaju zagadką.

– Liderem ma być… zespół – mówi Artur Derbin na progu sezonu.


Przeczytaj jeszcze: Czarnogórska zagadka


– Każdy zawodnik ma swoje zadania i kiedy będzie je wykonywał jak najlepiej, przyjdzie wynik drużyny, która latem miała bardzo krótki czas na przygotowanie. Oczywiście wiem, że jest w niej Łukasz Grzeszczyk, który ma swoją pozycję zarówno w szatni, jak i na boisku, na którym przewiduję dla niego rolę „dziesiątki”. O jego ofensywnych atutach świadczą bramki oraz asysty i chciałbym, żeby w ataku nadal grał kreatywnie i skutecznie, ale mam też dla niego zadania w grze obronnej. W sparingach dawał sobie z nimi radę i liczę, że także w meczach o punkty będzie wykonywał pracę pomocnika. Ale jeszcze raz podkreślam – tylko jako zespół możemy osiągnąć sukces.

Trener Derbin jest zadowolony ze zmiany w regulaminie rozgrywek, dopuszczającym pięć zmian w trakcie meczu.

– Jestem zdania, że właśnie dzięki zwiększeniu limitu roszad będzie większa jedność w drużynie – dodaje szkoleniowiec tyszan. – Większa grupa zawodników może być zaangażowana w mecz. Każdy jeszcze bardziej będzie się czuł potrzebny zespołowi. Pozwoli to także utrzymać wysokie tempo gry oraz intensywność, co sprawi, że dla kibiców gra będzie ciekawsza. Trzeba się więc dobrze przygotować do tego, by jak najlepiej wykorzystać te zmiany, bo to także może być atutem.


Na zdjęciu: Łukasz Sołowiej (z lewej) to obrońca, z którym każdy napastnik musi się liczyć.

Fot. Dorota Dusik