Historia nieporozumienia

Na pewno nie tak wyobrażał sobie swój pobyt w Niemczech Adrian Gryszkiewicz.


Już w momencie odejścia z Górnika Zabrze pojawiały się wątpliwości co do tego, jak poradzi sobie urodzony w Bytomiu zawodnik. Rzeczywistość przerosła wszelkie obawy. 23-letni dziś obrońca zagrał tylko w jednym meczu, w dodatku wchodząc na boisko w 63 minucie spotkania Pucharu Niemiec z piątoligowym Einheit Wernigerode, gdy jego Paderborn prowadził… 8:0. Skończyło się na najniższej „dwucyfrówce”, ale to jedyne dobre sportowe wspomnienie Gryszkiewicza z pobytu w Westfalii.

W pozostałych meczach sezonu Ślązak ani razu nie znalazł się w kadrze meczowej. Owszem, miewał problemy z kontuzjami – czy to uda, czy mięśniówkami – o czym można było przeczytać w niemieckich mediach. Jednakże to nie zmienia faktu, że w hierarchii obrońców zdecydowanie zajmował ostatnie miejsce. Paderborn gra systemem z trzema defensorami, który Gryszkiewicz doskonale zna z Górnika, ale nie był w stanie przebić się przez sześciu nominalnych stoperów, jakich posiada w kadrze zespół, nawet jeśli ci łapali kontuzje. Nie pomogło także to, że trenerem drużyny jest urodzony w Gliwicach Lukas Kwasniok, ani że pod koniec rundy walczący o awans SCP wpadł w dołek i przegrał cztery kolejne spotkania.

– W ciągu ostatnich kilku dni omówiliśmy z Adrianem sytuację i zgodziliśmy się, że transfer jest najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich stron. Dziękujemy mu za zaangażowanie i życzymy wszystkiego najlepszego w przyszłości – brzmiały słowa dyrektora Paderbornu Benjamina Webera w opublikowanym na klubowej stronie oświadczeniu. „To historia nieporozumienia” – tak określił transfer Gryszkiewicza do Niemiec regionalny dziennik „Neue Westfaelische”. W Polsce często spotykaną narracją jest ta, wedle której niemiecki drugoligowiec nie zapłacił za bytomianina ani grosza, więc nie ponosił żadnego ryzyka, ale to nie do końca prawda. Trzeba było zapłacić ekwiwalent za wyszkolenie, za który Górnik zainkasował ok. 200 tys. euro. „Był jednym z niewielu zawodników, za których Paderborn latem zapłacił, ale nawet nie zdążył zacząć spełniać pokładanych w nim nadziei” – pisał „NW”.

Na temat sprzedaży Gryszkiewicza wypowiedział się też Lukas Kwasniok: – Adi to nie pierwszy ani nie ostatni transfer, który nie spasował, o czym wszyscy byliśmy przekonani. Ale czasem tak się zdarza. Można przecież zakochać się w kobiecie, a potem po miesiącu zdać sobie sprawę, że to nie jest ta właściwa. Adi jest bardzo szybkim, silnym, chętnym, uprzejmym i dobrze wychowanym zawodnikiem. Jednak nie radził sobie z zadaniami, które musiał wykonywać na boisku. Każdy ma swoje mocne i słabe strony, ja też miałem inne wymagania. Nie mówiliśmy mu, żeby szedł i szukał sobie klubu, ale tak po prostu wyszło – skwitował wszystko 41-letni szkoleniowiec.

Jak różne można mieć wejście w 2. Bundesligę, pokazał Damian Michalski, który dość niespodziewanie pod sam koniec sierpnia (miesiąc po 27 minutach Gryszkiewicza) zamienił Wisłę Płock na Greuther Fuerth. Obrońca z miejsca stał się podstawowym wyborem, zagrał we wszystkich 11 meczach od pierwszej minuty, z czego w 10 do końca. Co więcej, Michalski zdobył aż cztery bramki i zanotował asystę. Jest drugim najlepszym strzelcem ekipy Fuerth.


Fot. twitter.com/SCPaderborn07