I kto teraz?

Kandydatur na miejsce Czesława Michniewicza – tych mniej lub bardziej poważnych – pojawiło się wiele. Kto obejmie reprezentację Polski i kiedy o tym się dowiemy? Na razie nie wiadomo.


Polski Związek Piłki Nożnej poinformował w czwartek, że Czesław Michniewicz, który awansował z zespołem na mistrzostwa świata, utrzymał zespół w Lidze Narodów, a także już podczas mundialu wyszedł z grupy, przestanie z końcem tego roku pełnić obowiązki selekcjonera naszej drużyny narodowej. Cele, o których mowa wyżej, 52-letni trener zrealizował. Niemniej jednak sposób gry naszego zespołu na turnieju w Katarze, jak również awantura w związku z premiami, okazały się gwoździem do trumny dla trenera, który swoje obowiązki objął oficjalnie 31 stycznia tego roku.

Oznacza to, że stanowisko będzie zajmował do 31 grudnia, czyli przez równe 11 miesięcy. Następnie czeka nas powitanie nowego selekcjonera, którego pierwszym zadaniem będzie awans z zespołem na mistrzostwa Europy, które w 2024 roku rozegrane zostaną w Niemczech. Tak naprawdę nie wyobrażamy sobie na turniej ten nie awansować, skoro w grupie mamy za rywali reprezentacje Czech, Albanii, Mołdawii i Wysp Owczych. Tym bardziej, że bezpośrednią promocję na turniej uzyskają dwa najlepsze zespoły, a trzecia może jeszcze zagrać w barażach poprzez ścieżkę Ligi Narodów.

Kierunek bałkański

W ostatnich dniach coraz głośniej mówiło się o tym, że Michniewicz na stanowisku nie przetrwa. W związku z tym w mediach pojawiło się wiele – mniej lub bardziej poważnych – kandydatur na fotel selekcjonera reprezentacji. Mało tego, niektórzy trenerzy zgłaszali się do Polskiego Związku Piłki Nożnej osobiście. Jednym z nich był Paulo Bento, Portugalczyk, który przez ostatnie nieco ponad cztery lata odpowiadał za wyniki reprezentacji Korei Południowej, a wcześniej trenował m.in. reprezentację Portugalii, z którą był na Euro 2012, a także na mundialu 2014. – Bento raczej nie – napisał na Twitterze szef sportu w TVP, Marek Szkolnikowski. – Odsiewając wszystkich egzotycznych prawdziwków, którzy zgłaszają swoją kandydaturę przy każdej możliwej okazji wysoko stoją akcję Petkovicia i Bjelicy. Ciekawy byłby Martinez jako dyrektor techniczny wszystkich reprezentacji – tak można wyczytać z wpisu, który wczoraj, kilkadziesiąt minut po informacji o odejściu Michniewicza, pojawił się na Twitterze pracownika Telewizji Polskiej.

Szkolnikowski skłania się zatem w kierunku bałkańskim. Wymieniony przez niego na pierwszym miejscu Vladimir Petković, to były niezły piłkarz, który występował na pozycji pomocnika. Trenerskie sukcesy zaczął odnosić w Szwajcarii, a zdecydowanie najsłynniejszym klubem, z którym pracował, było Lazio Rzym. Pod koniec 2013 roku podpisał kontrakt z federacją szwajcarską i objął stery drużyny narodowej Helwetów, oficjalnie, na początku roku 2014. Szwajcarzy byli wówczas zakwalifikowani na mundial, który tego samego roku został rozegrany w Brazylii. Petković zastąpił Ottmara Hitzfelda, słynnego niemieckiego szkoleniowca, i trzeba przyznać, że Szwajcaria pod wodzą Bośniaka spisała się dobrze. Z turnieju odpadła w ćwierćfinale, przegrywając z Argentyną.

Bjelica jest dumny

Dwa lata później, podczas Euro 2016, Helweci odpadli w 1/8 finału po porażce w karnych w starciu z Polską. A w 2018 roku wyszli z grupy na mundialu w Rosji. Przegrali, również w 1/8 finału, ze Szwecją. Co wydarzyło się z udziałem szwajcarskiego zespołu na Euro 2020? Otóż zespół ten z grupy wyszedł z trzeciego miejsca. A w 1/8 finału sprawił ogromną niespodziankę, eliminując Francuzów po rzutach karnych. W taki sam sposób Szwajcarzy odpadli w ćwierćfinale, po konfrontacji z Hiszpanią, a Petković niedługo potem pożegnał się ze stanowiskiem. Od lipca zeszłego roku do lutego tego rok był trenerem Girondins Bordeaux, ale w drugiej lidze francuskiej, „Żyrondyści” spadli z najwyższej klasy rozgrywkowej w ubiegłym sezonie, nie poradził sobie. Jest zatem wolny i – podobno – gotowy do pracy na kolejnym stanowisku.
Nenad Bjelica, znany doskonale kibicom Lecha Poznań szkoleniowiec, również pozostaje od jakiegoś czasu bez zatrudnienia. Konkretnie od września tego roku, kiedy to przestał prowadzić NK Osijek. Niedługo po tym, jak „biało-czerwoni” odpadli z mistrzostw świata, były opiekun „Kolejorza” został zapytany przez polskich dziennikarzy o to, czy przyjąłby propozycję Polskiego Związku Piłki Nożnej. Odpowiedział wówczas, że to dla niego zaszczyt, że w ogóle jest brany pod uwagę w kategoriach objęcia takiej funkcji. Jak również podkreślił, że jeżeli kontakt od przyszłego, potencjalnego pracodawcy będzie, to zamierza rozmawiać. Jak do tej pory takiego kontraktu nie było.

Renard z Arabii

Roberto Martinez po porażce z Marokiem w fazie grupowej mistrzostw świata, zrezygnował z dalszego prowadzenia reprezentacji Belgii. Trudno jednak jednoznacznie przesądzić, czy akurat ten szkoleniowiec byłby dobrym wyborem prezesa Kuleszy. W drużynie, którą dotychczas prowadził, miał wybitnych zawodników. Belgowie do teraz nie mogą uwierzyć, że z takimi piłkarzami nie potrafił niczego wygrać, choć Hiszpan poprowadził drużynę na trzech wielkich turniejach. Owszem, brązowy medal MŚ, wywalczony przez „Czerwone diabły” w Rosji, to w końcu medal, ale nie trudno jest oprzeć się wrażeniu, że to zbyt niewiele, jak na taką drużynę. Złożoną z tak znakomitych indywidualności. Niemal żadnych wielkich indywidualności nie miał w reprezentacji Arabii Saudyjskiej, Herve Renard. Francuz, mający polskie korzenie.

Zasłynął jednak z tego szkoleniowiec ten, że potrafi wygrywać wielkie rzeczy. Najpierw z Zambią, w 2012, a następnie z Wybrzeżem Kości Słoniowej w roku 2015, triumfował w Pucharze Narodów Afryki. Następnie dobrze radził sobie na stanowisku trenera reprezentacji Maroka i – niewątpliwie – odcisnął piętno na zespole, który nieco ponad tydzień temu zagrał w półfinale mistrzostw świata. Z Arabią Saudyjską awansował na turniej i pokonał Argentynę, a jego płomienna przemowa w przerwie tego spotkania przeszła do historii. Przed meczem z Polską uśmiechał się mówiąc o tym, że jego mama pochodzi z naszego kraju. A już po turnieju przyznał, że jest gotów, by poprowadzić mocniejszą reprezentację. Sęk jednak w tym, że jego kontrakt z saudyjską federacją obowiązuje do końca… 2027 roku.

Włosi wielcy, ale bez sukcesów

Na medialnej giełdzie dominują, w gronie kandydatów do zastępstwa dla Michniewicza, nazwiska zagraniczne. Przewijają się też i takie propozycje, które wydają się nierealne. Podobno prezes Cezaremu Kuleszy nadal chodzi po głowie zatrudnienie Andrija Szewczenki. Przypomnijmy, że na początku tego roku, kiedy zrejterował Paulo Sousa, sternik naszego związku rozmawiał z Fabio Cannavaro. Niewykluczone jest również wzięcie pod uwagę Andrei Pirlo. Oba włoskie nazwiska, są wielkie, nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości. To przecież mistrzowie świata, jako piłkarze, z 2006 roku. Jednak na ławkach trenerskich radzą sobie, co najwyżej, przeciętnie. Pierwszy z wymienionych trenuje m.in. Kamila Glika w Benevento i trzeba przyznać, że raczej jest bliżej zwolnienia z tego klubu, aniżeli podpisania nowego kontraktu. Pirlo, z kolei, jest trenerem tureckiego klubu Fatih Karaguemruek, z którym w tym sezonie wygrał zaledwie 3 mecze, a drużyna znajduje się tuż nad strefą spadkową.

Juan Ramon Lopez Caro, to kolejny szkoleniowiec, który wyraził zainteresowanie pracą z reprezentacją Polski. W latach 2005-06 poprowadził, w 33 meczach, Real Madryt. Później był m.in. selekcjonerem reprezentacji Arabii Saudyjskiej, a od ponad 3 lat, po zwolnieniu z chińskiego Shenzen, pozostaje bez zatrudnienia. Wiele zatem wskazuje na to, że prezes Kulesza nie potraktuje tej kandydatury poważnie. Trudno też sądzić, że opiekunem naszej reprezentacji zostanie Marcelo Bielsa. Niedawno słynny Argentyńczyk był w Polsce i pochwalił się m.in. tym, że obejrzał ostatnich 50 meczów „biało-czerwonych”. To bardzo miło, ale trener ten jest bardzo poważnym kandydatem do zastąpienia Diego Alonso na stanowisku selekcjonera reprezentacji Urugwaju.

A co z Polakami?

Powoli docieramy do sytuacji, że w kontekście objęcia sterów reprezentacji Polski pojawi się dwucyfrowa liczba nazwisk. Jak na razie jednak w tej osobliwej wyliczance nie mamy ani jednego nazwiska… polskiego. Jeżeli jednak Cezary Kulesza zdecyduje się na krajowego kandydata, to wówczas – najprawdopodobniej – wybierze pomiędzy dwójką trenerów. Adamem Nawałką i Markiem Papszunem. Za pierwszym z wymienionych przemawiają wyniki. W 2016 roku doprowadził nasz zespół narodowy do ćwierćfinału mistrzostw Europy i był, tak naprawdę, od jednego nietrafionego karnego od medalu europejskiego czempionatu. Miał znakomity kontakt z drużyną i wiemy, że zespołowa „starszyzna” była za tym, by zajął miejsce po Sousie. W jednym z niedawnych wywiadów Nawałka podkreślił, że nigdy reprezentacji nie odmówi.

Papszun wykonuje znakomitą robotę w Rakowie Częstochowa. – Nie chcę wchodzić do tej rzeki i uczestniczyć w kolejnych medialnych grach. Nawet, gdyby doszło do jakichś rozmów, to nie powinny one trafić do mediów. Jestem trenerem Rakowa Częstochowa, mam ważny kontrakt i powinniśmy na tym poprzestać. Te dyskusje, czy spekulacje, w jakimś sensie są miłe. Pokazują, że jestem doceniany. Jeśli jednak nie ma konkretów, to nie ma o czym mówić – podkreślił trener lidera ekstraklasy.




Na zdjęciu: Vladimir Petković, podobno, jest jednym z najpoważniejszych kandydatów do objęcia schedy po Czesłąwie Michniewiczu.

Fot. PressFocus