Ich drogi się rozeszły…

Kolejnego wypożyczenia Tomasza Nawotki z Legii Warszawa do Zagłębia nie będzie. 23-latek opuścił już Sosnowiec i na razie tutaj nie wróci. Na pewno do czasu gdy trenerem będzie Krzysztof Dębek, o którym jeszcze kilka tygodni temu piłkarz wypowiadał się w samych superlatywach…

– Współpracowałem z trenerem Dębkiem przez kilka lat w Legii, bo prowadził mnie w juniorach, a także w zespole rezerw. Miałem przyjemność grać też pod jego wodzą w młodzieżowej Lidze Mistrzów. To szkoleniowiec, który duży nacisk kładzie na taktykę i na sprawy wydolnościowe.

To może być przełomowy moment w jego karierze trenerskiej. Ma za sobą wiele lat pracy z młodzieżą, prowadził drugi zespół Legii, od pewnego czasu pracował na własny rachunek w Sulejówku. Ma doświadczenie podparte teorią, bo przez wiele lat doskonalił warsztat i uzyskał licencję UEFA PRO.

Jeśli strony się dogadają, to uważam, że będzie to korzyść obopólna. Jego zajęcia zawsze były bardzo urozmaicone i ciekawe. Myślę, że szybko zaadaptuje się w nowym środowisku, a ci, którzy z nim pracowali, mu to ułatwią – mówił nie tak dawno łamach „Sportu” Tomasz Nawotka, charakteryzując nowego szkoleniowca.

Piłkarz podkreślał, że znają się z trenerem jak łyse konie, zaznaczając zarazem, że każdy z piłkarzy, także tych znanych trenerowi będzie musiał udowodnić swoją wartość.

Minęło kilka tygodni i sprawy przybrały nieco inny obrót. Po ostatnim meczu władze klubu przedstawiły listę zawodników, którzy opuszczą klub oraz tych, którzy znaleźli się na liście transferowej. W tym gronie znalazł się także Nawotka. Z jednej strony skończyło się jego wypożyczenie z Legii Warszawa, ale komunikat był jasny – czas Nawotki dobiegł w Sosnowcu końca, choć przecież to właśnie 23-latek był jednym z niewielu  graczy, którzy w minionym sezonie nie zawiedli.

W sumie Nawotka wystąpił w sezonie 2019/2020 w 30 meczach ligowych, zdobył jedną bramkę i zaliczył trzy asysty. Tradycyjnie już grywał na kilku pozycjach, na bokach obrony, na skrzydłach. Jak sam podkreślał najlepiej czuł się w pomocy. Tam miał grać także po przyjściu trenera Dębka, który przejął zespół w czasie przerwy spowodowanej koronwarirusem.

– Rundę wiosenną pod wodzą trenera Dariusza Dudka  zacząłem na boku pomocy. W wygranym meczu z Miedzią zaliczyłem asystę, wszystko dobrze się zapowiadało. Potem był czas pandemiczny, do tego przyplątał się uraz, ale wróciłem do gry, potem do pierwszej jedenastki. Niestety od meczu z Odrą Opole zostałem praktycznie odstawiony – relacjonuje piłkarz, który całą sytuacją jest bardzo rozżalony.


Czytaj jeszcze: Musimy grać do jednej bramki

– Podczas rundy wiosennej wydarzyło się kilka rzeczy, których nie jestem w stanie zrozumieć. Nie chcę nawet o tym mówić. Powiem krótko – szkoda, że tak się to wszystko potoczyło. Inaczej wyobrażałem sobie współpracę z trenerem Dębkiem. Nikt tutaj nie mówi o graniu dlatego, że ktoś kogoś zna. Po prostu jestem zdziwiony, że tak to się potoczyło, ale nie chcę już do tego wracać. Podaliśmy sobie ręce, odchodzę z Zagłębia w zgodzie i niewykluczone, że może jeszcze kiedyś tutaj wrócę.

To w Sosnowcu mogłem wejść w dorosły futbol, tutaj awansowałem z drużyną do ekstraklasy, potem mogłem jako gracz Zagłębia zadebiutować w ekstraklasie. Szkoda, że ten sezon potoczył się tak a nie inaczej, na pewno potencjał tej drużyny był o wiele większy niż ostateczny wynik na koniec sezonu. Dobrze, że udało się ostatecznie uratować I ligę.

Trzymam kciuki za Zagłębie, ten klub zawsze będzie mi bliski – dodaje Nawotka, który chciałby w kolejnym sezonie zaistnieć na boiskach ekstraklasy. Jego przyszłość ma się wyjaśnić w najbliższych dniach. Piłkarzem, który nadal ma ważny kontrakt z Legią interesują się Śląsk Wrocław, Wisła Płock oraz Stal Mielec.

– Czekam z niecierpliwością na rozwój wypadków. Chciałbym już wiedzieć na czym stoję. Na pewno jestem mocniejszy psychicznie niż jeszcze rok, czy dwa lata temu. Czuję się na siłach powalczyć o miejsce w klubie z ekstraklasy – dodaje Nawotka, który w sumie w barwach Zagłębia w I lidzie i w ekstraklasie rozegrał 76 spotkań i strzelił w nich 3 bramki.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus