II liga: Oddech ulgi „Niebieskich”

W składzie Ruchu w porównaniu do ostatniego zremisowanego bezbramkowo meczu w Grudziądzu nastąpiła jedna zmiana. Gracjana Komarnickiego zastąpił na prawej stronie defensywy wypożyczony w ubiegłym tygodniu z Rakowa Częstochowa Lukas Duriska. Słowak spisał się nieźle, ale problemem „Niebieskich” jest wciąż gra w ataku.

Do przerwy w Chorzowie oglądaliśmy bezbarwne widowisko, a sytuacji podbramkowych było z obu zresztą stron jak na lekarstwo. Goście  byli wyraźnie zadowoleni z remisowego wyniku, gospodarze nie potrafili skonstruować groźnej bramkowej akcji, kontry nie wychodziły, a ich strzały fruwały wysoko ponad poprzeczką. Scenariusz boiskowych wydarzeń nie zmienił się ani na jotę po rozpoczęciu drugiej połowy. Chorzowianie próbowali szarpnąć z przodu, jednak goście z Elbląga pilnowali całą drużyną własnego pola karnego nie myśląc w ogóle o skonstruowaniu zaczepnych akcji.

Nic więc dziwnego, że z trybun dochodziły okrzyki sfrustrowanych miernym poziomem spotkania chorzowskich kibiców. Słabość swoich podopiecznych widzieli obaj trenerzy dokonując po godzinie zmian w swoich jedenastkach, ale rezerwowi nie odmienili jakości słabiutkiego meczu. Pierwszy groźny i celny strzał poleciał w kierunku elbląskiej bramki dopiero w 77 minucie za sprawą Mateusza Bogusza. Kilka minut później minimalnie niecelnie uderzał Jakub Kowalski, a Wojciech Kędziora nie trafił głową w piłkę z bliska. Zobaczyliśmy więc w końcówce za sprawą „Niebieskich” trochę lepszej piłki, którzy w 90 minucie całkowicie odmienili losy meczu. „Jeeest” krzyknęły trybuny na Cichej, gdy Wojciech Kędziora pewnym strzałem z jedenastu metrów pokonał Dawida Kapłona. Za moment autora „złotego” gola wyleciał z boiska po drugiej żółtej kartce za ściągnięcie koszulki. Ostatecznie w niedzielny wieczór „Niebiescy” szczęśliwie, rzutem na taśmę, pokonali sąsiadów w tabeli.

***

Rybniczanie po ostatnich dwóch meczach, w których wreszcie udało się zapunktować, do Stargardu udali się z nadzieją na przełamanie wyjazdowej niemocy. Zadanie było tym trudniejsze, że Błękitni po 6 kolejkach mieli na koncie 10 punktów, czyli… ponad dwukrotnie więcej niż rybniczanie.

Rybniczanie wyszli na boisko zmotywowani, zaskakując rywali agresywną postawą. Opłaciło się, bo w 7 min cieszyli się z gola. Szarżującego w polu karnym Przemysław Brychlika nieprzepisowo powstrzymał Mariusz Rzepecki, a karnego wykorzystał Jan Janik. Do remisu mógł doprowadzić Piotr Kurbiel, ale jego groźne uderzenie głową świetnie obronił Kacper Rosa. Kto wie, jak potoczyłby się ten mecz w II połowie, gdyby tuż przed przerwą drugiego gola zdobył Kamil Spratek. Rzepecki zmazał nieco plamę, broniąc jego strzał z bliska. W 58 min swą obecność na boisku zaznaczył Mateusz Kwiatkowski, który błysnął przytomnością umysłu i z kilkunastu metrów doprowadził do remisu. Efektem pójścia za ciosem był rzut karny dla miejscowych; zdaniem arbitra Rosa nieprzepisowo powstrzymał Kurbiela. Do piłki podszedł Michał Cywiński, ale jego intencje wyczuł golkiper ROW-u i zatrzymał piłkę. Cywiński chciał się zrehabilitować i w 88 min stanął przed kolejną szansą. Tym razem miał dalej do bramki, strzelił lepiej, lecz Rosa kolejny raz potwierdził wysoką dyspozycję.

 

Błękitni Stargard – ROW 1964 Rybnik 1:1 (0:1)

0:1 – Janik, 7 min (karny)

1:1 – Kwiatkowski, 58 min

Ruch Chorzów – Olimpia Elbląg 1:0 (0:0)

1:0 – Kędziora, 90+1 min (karny)