Ile i za co? Klasa weteranów

Było, jeżeli chodzi o indywidualne popisy „biało-czerwonych”, dużo lepiej, aniżeli w Amsterdamie. Do ideału jednak ciągle nieblisko.


Łukasz FABIAŃSKI – 6

Pierwszy raz zmuszony był interweniować, kiedy Bośniacy mieli karnego. Było blisko, ale piłka wpadła do siatki tuż przy słupku. Później musiał gasić pożar przed polem karnym i nie ważne, że w tej sytuacji – być może – był spalony. Tego już się nie dowiemy. W drugiej połowie praktycznie nie miał pracy, bo rywal rzadko atakował i nie trafiał w światło bramki. W końcu sam napytał sobie biedy, kiedy źle wznowił grę i musiał bronić, mało precyzyjny na szczęście, strzał Dżeko.

Tomasz KĘDZIORA – 6

Starał się podłączać do akcji ofensywnych, ale wychodziło różnie, choć trzeba przyznać, że w miarę upływu czasu coraz lepiej. Wykonał kilk sprintów do linii końcowej i trzeba przyznać, że kondycyjnie wytrzymał ten mecz. Nie popełniając większego błędu.

Kamil GLIK – 7

Pod względem liczby występów w reprezentacji Polski zrównał się z legendą polskiego futbolu, Włodzimierzem Lubańskim. I mógł zrównać się pod względem liczby strzelonych goli z Tomaszem Hajtą, ale jego strzał głową nieznacznie minął bramkę bośniacką. Jak na kapitana przystało – poprawił się. I został pierwszym polskim piłkarzem po 292 dniach, który trafił do siatki, trafiając w drużynie narodowej po raz szósty. W obronie, tradycyjnie, jak skała. Wybijał, blokował strzały, dowodził defensywą i zdarzało mu się naprawiać błędy kolegów.

Jan BEDNAREK – 5

Pewnie trochę odetchnął, wraz z Glikiem, kiedy okazało się, że w wyjściowym składzie rywala zabraknie Edina Dżeko. Następnie głęboko się zdziwił, kiedy turecki sędzia wskazał na jedenasty metr. Czy dał Cuneytowi Cakirowi pretekst? Rywal nie miał najmniejszych szans, aby dojść do tej piłki… Miał sporo szczęścia, kiedy minął się z piłką, bo rywal nie trafił w bramkę z pięciu metrów. To nie był tak pewny występ, jak kilka w zeszłym roku.

Maciej RYBUS – 6

W pierwszej połowie był zbyt… dyskretny. Za rzadko podłączał się do akcji ofensywnych, ale w obronie go nie brakowało. Po przerwie nieco częściej wychodził do przodu, choć nie na tyle, abyśmy przypomnieli sobie, że kiedyś był skrzydłowym. Aż do momentu, kiedy kapitalnie zacentrował na głowę Grosickiego i zaliczył efektowną asystę.

Kamil JÓŹWIAK – 6

W przeciwieństwie do meczu w Amsterdamie zaczął na prawym skrzydle i po jego dobrym zagraniu zorganizowaliśmy pierwszy niezły atak. Znów oddał pierwszy strzał na bramkę rywala, ale jego jakość pozostawała wiele do życzenia. Znakomicie zagrał na głowę Grosickiego i, być może, gdyby kolega uderzył lepiej, to byłoby 1:1. Po zmianie stron ciągle był pod grą, dopóki miał siły, i niewiele brakowało, a zaliczyłby asystę.

Jacek GÓRALSKI – 7

Na początku meczu dwa razy skiksował, a później starał się być wszędzie. Miewało się wrażenie, że chciał wyręczyć kolegów nawet w kreowaniu gry, czego zazwyczaj nie robi. Wychodziło mu to, trzeba przyznać, całkiem nieźle. Były nawet dokładne, prostopadłe podania w tempo. Kilku Bośniaków, bez kwestii, go zapamięta, bo połaskotał ich po goleniach. Już w ostatnim meczu w zeszłym roku, ze Słowenią, pokazał, że wyjściowa jedenastka reprezentacji nie jest dla niego tylko marzeniem. W poniedziałkowym meczu zdecydowanie to potwierdził. W końcówce świetnie i ofiarnie łapał Bośniaków na faule.

Grzegorz KRYCHOWIAK – 5

To jego założenia, zdecydowanie zbyt często, dublował Góralski. Przyzwyczaił do tego, że nawet jeżeli nie potrafi niczego wykreować, to walczy i przeszkadza. W pierwszej połowie tego nie robił, co mogło dziwić. Lepiej było po przerwie, choć strzały z dystansu – przynajmniej na razie – nie powinien sobie odpuścić. Na jego usprawiedliwienie można napisać, że nie jest w optymalnej formie fizycznej.

Piotr ZIELIŃSKI – 4

Jako pierwszy z naszych, po dwóch kwadransach, trafił w światło bramki. To była niezła, indywidualna akcja, ale próba wyglądała już gorzej. Wiemy, że ma inklinacje do gry kombinacyjnej na małej przestrzeni, bo tak gra w klubie. Tylko dlaczego w reprezentacji, zazwyczaj, nie wychodzi? Z powodzeniem rywalizuje w Serie A, a gorzej radzi sobie z grającymi w mocno eksperymentalnym składzie Bośniakami. Zirytował dodatkowo fakt, że miał problemy techniczne w sytuacji, kiedy mogliśmy mieć niezłą okazję. Jemu zdarzać się to nie powinno.

Kamil GROSICKI – 7

Też, jak Glik, zagrał w kadrze po raz 75. Pokazał się dopiero po tym, jak zamienił się stronami z Jóźwiakiem. Co tu dużo mówić, to był zupełnie inny piłkarz. Zabrakło mu precyzji, kiedy starał się wyłożyć piłkę Milikowi. Świetnie jednak dośrodkował w pole karne z rzutu rożnego i szkoda, że Glik nieznacznie się pomylił. Pod koniec pierwszej połowy sam miał dobrą okazję, ale uderzył trochę niedbale. Aż w końcu kolejne jego dośrodkowanie zamieniło się w asystę. Po przerwie, cały czas, był widoczny, choć kilka razy podejmował złe decyzje. No ale „Grosik”, to „Grosik. Ewidentnie zaskoczył Bośniaków tym, że poszedł „na głowę” i dał nam prowadzenie. Nie ma dwóch zdań, że ciągle jest reprezentacji potrzebny.

Arkadiusz MILIK – 6

Należał do tych, którym niewiele zabrakło, aby wpisać się na listę strzelców przed przerwą. Najpierw nie dotarło do niego podanie „Grosika”, a później – po rykoszecie – piłka nieznacznie minęła bramkę rywala. Sporo biegał, walczył, starał się. Był aktywny, często schodził bliżej środka boiska. Oczywiście o naśladowaniu Roberta Lewandowskiego nie ma mowy, ale był to solidny występ.

Mateusz KLICH (od. 68. minuty) – 1

Odebrał, stracił i sfaulował. W końcówce powinien lepiej uderzyć głową, a byłoby 3:1.

Sebastian SZYMAŃSKI (od 80. minuty) – niesklas.

Karol LINETTY (od 85. minuty) – niesklas.)


Na zdjęciu: Kamil Jóźwiak (z prawej) potwierdził, że w niedalekiej przyszłości możemy mieć z niego pożytek.

Fot. Andrzej Lange/PAP