Jaki środek na wicelidera?

Marcin Biernat przed tygodniem w wyjazdowym spotkaniu z Podbeskidziem (0:2) już w 8 minucie ujrzał czerwoną kartkę. – Żałuję bardzo, bo ominie mnie ciekawy mecz z ŁKS-em, aspirującym do awansu, w którym każdy chciałby zagrać – przyznawał środkowy obrońca, którego faul na Valerijsie Szabali zakwalifikowano jako akcja ratunkowa, dlatego za tydzień, gdy tyszanie podejmą Puszczę Niepołomice, będzie już do dyspozycji sztabu szkoleniowego. Przed starciem z wiceliderem trzeba jednak znaleźć dla niego zastępstwo.

Kowalczyk zawodzi

Gdy Biernat osłabił zespół w Bielsku-Białej, parę stoperów z Łukaszem Sołowiejem stworzył Keon Daniel, przesunięty z pozycji defensywnego pomocnika. To też jeden z wariantów na dzisiejszy mecz z ŁKS-em. Trener Ryszard Tarasiewicz ma prawo mieć ból głowy. W normalnych okolicznościach naturalnym kandydatem do gry na środku defensywy powinien być Marcin Kowalczyk. Tym bardziej – przed takim meczem… W sezonach 2002/03 i 2003/04, jako nastolatek, występował w II-ligowym wówczas łódzkim klubie. Pobyt 8-krotnego reprezentanta Polski w Tychach okazuje się jednak na razie nieporozumieniem. Trafił na Edukacji latem, po dwóch z rzędu spadkach zaliczonych w Ruchu Chorzów.

Można było liczyć, że 34-latek w stabilniejszym klubie złapie stabilizację i będzie robił na I-ligowym poziomie różnicę, ale gdy grał – nieraz zawodził. Dlatego od września praktycznie nie gra. Ostatni występ w wyjściowym składzie zanotował 30 września – w dodatku nie na obronie, a w II linii, gdy GKS przegrał w Niepołomicach. Potem? 6 razy na ławce rezerwowych, 8 razy – nawet poza „osiemnastką” i jedno jedyne wejście z ławki – na 6 minut, w drugim wiosennym meczu (3:1 z Garbarnią Kraków).

A może „Boguś”?

Oczywiście, nie można nie odnotować, że jesienią Kowalczyk przez pewien czas leczył uraz, ale jego liczby – a w zasadzie ich brak – i tak dają do myślenia. Jego szanse na grę powinny automatycznie wzrosnąć, w chwili, gdy do Widzewa sprzedany został Daniel Tanżyna, ale to nie zmieniło sytuacji. W dwóch ostatnich spotkaniach, z Bytovią i Podbeskidziem, Kowalczyka brakowało nawet wśród rezerwowych. Dziś – z racji absencji Biernata – pewnie się tam znajdzie, ale czy od razu trenerzy desygnują go na boisko?

Mało prawdopodobne – podobnie jak to, że sytuacja jeszcze się odmieni i klub zechce przedłużyć jego wygasający po sezonie kontrakt. W czerwcu dobiegnie też końca umowa innego z defensorów, Łukasza Bogusławskiego, który grywa niewiele, ale akurat za podejście do obowiązków i zaangażowanie podczas meczów IV-ligowych rezerw bywa przez kibiców chwalony. Możliwe, że to właśnie „Boguś” zasypie dziurę po Biernacie i zagra u boku Sołowieja, choć tym roku nie zaliczył jeszcze w I lidze ani minuty.

Święto na trybunach

Niezależnie od problemów tyszan w defensywie, w obozie ŁKS-u nastawiają się dziś na bardzo trudną przeprawę. Tydzień po porażce z Puszczą, kolejna strata punktów nie byłaby w kontekście walki o ekstraklasę wskazana. – Chcieliśmy utrzymać serię zwycięstw jak najdłużej, ale to sport i rywale też celują w jak najlepsze wyniki – mówi trener Kazimierz Moskal. – Po tej porażce nie ma powodów do wielkiego niepokoju. Żałujemy, że zdarzył nam się taki mecz, ale sposób naszej gry pozostaje ten sam. Chcemy dominować, narzucać swój styl gry. Teraz zmierzymy się z zespołem, który przed sezonem miał bardzo duże aspiracje i był wymieniany w gronie faworytów do awansu. GKS ma w składzie kilku doświadczonych, wręcz klasowych zawodników, ale jakkolwiek by na tę drużynę patrzeć, ten sezon trochę ją rozczarował – dodaje szkoleniowiec ŁKS-u.

Na trybunach zapowiada się piłkarskie święto. Co prawda na łódzkich kibicach ciąży zakaz wyjazdowy, ale z racji tego, że od lat żyją z tyskimi fanatykami w przyjaznych stosunkach, powinni dziś w licznym gronie zasiąść w sektorach gospodarzy.

 

Na zdjęciu: Marcin Kowalczyk nie tak wyobrażał sobie pewnie pobyt w Tychach. Od września rozegrał… 6 minut.