Jan Woś zaprasza na kolejkę: Wszyscy grają dla mistrza Polski

BOGDAN NATHER: Inne drużyny robią wszystko, by mistrzem Polski była warszawska Legia?

JAN WOŚ: – Na to wygląda. W poprzednich kolejkach, gdy Legia traciła punkty, rywale nie potrafili wykorzystać jej potknięć. Pojawiała się szansa odskoczenia na kilka punktów od aktualnego mistrza Polski, ale Jagiellonia lub Lech nie potrafiły udźwignąć tego ciężaru. Legia jest natomiast do takich sytuacji przyzwyczajona i konsekwentnie dąży do celu.

 

Teraz legionistów czeka wyprawa do Białegostoku. Jagiellonia, która trzy ostatnie mecze na swoim boisku przegrała – z Wisłą Płock, Górnikiem, Wisłą Kraków – jest w stanie pokrzyżować szyki stołecznej drużynie?

JAN WOŚ: – Jagiellonia musi ten mecz wygrać, a Legia tylko może. Nie wiem, jak zespół z Białegostoku wytrzyma tę presję. Porażka przekreśla bowiem szansę drużyny trenera Mamrota na mistrzostwo Polski. Myślę, że podbudowani zdobyciem Pucharu Polski legioniści są faworytem tego spotkania. Nie grają efektownie, ale do bólu skutecznie.

 

Nie będą przemęczeni środowym meczem w finale Pucharu Polski?

JAN WOŚ: – Dochodzimy do sedna sprawy. Legia dysponuje na każdej pozycji praktycznie dwoma równorzędnymi piłkarzami, więc rotacje w składzie nie są tak odczuwalne, jak w innych zespołach. Legia nie musi przejmować się kartkami, kontuzjami, obniżką formy poszczególnych zawodników. Zawsze są bowiem zmiennicy, którzy dają drużynie odpowiednią jakość.

 

Górnikowi Zabrze w Lubinie będzie łatwiej niż przed tygodniem w Poznaniu?

JAN WOŚ: – Tylko na papierze, bo Zagłębie już wie doskoNale, na co stać zabrzan. Górnikowi z Lechem rzeczywiście poszło gładko, bo prowadził już 4:0. Niepotrzebnie się rozluźnił w końcówce, bo wynik 4:0 zawsze wygląda lepiej niż 4:2. Zabrzanie mimo bardzo młodego składu udowodnili, że w każdym momencie trzeba się z nimi liczyć, nawet jeżeli w składzie nie ma Igora Angulo. Strzelić Lechowi cztery bramki i do tego w Poznaniu, to wielka sztuka. W Górniku widać motywację, co jest zasługą trenera Brosza. Z drugiej strony młodzież jest nieprzewidywalna, więc nie podejmuję się wskazać rozstrzygnięcia w tym spotkaniu.

 

Bardziej od wygranej Górnika w Poznaniu zaskoczyły pana rozmiary zwycięstwa Piasta Gliwice z Arką Gdynia?

JAN WOŚ: – Wygrać na wyjeździe 5:1, to wynik niesamowity. Arka miała swój cel w lidze, czyli utrzymanie i zrealizowała go bardzo szybko. Nieważne, czy podeszła do meczu z Piastem nonszalancko, czy zadecydowały inne czynniki, wynik poszedł w świat. Piast też mógł być w bardziej komfortowej sytuacji, ale zabrano mu punkty, które wywalczył na boisku. Mam oczywiście na myśli mecz z Górnikiem Zabrze. Jak widać, zapłata za głupotę kibiców była wyjątkowo słona.

 

Mecz ze zdegradowana praktycznie do I ligi Sandecją Nowy Sącz będzie dla drużyny trenera Fornalika przysłowiową bułką z masłem?

JAN WOŚ: – Ależ skąd! Szanse drużyny z Nowego Sącza na utrzymanie są nikłe i musiałby się zdarzyć cud, by pozostała w ekstraklasie na następny sezon. Piast nie może jednak liczyć na taryfę ulgową, bo Sandecja na pewno będzie chciała pożegnać się z honorem z ekstraklasą. Dlatego Piast nie będzie miał spacerku, tylko będzie toczył walkę do upadłego i do ostatniego gwizdka sędziego.

 

Liczy pan na odrodzenie Lecha w Płocku? Dotkliwa porażka z Górnikiem mogła zasiać w serca i umysły piłkarzy Lecha zwątpienie, że prześcigniecie Legii jest możliwe.

JAN WOŚ: – Jeżeli Lech wygra z Wisłą, to nawet w przypadku wygranej Legii w Białymstoku, będzie nadal miał tylko dwa punkty straty do mistrza. I w zapasie mecz z legionistami u siebie. Ale wróżę „Kolejorzowi” trudną przeprawę z zespołem Jurka Brzęczka.