JKH GKS Jastrzębie. Żadnych świętości

Za fajną grę dla oka punktów się nie otrzymuje – mocno podkreśla dyrektor sportowy JKH GKS-u Jastrzębie, Leszek Laszkiewicz.


Robert Kalaber, trener obrońców tytułu mistrzowskiego oraz reprezentacji, przez kilka lat pracy dał z jak najlepszej strony i udowodnił, że fachowcem szalenie konsekwentnym. Od ustalonych założeń taktycznych i nie ma żadnych odstępstw. Jeżeli ktoś ich nie realizuje podczas meczów i „popisuje” się niechlujstwem na tafli siada na ławie rezerwowych. Wówczas tylko może przyglądać się jak walczą jego koledzy, ale na tym jeszcze nie koniec.

Gdy już wszyscy nieco ochłoną z emocji jakie im towarzyszą wówczas sprawcy „klopsów” na lodzie są zapraszani do pokoju zwierzeń i trener rozmawia z zawodnikiem o wszystkich problemach, dotyczących jego postawy. Trener Kalaber nie uznaje żadnych świętości i nie ma żadnej taryfy ulgowej dla reprezentanta kraju czy obcokrajowców. Za błędy trzeba płacić – od tej zasady nie ma żadnych odstępstw.

Huzia na mistrza

Zespół JKH GKS-u po zdobyciu złotego medalu opuściło aż 9 zawodników, w tym 7. napastników i to dobrymi celownikami. Skład został został, naszym zdaniem, odpowiednio uzupełniony, ale na wszystko potrzeba czasu. A sezon zaczął się od mocnego uderzenia, bo ledwo co reprezentanci powrócili z finałowego turnieju kwalifikacji olimpijskiej w Bratysławie, a już musieli się przygotowywać do wymagających występów w Lidze Mistrzów.

– Trudno odmówić chłopakom ambicji, woli walki i pokazali swój charakter i to zarówno w Lidze Mistrzów, jak i spotkaniach ligowych – mówi dyrektor sportowy, Leszek Laszkiewicz. Jednak fajna gra nie zawsze przekłada się na zdobycze punktowe. W jednych i drugich rozgrywkach powinniśmy ich mieć nieco więcej. Bo przecież wcale nie musieli przegrać po karnych meczu inauguracyjnego z Bolzano. A w lidze porażki z GKS-em Katowice i Unią Oświęcim nas zabolały.

Zwłaszcza ta druga potyczka, bo przecież przeważaliśmy, oddaliśmy więcej strzałów, ale koszmarne błędy w defensywie sprawiły, że przegraliśmy.Nie obyło się bez rozmów dyscyplinujących i przyniosły one skutek, bo gra z Cracovią już wyglądała lepiej. Uważam po serii meczów wiemy jakie są możliwości poszczególnych zawodników i trener może zrobi jakieś roszady w poszczególnych formacjach. A ponadto wszyscy w meczach z mistrzem kraju są odpowiednio zmotywowani, grają zadziornie i chcą uzyskać korzystny wynik.

Tylko cierpliwości

To prawda, że w JKH GKS-ie ubyło trochę strzelców, zaś nowi muszą się adoptować w nowym miejscu pracy. Łotewska kolonia jest pracowita i wdrażają się w kanony taktyczne jakie obowiązują w zespole.

– Brakuje nam skuteczności, ale przyjdzie ona z czasem i trzeba cierpliwie poczekać – mówi z przekonaniem wiceprezes klubu, Jan Miszek. – Martin Kasperlik, dla przykładu, musi odzyskać szybkości, a Roman Rac, po kontuzji, powoli wraca do dawnej dyspozycji. Zdecydowanie bardziej odpowiedzialnie musimy grać w defensywie. Kilku obrońców leczyło kontuzje, zaś Mateusz Bryk oraz Kamil Górny byli od początku mocno eksploatowani i ostatnich meczów nie zapiszą po stronie plusów.



Rusłan Baszirow po udanym sezonie w Zagłębiu Sosnowiec przeszedł do Jastrzębia, ale do jego postawy było sporo uwag. Ba, Rosjanin kilka razy nawet nie miał miejsca w wyjściowym składzie.

– Jest nadzieja na lepsze jutro – uśmiecha się dyrektor sportowy klubu. – Rusłan ma za sobą udane występy i już był aktywny nie tylko w ataku, ale również w naszej strefie. Był trochę zagubiony, ale chyba teraz wie czego oczekujemy od niego.

A przed hokeistami JKH GKS-u znów kolejny ważny czas: najpierw mecze ligowego z Sanokiem oraz w Sosnowcu, zaś we wtorek potyczka w Lidze Mistrzów z mistrzem Norwegii Frisk Akser. A rewanż 12 października w Oslo. Ot, znów kolejne gorące dni…


Na zdjęciu: Hokeistów z Jastrzębia, oprócz potyczek ligowych, czeka pożegnalny dwumecz w Lidze Mistrzów.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus