Jodłowiec zaskoczył skutecznością nawet siebie

Doświadczony pomocnik należy raczej do piłkarzy, którzy wolą grać niż mówić. Wywiady to nie jego naturalne środowisko, 33-latek zdecydowanie lepiej czuje się na boisku. A już wyjątkowo dobrze czuje się, gdy obdarza się go bardziej ofensywnymi zadaniami. Tak było w poniedziałkowym meczu, gdy „Jodła” inaczej niż we wcześniejszych spotkaniach nie był typowym defensywnym pomocnikiem. – Po raz drugi zdecydowaliśmy się na taki manewr i plan wypalił – przyznał po cennej wygranej trener gliwiczan, Waldemar Fornalik.

Jak ryba w wodzie

Sam zawodnik także był zadowolony, ale przyznawał, że nowa rola nie była dla niego czymś kompletnie nieznanym. – Czasami w przeszłości już byłem przesuwany wyżej, czy to w Legii, czy w innych klubach. Wiele razy w końcówkach meczów, gdy trzeba było gonić wynik. I wyglądało to nieźle. Gdy ze stopera stałem się pomocnikiem, to mówiono, że jestem typową „szóstką”, ale lubiłem i lubię grać ofensywnie, wychodzić wysoko, pressować, itd. Wiadomo, że wszystko trzeba robić z głową i w meczu z Pogonią tak to wyglądało, nie tylko w moim wykonaniu, ale i w wykonaniu całej drużyny – mówi „Sportowi” Tomasz Jodłowiec.

Tomasz Jodłowiec, bohater ostatniego meczu Piasta.

Poniedziałkowy wieczór był wyjątkowy dla 33-latka także z innego powodu. – Pierwszy raz strzeliłem dwa gole, choć w szatni trochę żartowaliśmy, że to na pewno był samobój, bo to niemożliwe – uśmiecha się pochodzący z Żywca zawodnik, który przy odrobinie szczęścia mógł skompletować hat tricka, bo w końcówce nieznacznie pomylił się główkując obok bramki Pogoni. Mający ponad 300 występów w ekstraklasie piłkarz wydawał się być jednak bardziej zadowolony z wygranej drużyny niż ze swojego wyczynu.

– Wcześniej kilka punktów nam uciekło, począwszy od meczu z Miedzią, z Wisłą Płock, czy na niedawnym spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec skończywszy. Dlatego byliśmy nastawieni tylko na zwycięstwo. Wiedzieliśmy, że Pogoń jest w dobrej formie, ale pokazaliśmy na boisku, że byliśmy dobrze przygotowani i zasłużenie zgarnęliśmy trzy punkty – dodawał Jodła.

Nie wszystko zależy od Piasta

Nie tylko ostatni mecz był namacalnym dowodem na to, że Tomasz Jodłowiec piłkarsko odżył w Gliwicach. „Jodła” od samego początku okazał się bardzo dobrym transferem, wydatnie pomógł Piastowi w utrzymaniu, a i teraz jest mocnym ogniwem. Doświadczony pomocnik został wypożyczony z Legii na rok, a okres owego czasowego transferu kończy się wraz z upływem 2018 roku.

Nic więc dziwnego, że fani Piasta chcieliby, żeby 33-letni pomocnik pozostał w Gliwicach. Sprawa nie będzie taka prosta. Wszystko przez kontrakt, który Jodłowiec ma podpisany z Legią. Umowa z warszawskim klubem obowiązuje do lata 2020, czyli jeszcze przez 1,5 roku. Mistrzowie Polski rok temu jasno i wyraźnie dali sygnał, że Jodłowca w swej drużynie nie widzą. Z tego powodu były reprezentant Polski zamiast polecieć z Legią na obóz na Florydę, musiał szukać sobie nowego klubu. Znalazł się Piast i obie strony są zadowolone.

Sam zawodnik pytany przez nas ostatnio czy chciałby zostać w Gliwicach na dłużej odpowiedział bez wahania, że tak. Według naszych informacji wola rozmów w sprawie nowej umowy ze strony władz Piasta jest, ale kluczowe kwestie nie są zależne od klubu z Okrzei. Po pierwsze zimą władze Legii będą musiały zdecydować czy chcą i widzą Jodłowca w swoim klubie. Jeśli nie, to w takim razie co z jego wciąż obowiązującym i wysokim kontraktem. Jeśli i ta przeszkoda zostanie pokonana, potrzebne będą negocjacje ewentualnego, nowego kontraktu w Gliwicach.

Tak czy owak wszystko wskazuje na to, że ostateczne rozwiązanie tej sprawy może mieć miejsce później niż wcześniej, np. w drugiej połowie stycznia. Kibice Piasta muszą wykazać się więc cierpliwością, a władze klubu na pewno będą przygotowane na każdy możliwy scenariusz.