Kamil Wilczek: Nie podejmowałem innych tematów

Rozmowa z Kamilem Wilczkiem, napastnikiem Piasta Gliwice.


Długo nie mówiło się o panu zbyt wiele w kontekście powrotu do Polski. Potem pojawiły się delikatne sygnały, ale pan zaprzeczał. Teraz rozumiem, że celowo, bo taki był plan?

Kamil WILCZEK: – Wiedziałem od dłuższego czasu, że taki temat może wejść w życie, ale mocno zależało mi – i nie tylko mi – żeby to wszystko było trzymane w tajemnicy. Im było ciszej, tym dla mnie lepiej. Muszę powiedzieć, że udało się tak zrobić i sprawiliśmy – tak myślę – kibicom Piasta miłą niespodziankę.

Kiedy opcja powrotu do Gliwic nabrała realnych kształtów?

Kamil WILCZEK: – Temat był grany wcześniej, ale najpierw trzeba było wyjaśnić do końca moją sytuację w Kopenhadze. Gdy udało się sfinalizować sprawy formalne, czyli rozwiązanie kontraktu, można było przystąpić do działania. Tak naprawdę kilka dni przed ogłoszeniem transferu temat przyspieszył i Piast był zdeterminowany, żeby wszystko sprawnie dokończyć.

Kamil Wilczek mimo 34 lat wciąż zapewne jest łakomym kąskiem dla wielu klubów. Czy były inne opcje do wyboru, czy jednak był pan zdecydowany od samego początku tylko wyłącznie na Piasta?

Kamil WILCZEK: – Opcje tak naprawdę były tylko dwie: albo wracam do Gliwic, albo zostaję w Kopenhadze. Oczywiście zainteresowanie z różnych klubów było, ale ja świadomie nie podejmowałem innych tematów. Miał być Piast i jest Piast.

Podpisał pan 2,5-letnią umowę z opcją przedłużenia. Czy dość długi kontrakt to był pana pomysł i czy nie sugeruje też tym samym, że Piast będzie ostatnim klubem w karierze?

Kamil WILCZEK: – Nikt nikomu nie stawiał warunków. Rozmawialiśmy i ustaliliśmy wspólnie naszym zdaniem najlepsze rozwiązanie. Piast był od samego początku bardzo konkretny, wiedzieli, co chcą i z kim rozmawiają. Dlatego taka długość kontraktu to nasz wspólny pomysł. A co do ostatniego poważnego kontraktu, to… tak. Wieku i metryki nie oszukasz. Oczywiście zdrowie musi dopisywać, ale jeśli dotrwam do końca umowy, to potem będę musiał się zastanowić co robić dalej, być może nie w roli piłkarza.

Wróćmy na chwilę do Danii. FC Kopenhaga – początek niezły, a potem już tak różowo nie było. Jesienią grał pan bardzo mało. Dlaczego wyszło, jak wyszło?

Kamil WILCZEK: – Bo tak to w piłce bywa. Raz jest dobrze, raz źle. Trudno jednoznacznie powiedzieć, co się popsuło. Nie grałem i tyle. Nie jest jednak tak, że z miesiąca na miesiąc zapomniałem, jak się to robi. W pewnym momencie w klubie zrobiło się za ciasno. Ale teraz już się na tym nie skupiam, nie myślę o tym, co za mną.

Pan się nie skupia na przeszłości, ale kibice Broendby, czyli pana poprzedniego duńskie klubu – owszem. Było to widać… pod oficjalną informacją transferową Piasta, gdzie ich komentarze były niezbyt przyjemne…

Kamil WILCZEK: – Generalnie, nie przywiązuje do tego uwagi.

Siedem lat nie było Kamila Wilczka w Polsce i w Gliwicach. Wrócił inny piłkarz i człowiek niż ten, który wyjeżdżał?

Kamil WILCZEK: – Zdecydowanie tak, piłkarsko i ludzko jestem na innym poziomie. Ale muszę podkreślić, że Piast też jest na innym, wyższym poziomie. Mam to szczęście, że jak wracam do Piasta, to jest to prężnie rozwijająca się drużyna. Podsumowując moje lata za granicą, to były lepsze i gorsze okresy. Oczywiście może i mogło się to jeszcze lepiej ułożyć, ale na pewno nie żałuję żadnej ze swoich decyzji. Nie mam prawa narzekać, bo przeżyłem wiele, grałem i żyłem w fajnym miejscach, trochę goli nastrzelałem.

Dołączył pan do Piasta tuż przed startem ligi. W jakiej formie się pan znajduje?

Kamil WILCZEK: – Od 20 grudnia jestem w treningu indywidualnym, od 7 stycznia trenowałem z drużyną w Danii. Kilka ostatnich dni było zwariowanych, przez co rytm został zachwiany, ale np. we wtorek odbyłem dwa pełne treningi z Piastem i… było dobrze! Jestem gotowy do gry, jeśli tylko trener tak zadecyduje.

Rozmawiał pan z trenerem Waldemarem Fornalikiem o swojej roli w drużynie?

Kamil WILCZEK: – Na razie było sporo zamieszania, więc rozmowy były krótkie. Taka dłuższa na pewno dopiero nasz czeka. Trener dzwonił do mnie też przed samym transferem do Piasta.

Jesienią narzekano na atak Piasta, a wiosną stanowić go będziecie pan i reprezentant Estonii, Rauno Sappinen. Czeka nas ostra rywalizacja o miejsce w składzie?

Kamil WILCZEK: – Rywalizacji się nie boję. Mogę też grać w każdym systemie, który zaproponuje sztab. Jestem gotowy na wszystko. Zawsze sobie stawiałem cele i lubię podwyższać poprzeczkę. Jestem bardzo optymistycznie i nie mogę doczekać się gry.

Pana zdaniem Piast jest za nisko w tabeli w stosunku do posiadanego potencjału?

Kamil WILCZEK: – Będąc w Danii oglądałem mecze Piasta i widziałem jakość, widziałem dobrych piłkarzy. W piłce jest jednak tak, że czasem decydują detale, szczęście, przypadek. Wierzę, że szczęście wychodzi na zero i że wiosna będzie zdecydowanie lepsza.

Piastem seria domowych meczów. Będzie lekki dreszczyk, gdy ponownie wybiegnie pan na murawę stadionu przy Okrzei?

Kamil WILCZEK: – Zawsze są emocje, a i powroty też się z nimi kojarzą. Nie mam się czego bać, mogę się tylko cieszyć. Ja powrotów się nie boję, bo jak za pierwszym razem wróciłem do Piasta, to zdobyłem koronę króla strzelców. Co do meczów, to wiem, że za chwilę gramy derby z Górnikiem i nie mogę się doczekać. Po to się gra, żeby wygrywać. Moja pozycja jest taka, że ode mnie oczekuje się przede wszystkim bramek i na tym chcę się skupić


Na zdjęciu: Kamil Wilczek znów w barwach Piasta. Debiut już w sobotę?
Fot. piast-gliwice.eu