Każdy błąd ma wielką cenę

Tyszanie rozpoczynali tydzień z mocnym postanowieniem odniesienia pierwszego w sezonie wyjazdowego zwycięstwa, ale próba nr 1 – ta nieporównywalnie łatwiejsza niż niedzielna wizyta w Niepołomicach – zakończyła się klapą na całej linii. Ulegli (1:2) trzecioligowej Legionovii, która udowodniła, że nie przez przypadek zasiada w fotelu lidera grupy I tego szczebla rozgrywkowego, co nie stanowi jednak dla GKS-u wielkiej okoliczności łagodzącej.

– Jest wielkie rozczarowanie po takim wyniku. Można mówić, że priorytetem jest liga, że prędzej czy później z pucharu i tak byśmy odpadli, że nie poradziło sobie Zagłębie Lubin czy Pogoń Szczecin. Niech inni robią jednak, co chcą. Nie ma co szukać wytłumaczeń. Takie mecze, z takim przeciwnikiem, powinniśmy wygrywać i awansować dalej – nie ukrywa trener Ryszard Tarasiewicz, który na pucharową batalię desygnował skład zbliżony do optymalnego. Młodzieżowcy, jak choćby Michał Staniucha, Dominik Połap czy Jan Biegański, spędzili to popołudnie na Mazowszu w roli wyłącznie rezerwowych.

– Nie można zarzucić nam nonszalancji, braku poświęcenia czy szacunku do przeciwnika. Tego po chłopakach nie odczułem. Byliśmy zespołem lepszym, stworzyliśmy więcej sytuacji, zdobyliśmy bardzo ładną bramkę na 1:0, mieliśmy okazje na podwyższenie wyniku. Kontrolowaliśmy grę – ocenia szkoleniowiec GKS-u.

Aż nasuwa się zatem pytanie – skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Tyszanie, którzy wiosną spisywali się rewelacyjnie, w tym sezonie wygrali tylko 3 z 13 meczów, w dodatku wszystkie – u siebie z drużynami z dołu pierwszoligowej tabeli (Nieciecza, Garbarnia, Warta).

– My naprawdę nie popełniamy wielu błędów; wcale nie jest ich więcej niż wiosną. Tyle że każda najmniejsza pomyłka kosztuje nas stratę bramki i nie inaczej było w Legionowie. W większości spotkań mamy optyczną przewagę. Może nie kreujemy wielkiej liczby sytuacji, ale powinniśmy lepiej je wykańczać. Coraz więcej zawodników uczestniczy w akcjach ofensywnych, jest w polu karnym rywala, przez co stwarzamy zagrożenie… Szkoda, bo chcieliśmy grać w PP jak najdłużej, a teraz została nam tylko i wyłącznie liga – przyznaje Tarasiewicz.

Aż dziw, że taki występ, jak w Legionowie – „okraszony” sprokurowanym rzutem karnym i czerwoną kartką dla Marcina Biernata – zdarzył się kilka dni po tym, jak tyszanie zachowali czyste konto strat i bezbramkowo zremisowali po dobrym meczu w Łodzi z ŁKS-em.

– Na ekranie telewizora ten mecz wyglądał nawet lepiej niż na żywo. Trzeba go sobie „zakodować”; powielać te zachowania na boisku, które w Łodzi pokazaliśmy i przenosić na kolejne mecze – mówi trener GKS-u.
Okazja do rehabilitacji – w niedzielę w Niepołomicach.