Klaudiusz Sevković: Nie chcemy trenera z łapanki

Rozmowa z Klaudiuszem Sevkoviciem, prezesem KPR Ruch Chorzów.


Jak się właściwie powinno pana tytułować? Panie prezesie, panie trenerze, szefie…

Klaudiusz SEVKOVIĆ: – Capo di tutti capi (szef wszystkich wodzów – przyp. red.), cha, cha, cha! A mówiąc poważnie, przed sobotnim meczem w Gliwicach stanęliśmy przed niemałym problemem. Nieczęsto bowiem się zdarza, że szkoleniowiec nie z dnia na dzień, a z godziny na godzinę zostawia zespół i bez słowa wyjeżdża. W czasie mojej prezesury w tym klubie pracowało wielu trenerów, ale jeszcze żaden w ten sposób się z nami nie rozstał. Bez pożegnania, słowa wyjaśnienia pojechał na Słowację… W ten sposób dorośli ludzie tych spraw nie powinni załatwiać.

Mimo wszystko w protokole na derbowe spotkanie z Sośnicą w rubryce „trener” wpisany został Vit Teleky…

Klaudiusz SEVKOVIĆ: – Zgadza się, ale powiem szczerze, że ani przez moment nie wierzyłem, że się zreflektuje i mimo wszystko stawi się w pracy. Ten człowiek ma przecież u nas kontrakt, nie przypominam sobie, by został on rozwiązany, więc jego obowiązkiem było stawić się w pracy. Nie uczynił tego, a absencja bez logicznego usprawiedliwienia to nic innego jak bumelka. Mam nadzieję, że ten pan już wie, iż jego zachowanie było niewłaściwe. Niezależnie od wszystkiego należy mu się zwolnienie dyscyplinarne, co – jak wiemy – wiąże się z poważnymi konsekwencjami. Na pewno tej sprawy tak nie zostawimy.

O co właściwie poszło? Przecież trener Teleky to fachowiec z wysokiej półki. W Jarosławiu zmontował zespół, z którym awansował do superligi, a następnie zajął w niej 5. miejsce.

Klaudiusz SEVKOVIĆ: – My też liczyliśmy, że w Chorzowie zdoła zrobić coś dobrego, a tymczasem nie zdołał uratować drużyny przed spadkiem, przegrywając zdecydowaną większość meczów. Obdarzyliśmy go jednak zaufaniem, pozwalając pracować w I lidze, ale z biegiem czasu tracił kontakt z zawodniczkami, zwyczajnie je obrażając. Początkowo to znosiły, bo to charakterne dziewczyny, ale w pewnym momencie miarka się przebrała i nie wytrzymały. Nie będę jednak wchodził w szczegóły, bo znam wersję tylko jednej strony. Drugiej nie zdołałem poznać, bo pan trener się spakował i wyjechał, nie oddając nawet kluczy z mieszkania, które klub mu wynajmował… To świadczy o klasie człowieka, a w tym wypadku o jej braku. Dla mnie temat jest zamknięty, karuzela musi kręcić się dalej.

Mimochodem w sobotę pan na nią wskoczył…

Klaudiusz SEVKOVIĆ: – Tak się złożyło, że trzeba było wziąć stery w swoje ręce. Zostałem wpisany do protokołu jako „osoba towarzysząca”, bo miałem do tego prawo. Choć de facto funkcję trenera pełniła Kasia Wilczek, to czułem pełną odpowiedzialność za zespół. I chyba całkiem przyzwoicie wywiązałem się z tej roli, bo drużynie, która latem solidnie się wzmocniła, sadząc się nie tylko na mecz z nami, ale i wygranie całej ligi, dziewczyny rzuciły 40 bramek, tracąc 18, z czego 5 w drugiej połowie. Nie wiem czy to spotkanie było rejestrowane, ale – powiem nieskromnie – poprowadzone zostało w sposób wzorowy. Daliśmy pograć wszystkim 13 zawodniczkom, w tym pomijanej przez byłego szkoleniowca Sabinie Radlak, zdobywczyni 7 bramek, rozsądnie szafując ich siłami, wpuszczając na parkiet pojedynczo, a nie po kilka, jak miało to miejsce do tej pory. Efekt był, a wynik mówi sam za siebie.

Prowadzący Sośnicę Michał Boczek, który swego czasu pracował w Ruchu, pogratulował panu wygranej?

Klaudiusz SEVKOVIĆ: – Ależ skąd! Nawet do mnie nie podszedł. Zaraz po końcowej syrenie poszedł do szatni. Najwyraźniej była to dla niego bolesna lekcja.

Jak długo taki układ będzie obowiązywał?

Klaudiusz SEVKOVIĆ: – Nie ukrywam, że spodobała się trenerka, ale niestety nie posiadam stosownych uprawnień, a za sobotni mecz przyjdzie nam zapłacić karę. Sędziowie na odwrocie protokołu zaznaczyli bowiem, iż na naszej ławce nie było osoby dysponującej licencją B (Katarzyna Wilczek posiada licencję C – przyp. red.), co skutkuje wpłaceniem 500 złotych na konto ZPRP. Nie mamy wyjścia, przelejemy te pieniądze, ale mam nadzieję, że na sobotni mecz w Łodzi będziemy już mieli nowego szkoleniowca.

Na jakim etapie są poszukiwania?

Klaudiusz SEVKOVIĆ: – To naprawdę trudny i złożony temat, bo w dzień czy dwa ciężko jest znaleźć trenera z uprawnieniami, który podjąłby się prowadzenia zespołu. Nie chcemy zatrudniać nikogo z łapanki. To musi być przemyślana decyzja. Razem z prezesem Krzysztofem Ziołą zrobiliśmy rozeznanie na krajowym podwórku i wyszło nam, że większość szkoleniowców jest zajęta, a ci, którzy mogliby się podjąć prowadzenia naszego zespołu pracują w szkołach, ucząc wychowania fizycznego. Ja wiem, że czasy są trudne i każdy pilnuje tego co ma, ale jeden czy drugi pracę w Ruchu powinien powinien potraktować jako szansę i możliwość zaistnienia. Najwyraźniej jednak mają obawy.

Czy klub grający na drugim poziomie w kraju faktycznie mógłby być trampoliną?

Klaudiusz SEVKOVIĆ: – Nie mógłby być, tylko jest! Przecież wielu trenerów wybiło się właśnie w Ruchu i do dziś funkcjonuje w tym środowisku. Krzysztof Przybylski u nas zaczynał pracę z kobietami i doszedł aż do reprezentacji, a dziś prowadzi Piotrcovię Jarosława Knopika wyciągnęliśmy z plażówki, zrobił z nami awans, a teraz w Olsztynie z powodzeniem szkoli I-ligowy zespół mężczyzn, Marcin Księżyk u nas zaczynał, a potem w Olkuszu walczył o superligę. Trochę się więc tego uzbierało, a to dowodzi, że sroce spod ogona nie wypadliśmy.

A co, jeśli nie uda się znaleźć polskiego szkoleniowca?

Klaudiusz SEVKOVIĆ: – Wdrożymy opcję zagraniczną. Spenetrujemy rynek czeski, słowacki czy bałkański i jestem spokojny, że znajdziemy odpowiedniego kandydata, który zdoła poprowadzić zespół i osiągnąć z nim sukcesy. Naszym celem jest przejście suchą nogą przez I ligę i powrót do superligi. Na razie mamy dwa wysokie zwycięstwa i liczymy na kolejne, równie efektowne.

Ale Ruch uczestniczy przecież jeszcze w lidze czesko-słowackiej…

Klaudiusz SEVKOVIĆ: – I nadal będzie to robić. MOL Liga to dla naszych dziewcząt nowe doświadczenie, które coraz bardziej im się podoba. Na razie nie wygrywają, jednak rywalizując z silniejszymi od siebie wiele się uczą, co w przyszłym sezonie – mam nadzieję, że ponownie w najwyższej klasie – będzie procentować.


Na zdjeciu: Klaudiusz Sevković jest przekonany, że Katarzyna Wilczek (z lewej), Karolina Jasinowska i pozostałe „Niebieskie” sprawią mu jeszcze mnóstwo radości.

Fot. Marcin Bulanada/PressFocus