Arka rusza w nowy rejs

To szansa na fajny klub. Gdybym był kibicem Arki, to bym dziś otworzył szampana – napisał Bogusław Leśnodorski, były właściciel Legii Warszawa, komentując na Twitterze przeobrażenia, do jakich w weekend doszło w Gdyni.



Korzystając z taty


To wciąż rzadkość w polskiej piłce, by klub w tak jawny sposób został przejęty przez menedżera. Właścicielem większościowego pakietu akcji Arki został Michał Kołakowski, syn Jarosława, czyli jednego z najpotężniejszych polskich agentów, reprezentującego interesy Kamila Glika, Szymona Żurkowskiego czy Jakuba Świerczoka.

Jarosław Kołakowskina na portalu „Weszło!” mówi wprost, że będzie doradzał synowi w kwestiach sportowych i dodaje, że syn ma „papiery”, by zająć się klubem od strony prawno-administracyjnej; ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, a także prawo sportowe na uczelni w Madrycie. Jeszcze nie tak dawno figurował na liście pośredników transakcyjnych PZPN.


– Nie ukrywam, że będę korzystał z doświadczenia Jarosława Kołakowskiego – prywatnie mojego ojca, a zawodowo menedżera od lat związanego z piłką. Mamy długoterminowe i ambitne plany wobec Arki, jednak zacząć musimy od małych kroków.

Deklaruję, że w najbliższych tygodniach dokapitalizujemy spółkę oraz zrobimy wszystko, aby wyjść z obecnego kryzysu i utrzymać się w ekstraklasie. Zapewniam również pełną gotowość do współpracy z kibicami, miastem oraz wszystkimi, którym zależy na Arce – powiedział Michał Kołakowski.


Kaliskie sukces


Dla Kołakowskiego-seniora – dziś menedżera, właściciela agencji KFM, a w przeszłości dziennikarza czy rzecznika prasowego PZPN – nie będzie to pierwsza przygoda z klubem piłkarskim. Żadna to wielka tajemnica, że jest zaangażowany w działalność KKS-u 1925 Kalisz, czyli aktualnego lidera II grupy III ligi.

Jeśli PZPN podejmie jutro decyzję o zakończeniu sezonu, co wydaje się przesądzone, KKS (trenuje go Ryszard Wieczorek) awansuje do II ligi. Według portalu Transfermarkt, przez agencję Jarosława Kołakowskiego jest reprezentowanych siedmiu zawodników zespołu z Kalisza.


– Właścicielem klubu jest mój kolega, wziąłem na siebie stronę sportową. W pierwszym sezonie rozczarowaniem był brak awansu, ale z drugiej strony był to najlepszy sezon w historii klubu. Przegraliśmy rywalizację z Lechem II Poznań, który jednak korzystał z piłkarzy z ekstraklasy.

Teraz KKS zdobył najwięcej punktów spośród wszystkich zespołów III-ligowych w Polsce. Poukładaliśmy ten klub. Sam dużo się nauczyłem, bo III liga to naprawdę skomplikowany poligon doświadczalny – tak Kołakowski mówi na „Weszło!” o pracy w Kaliszu.


Radość w mieście


Do Kołakowskiego-juniora należy 75 procent akcji Arki (chętne było też konsorcjum „firmowane” przez byłego piłkarza Rafała Murawskiego). Kołakowski odkupił udziały od ledwie 23-letniego Dominika Midaka, który władał klubem od 2017 roku, pod czujnym okiem ojca Włodzimierza.

Midakowie od dłuższego czasu pozostawali skonfliktowani z kibicami. W mieście wywieszano transparenty z obraźliwymi, a często i wulgarnymi hasłami wobec właścicieli. W styczniu przed klubem ustawiono cztery taczki ze zdjęciami obu Midaków, dyrektora sportowego Antoniego Łukasiewicza (byłemu piłkarzowi żółto-niebieskich zarzuca się głównie fatalną politykę transferową) i dyrektora wykonawczego Rafała Żurowskiego.

Klubowa kasa świeciła pustkami. Pensje za luty i marzec zawodnicy otrzymali w niepełnej wysokości w formie zaliczek i z tego też względu, w przeciwieństwie do większości klubów w ekstraklasie, nie doszli do porozumienia w kwestii redukcji wynagrodzeń na czas pandemii. Od Arki – wskutek działań Midaków – odcięło się miasto, dlatego w magistracie ucieszono się ze zmian w spółce.

Gdynia w 2019 roku przeznaczyła na klub ponad 6 milionów złotych. W styczniu wstrzymała jednak finansowanie, uznając, że pod rządami Dominika Midaka klub jest zadłużany i nie jest realizowana żadna długofalowa strategia.


Kibicowski oddech ulgi


Kibice Arki mogli mieć czarne myśli – włącznie z wizją odbudowy klubu od IV ligi – dlatego teraz w przyszłość mogą patrzeć z optymizmem.


Przeczytaj jeszcze: To będzie bal manekinów


– Odetchnęliśmy z ulgą po oficjalnej informacji o odejściu z Gdyni Włodzimierza i Dominika Midaków. Jeszcze kilka dni temu prawdopodobne było ogłoszenie bankructwa, więc w tej chwili nawet perspektywa spadku na pewno nie wydaje się aż tak dramatyczna, natomiast liczymy, że dzisiejsze decyzje dadzą impuls do walki o utrzymanie.

Nowi właściciele posiadają zdecydowanie większe doświadczenie w piłce, co wraz ze spodziewanym powrotem wsparcia ze strony miasta daje nadzieję na lepszą przyszłość, zarówno pod względem finansowym, jak i sportowym.

Wszyscy jednak będą bacznie przyglądać się działaniom panów Kołakowskich, nauczeni doświadczeniem poprzednich właścicieli, którzy doprowadzili klub nad przepaść – powiedział Łukasz Jesionowski, prowadzący kibicowski podcast „oTAGowani”.


Wojciech Chałupczak


Na zdjęciu: Jarosław Kołakowski bierze się za Arkę. A inni wezmą go na celownik…
Fot. Norbert Barczyk/PressFocus

* * *


Teraz Mamrot


Nowy właściciel zaczyna z wysokiego „C” i od razu przyprowadza ze sobą trenera z górnej półki. Arkę poprowadzi Ireneusz Mamrot, który pozostawał bez zatrudnienia, odkąd w grudniu po 2,5-rocznym pobycie rozstał się z Jagiellonią Białystok. W Gdyni jego kontrakt ma obowiązywać 2 lata – do 30 czerwca 2022, co jasno pokazuje, że szkoleniowiec jest gotów podjąć się pracy również w I lidze.

– Cierpliwość władz i danie szkoleniowcowi odpowiedniego czasu, by poukładać drużynę po swojemu, nawet w przypadku spadku z ekstraklasy może przynieść wiele korzyści dla Arki. To dobrze funkcjonowało w Chrobrym Głogów, w którym Mamrot pracował przez lata, i którego poprowadził do dwóch awansów.

W Jagiellonii było trudniej, choćby ze względu na politykę sprowadzania wielu obcokrajowców, której szkoleniowiec chyba nie był fanem, ale i tak udowodnił swoje kompetencje, zdobywając wicemistrzostwo kraju i dochodząc do finału Pucharu Polski – twierdzi Łukasz Jesionowski, prowadzący kibicowski podcast „oTAGowani”.


Ostatnio trenerem gdynian był Krzysztof Sobieraj (po tym, jak rezygnację złożył Serb Aleksandar Rogić), ale nie posiada on uprawnień do prowadzenia zespołu na szczeblu centralnym.


Zatrudnienie Mamrota to pierwszy sukces Kołakowskich – w końcu na „musiku” był nie on, a Arka. Szkoleniowiec z Trzebnicy mógł w domowym zaciszu wypatrywać raczej atrakcyjniejszej oferty. Podejmuje się misji niemożliwej

– Arka na 11 kolejek przed końcem sezonu zajmuje w tabeli przedostatnie miejsce, wyprzedza tylko ŁKS, a do plasującej się nad „kreską” Wisły Kraków traci 6, a do Górnika aż 8 punktów. Dystans niby do odrobienia, tylko kogo tu gonić?

* * *


Nowe miotły pod „kreską”


Do walki o utrzymanie w dobie pandemii wszyscy trzej przedstawiciele strefy spadkowej przystąpią z nowym szkoleniowcem. Maciej Bartoszek (zastąpił Mirosława Smyłę) zdążył poprowadzić Koronę w jednym meczu (1:0 z ŁKS-em), ostatnim przed zawieszeniem rozgrywek. Już w maju ŁKS zamienił Kazimierza Moskala na Wojciecha Stawowego, a teraz w Arce powierzono trenerski ster Ireneuszowi Mamrotowi. Dziś trener ma przejść test na koronawirusa.

* * *


Ostatni był Osuch


Przykład polskiego klubu zarządzanego w ostatnich latach przez menedżera to Zawisza Bydgoszcz. Przejął go Radosław Osuch, doprowadził do ekstraklasy, zdobycia Pucharu oraz Superpucharu Polski, ale zarazem upadku. W 2015 roku bydgoszczanie pożegnali się z elitą, a rok później – po nieudanym sezonie w I lidze – Osuch w klimacie kibicowskiego bojkotu i pustych trybun dał sobie spokój z Zawiszą. Ten mozolnie się odbudowuje. Na razie dotarł do IV ligi. W Europie nie brakuje klubów, których właścicielami są agenci. Wspomnieć można o słynnym Jorge Mendesie, rozdającym karty w Wolverhampton czy Valencii.


8 KLUBÓW w ekstraklasie przynajmniej raz w tym sezonie decydowało się na zmianę trenera. W tym gronie prócz Arki są Jagiellonia, Wisła Płock, Zagłęnie, Wisła Kraków, Korona i ŁKS.


Czy wiesz, że…
„Nowa” Arka zadebiutuje w spektakularnym meczu, czyli wyjazdowych derbach Trójmiasta z Lechią. W sezonie zasadniczym czekają ją jeszcze konfrontacje ze Śląskiem, Legią i – być może „o 6 punktów” – z krakowską Wisłą.