Komentarz „Sportu”. Maciej Szczęsny – detektyw bez licencji

Jacek Błasiak

I to od razu dwóch – i to w najważniejszych, bo inauguracyjnych meczach eliminacji Euro 2020. Ale żeby się trenerowi i piłkarzom w głowach nie poprzewracało, to po porażce Austrii w Izraelu od razu ustalono, że w czwartek w Wiedniu wcale nie wygraliśmy z najsilniejszym rywalem w grupie. Niedzielne zwycięstwo z Łotwą nastąpiło w słabym stylu. Mnie jednak w pamięci na długo pozostanie to, co przed meczem z Łotyszami usłyszałem w studiu telewizji publicznej.

Otóż doskonały niegdyś bramkarz, pięciokrotny mistrz Polski z czterema różnymi zespołami, choć w kadrze raczej niespełniony, obecnie dziennikarz, a może komentator telewizyjny, Maciej Szczęsny, mniej więcej tak wypalił; „Nie korzystam z portali społecznościowych, ale wiem, co tam się dzieje, bo mi dzwonią, gdyż wiedzą, że nie korzystam, więc dowiedziałem się, że prawie niegrający w swoim włoskim klubie Arkadiusz Reca ma zapis w kontrakcie, iż po zagraniu w reprezentacji kilku meczów (bodaj pięciu! – przyp. jb) jego poprzedni klub, Wisła Płock, otrzyma dodatkową gratyfikację. Jeśli informacja o tej klauzuli jest nieprawdziwa, to od Wisły Płock oczekuję w tej sprawie dementi!”.

Konsternacja w studiu była wielka; prowadzący Jacek Kurowski próbował sytuację ratować, pytając: „Czy jest w tym coś niezgodnego z prawem albo choćby nagannego?”. Dziennikarz, a może tylko komentator, Maciej Szczęsny, uznał, że naiwniakowi należy się kawa na ławę. Więc rąbnął: „Jeszcze niedawno Jerzy Brzęczek był trenerem Wisły Płock!”, więc nad czym się tu zastanawiać…

Posądzenie selekcjonera Brzęczka, który w środowisku nazywany jest „Papieżem”, o kręcenie lodów jest co najmniej obrzydliwe. Tym bardziej że wiemy, jak ciężko jest w kraju o lewych obrońców z prawdziwego zdarzenia. Tym bardziej że Reca mógł z Łotwą nawet nie zagrać, gdyby nie urazy, choroby i inne powody dotykające jego kolegów-reprezentantów. A sam Arkadiusz Reca najlepiej odpowiedział na te insynuacje, grając bardzo poprawnie, a – co ważniejsze – wykonując najważniejsze zagranie meczu: podając wprost na głowę Roberta Lewandowskiego na 1:0!

Wygląda na to, że dziennikarz, a może tylko komentator telewizyjny, Maciej Szczęsny, bardzo chce zostać naczelnym krytykantem, a może najlepszym ironistą kraju – czymś w rodzaju Erica Cantony bodaj podczas ostatniego mundialu czy Johna McEnroe w czasie Wimbledonu. Zresztą w podobnej scenografii i anturażu, co Cantona i McEnroe, był już w państwowej tv lansowany. Niestety, to nie ten kingsajz, a już to, że Pan Maciej poprzez niekorzystanie z portali społecznościowych (z których i tak wszystko wie) uważa się za lepszego od tych, którzy korzystają, jest żenujące.

I tu znów przypomniał mi się kultowy rysunek kultowego Andrzeja Mleczki, na którym nosorożec dąży do zbliżenia z żyrafą i górujące na tym hasło: „Obywatelu, nie pieprz bez sensu!”. Uiszczacze abonamentu nie za to Ci płacą…