Krótka piłka. Adam Godlewski

Kuba Błaszczykowski zaskoczył świat, przychodząc z pomocą ocierającej się o bankructwo Wiśle Kraków. Nie zaskoczył natomiast – początkowo – ligowych rywali. Wydawało się nawet, że może zaliczyć bardzo mocne, a być może wręcz brutalne, zderzenie z Lotto Ekstraklasą. Czyli z 25. rozgrywkami ligowymi europejskiego rankingu. Pojawiły się już nawet teorie, że owszem – powinien być w reprezentacji Polski, ale występy w eliminacjach Euro 2020 to już zupełnie nietrafiony pomysł. Tymczasem upływający czas zweryfikował nieprzychylne opinie na korzyść Kuby. Wedle analityków z InStata, Błaszczykowski okazał się najbardziej wartościowym uczestnikiem derbów Krakowa. W których – dodajmy – nie zabrakło piłkarskiej jakości ani biegowej intensywności.

Jesienią główny zarzut kierowany pod adresem Kuby – zresztą zasadny – był taki, że częściej gra w reprezentacji niż w klubie. Mimo tak dużego utrudnienia, w debiucie Jerzego Brzęczka w Bolonii to właśnie 33-letni skrzydłowy był – mimo spowodowania rzutu karnego – jednym z naszych najlepiej grających zawodników. W późniejszych miesiącach zaczął gasnąć, ale wyciągnął wnioski. I – rezygnując z dobrego kontraktu w Wolfsburgu – postanowił de facto za darmo grać dla Wisły. Przede wszystkim po to, żeby wypracować formę na eliminacje Euro 2020.

Znając trenera Leszka Dyję, pod którego kierunkiem wielokrotnie odbudowywał formę motoryczną, o ten aspekt przygotowania Kuby można było być spokojnym. A także w ciemno zakładać, że Błaszczykowski – jeśli tylko zaistnieje konieczność – uda się na korepetycje do preparatore fisico naszej drużyny narodowej i wspólnie nadrobią wszelkie ewentualne zaległości. Większe zmartwienie wzbudzała dyspozycja sportowa, choć oczywiście trudno podważać warsztat Macieja Stolarczyka. Przeciwnie, szkoleniowiec Wisły z buta otworzył bramę prowadzącą na ligową karuzelę i zapewne szybko z niej nie spadnie. Tyle że nie jest cudotwórcą. Potrzebował czasu, żeby z jesiennych pozostałości ułożyć w tym roku zespół przy Reymonta. A jeszcze więcej – aby do stanu używalności doprowadzić Kubę, czy Sławomira Peszkę, którzy w minionym półroczu rzadko na poważnie grali w piłkę.

Początkowo w zmaganiach ligowych Kuba miał dużo strat i bardzo niską – zwłaszcza jak na niego – skuteczność w pojedynkach. Rozpędzał się zatem powoli, ale kiedy ruszył – to już z kopyta! Co prawda 43 procent wygranych pojedynków w starciu z Cracovią na kolana jeszcze nie powala, ale inne statystyki ma bardzo dobre. Na czele – ze strzeleckimi. W derbach Krakowa podawał z 81-procentową dokładnością, a nawet kiedy nieczysto trafił w piłkę w polu karnym Cracovii – wyszła z tego asysta. Choć oczywiście ze wspomnianego fartu nie ma sensu robić dodatkowego atutu Kuby. Ma bowiem dość innych.

Na poniedziałkowej konferencji prasowej selekcjoner ujawnił, że wyniki badań wydolnościowych Błaszczykowskiego są tak dobre, jak nie były nigdy wcześniej. Czy forma, którą wypracował w Wiśle, wystarczy na wyjściowy skład w meczach z Austrią i/lub Łotwą, to okaże się dopiero podczas zgrupowania. Poza sporem pozostaje natomiast fakt, iż doświadczenia wynikającego ze 105 meczów rozegranych w reprezentacji Polski nie można kupić za żadne pieniądze. A mieć takiego dżokera na ławce – jest wartością bezcenną.