Krótka piłka. Godlewski: Mądry Mioduski po szkodzie?

Początkowo zamierzałem napisać: takiej klasy jak Słowacy, ale przecież piłkarze dowodzeni przez Radoslava Latala nie zaprezentowali żadnej klasy. Byli jedynie nieźle wybiegani, a już z pewnością lepiej przygotowani motorycznie niż mistrzowie Polski. I to był ich jedyny atut w dwumeczu z warszawiakami.

Trudno zatem się dziwić, że w nagrodę za zwycięstwo w dziewięciu przeciw jedenastu na stadionie przeciwnika, które nic nie dało drużynie z Łazienkowskiej, prezes Dariusz Mioduski zwolnił Klafuricia. Innej decyzji podjąć po prostu nie mógł, skoro Legia została ośmieszona przez przedstawiciela ligi, której cały budżet jest niższy od budżetu stołecznego klubu.

Teraz stery w zespole – tymczasowo – przejął Aleksandar Vuković, a i wiele wskazuje, że to właśnie wieczny asystent otrzyma misję wprowadzenia stołecznej drużyny do fazy zasadniczej Ligi Europy. Poinformowano bowiem, że rozmowy z kandydatami na nowego szkoleniowca Legia zamierza sfinalizować na dystansie dwóch tygodni.

Pytanie: który z szanujących się szkoleniowców zdecydowałby się na podjęcie ryzyka związanego z przejęciem zespołu w tak opłakanym stanie – z zadaniem szturmowania grypy w LE – jest zresztą z gruntu retoryczne. Jakość kadry mistrzów Polski, określając bardzo łagodnie, nie powala, natomiast przygotowanie motoryczne – wyłącznie zatrważa!

Nie ma nawet sensu porównywać poziomu Legii do Spartaka, jest bowiem zdecydowanie wyższy. Nie na tyle jednak wysoki, aby kiepsko biegając piłkarze z Łazienkowskiej mogli wykazać wyższość nad rywalem z Trnawy, który nie miałby szans zmieścić się w czołowej ósemce w Lotto Ekstraklasie.

Kluczowe pytanie na dziś brzmi zatem, czy Vuković wie, z jakiego powodu zawodnicy warszawskiego zespołu we wtorkowy wieczór na Słowacji zaprezentowali (jeszcze) gorszą formę fizyczną niż w sobotę w Kielcach? Jeśli chce bowiem uratować pucharowe eliminacje – a trudno, aby miał inne podejście – to musi błyskawicznie znaleźć przyczynę. Pół biedy, jeśli kłopot motoryczny wynikałby z wadliwego bezpośredniego przygotowania startowego, bo to można zmienić od ręki.

Gorzej – jeśli okazałoby się, iż tylko czas może uzdrowić mocno przetrenowanych na przedsezonowym zgrupowaniu legionistów.

O ile żaden ze specjalistów, z którymi rozmawiałem po meczu nie znalazł usprawiedliwienia dla Marko Vesovicia i Domagoja Antolicia wyrzuconych w Trnawie z boiska po dwóch żółtych kartkach, o tyle nikt nie ma też wątpliwości, iż obaj piłkarze z Bałkanów na upomnienia pracowali nie tylko dlatego, że (znów) byli przemotywowani.

W decydujących o czerwonych kartonikach momentach każdemu z nich zabrakło również odpowiedniej dynamiki, zwrotności i szybkości reakcji. A i Carlitos, który po wejściu na plac gry przez 15-20 minut prezentował poziom wyższy od pozostałych o co najmniej dwie klasy, zgasł jeszcze przed końcem podstawowego czasu. Mimo że na boisku pojawił się dopiero w 53. minucie.

Wiele wskazuje więc, że decydując się na chorwacką opcję sztabu, prezes Mioduski popełnił niezwykle kosztowny błąd. Desperackie posunięcie nie przyniosło bowiem podwyższenia jakości transferów, zaś zarządzanie szatnią i przygotowaniami – w poprzednich latach było wyższe. I to znacznie! Jedynie wydatki okazały się w ostatnich miesiącach o wiele większe…

Niezależnie od tego, czy teraz do Legii przyjdzie Nawałka, czy ponownie trener z zagranicy, i tak będzie musiał zacząć od posprzątania bałaganu, który firmowali Romeo Jozak, Klafurić i Ivan Kepcija.

Tyle że zaprowadzenie porządku będzie jeszcze droższe…