Krytyczne oko Anioła

Bramkarz, który pół wieku temu prowadził tyszan do ekstraklasy, jest zawiedziony postawą podopiecznych Dariusza Banasiaka.


Do piłkarskiej historii GKS-u Tychy Stefan Anioł przeszedł z kilku powodów. Niektórzy mówią nawet, że to legenda trójkolorowych, bo w 1971 roku stanął między słupkami utworzonej wówczas drużyny i w 5 lat przeszedł z nią szlak od klasy okręgowej do wicemistrzostwa Polski.

– Najbardziej z tego okresu pamiętam mecz w II lidze – mówi 79-letni Stefan Anioł. – 27 kwietnia 1974 roku graliśmy z GKS-em Katowice na jego boisku. Na trudnej murawie, bo padał deszcz, praktycznie 90 minut broniliśmy się w swojej szesnastce, bo gospodarze mocno nas atakowali, ale nie potrafili mnie pokonać, a nasza jedna kontra zakończona strzałem niezawodnego Edka Hermana przyniosła nam zwycięstwo 1:0. To były bardzo ważne punkty w drodze do ekstraklasy. Dlatego też z dużym sentymentem zawsze przychodzę na nasze mecze z katowiczanami i tym bardziej, po tym co zobaczyłem w niedzielę, byłem zawiedziony.

46 straconych goli

Jak przystało na byłego bramkarza Stefan Anioł analizę porażki tyszan rozpoczął od gry w tyłach. – 46 straconych goli, a gdzie tam jeszcze do końca sezonu, to efekt dziurawej defensywy i niepewnej gry bramkarza – dodaje Stefan Anioł. – Jest to jednak dziwne, bo przecież jeszcze niedawno obrońcy z filarem Nemanją Nediciem na środku i Konradem Jałochą fruwającym między słupkami byli najmocniejszymi punktami drużyny. Dzięki temu przed dwoma laty GKS Tychy zakończył sezon ze stratą 27 goli i walczył w barażach o awans. Natomiast teraz Nedić w każdym meczu robi jakiś szkolny błąd, a Jałocha i na przedpolu, i na linii też zawodzi więc zespół traci po 3 gole.

Trzeba więc coś zmienić, bo z zapowiadanej walki o awans już na pewno nic nie będzie, a strefa spadkowa coraz bliżej. Może trener sięgnie po Adriana Odyjewskiego, który ostatnio był na ławce. Może dokona też innych roszad. Przede wszystkim musi jednak sprawić, żeby była pełna mobilizacja. Spacerowanie po boisku i granie do tyłu punktów nie przyniosą, a te są nam w tej chwili najbardziej potrzebne.

Głupie błędy

Zawodnicy grający z trójkolorowym trójkątem na piersiach także zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. – Ciężko coś powiedzieć rozsądnego na gorąco po meczu, ale zagraliśmy słabo – stwierdził w klubowych mediach Konrad Jałocha. – Głupie błędy, kolejny mecz przegrywamy 0:3, więc co tu powiedzieć? Nic nas nie broni w tej sytuacji. Jesteśmy w ciężkim momencie, gdzie zostało nam 6 meczów do rozegrania i walczymy tak naprawdę już tylko o utrzymanie. Usiedliśmy sobie w szatni, powiedzieliśmy sobie trochę mocniejszych słów, bo już pewne rzeczy trzeba sobie wyrzucić i w końcu zacząć funkcjonować na dużo lepszym poziomie. Uważam, że spokojnie naszą drużynę jest stać na dobrą grę, ale w tej lidze po prostu trzeba się napierdzielać z przeciwnikami i taka jest prawda. Taka jest ta nasza pierwsza liga i tyle.

Zakasać rękawy

Myślenie i mówienie, że winna jest… liga nie załatwi jednak sprawy. W takim momencie, w jakim znalazł się zespół Dariusza Banasika trzeba sięgnąć po waleczność i ambicję.

– Zostało sześć kolejek i mecze z bezpośrednimi rywalami, którzy są pod nami – dodał bramkarz tyszan. – Po prostu trzeba zakasać rękawy i zrobić wszystko, żeby nawet w nieładny sposób te mecze przepchnąć, zdobyć 3 punkty, odskoczyć trochę i złapać większy komfort. Na pewno to wszystko siedzi w głowach, bo wiadomo też, że choć nasza pozycja w tabeli na to nie wskazuje, ale są w naszym zespole zawodnicy, którzy potrafią grać w piłkę i to najbardziej boli, że nie jesteśmy w stanie pokazać tego co robimy na treningu, czy indywidualnych umiejętności każdego z nas. Po prostu zespołowo trzeba to przełożyć na kolejne mecze i zacząć punktować.

Najbliższa okazja do pokazania, że to nie są tylko puste słowa już w sobotę, bo o godzinie 15.00 tyszanie gościć będą mający 3 punkt więcej zespół Górnika Łęczna. O tym, że zadanie nie będzie łatwe świadczy jednak wynik ostatniej potyczki drużyny Ireneusza Mamrota, czyli zwycięstwo 2:1 z pretendentem do awansu Bruk-Betem Termalicą Nieciecza.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus