Kto postawi się Lewemu?

Piotr Tubacki

Lewandowski w Bundeslidze pokazuje klasę prawie od samego początku. Sezon 2011/12 był jego drugim na niemieckich boiskach, gdy z dorobkiem 22 goli dla Borussii Dortmund został trzecim najlepszym strzelcem ligi. W następnych sezonach Polak trafiał 24 razy (drugi w zestawieniu), 20 razy (pierwszy), 17 razy (drugi), 30 razy (pierwszy), 30 razy (drugi) i 29 razy (pierwszy). Właściwie od 2015 roku pojedynek o koronę króla strzelców był w Niemczech zmonopolizowany przez niego oraz Pierre’a-Emericka Aubameyanga, który godnie zastąpił Lewego w barwach BVB.

Wszyscy emocjonowali się wyścigiem obu snajperów, ale końcem stycznia tego roku te emocje się skończyły. Gabończyk przeszedł do Arsenalu, a Lewandowski został sam na szczycie rankingu. Do końca sezonu kopał właściwie sam dla siebie, bo żaden z jego „rywali” nie był zainteresowany pościgiem. Drugi Nils Petersen zdobył aż 14 goli mniej od napastnika Bayernu.

Karty historii

Nie bez powodu Lewandowski jest najlepiej zarabiającym piłkarzem w Bundeslidze (razem z Neuerem i Muellerem). Jest po prostu gwarantem bramek i tego nie da się zanegować. Nie jest przypadkiem to, że ma na koncie 180 goli w tych rozgrywkach i jest siódmym najlepszym strzelcem w historii ligi. Można go lubić lub nie, ale takie są fakty. Z czynnych jeszcze piłkarzy więcej ma tylko Claudio Pizarro, najskuteczniejszy obcokrajowiec, który po tym sezonie odejdzie na emeryturę – ma 192 gole. Z tych jeszcze grających trzeci w takim zestawieniu jest Mario Gomez ze Stuttgartu, mający 163 trafienia, potem Vedad Ibisević z Herthy i jego 110 bramek, następnie jest Thomas Mueller ze 104 golami i Marco Reus, który pokonywał bramkarzy 99 razy.

Rzucona rękawica

Czy w nadchodzącym sezonie ktoś podniesie rzuconą przez Lewandowskiego rękawicę? Wiadome jest to, że grając w Bayernie gole strzela się najłatwiej, stąd też w czołówce klasyfikacji strzelców możemy spodziewać się np. Muellera czy chociażby Jamesa Rodrigueza, ale co z resztą ligi? Kto może zagrozić hegemonowi z Monachium? Zbyt wielu ciekawych kandydatur nie ma, bo niestety, ale realia Bundesligi są, jakie są i gwiazd z prawdziwego zdarzenia jest w Niemczech coraz mniej.

Najwięcej oczekuje się po Timo Wernerze z RasenBallsportu Lipsk, bo już od jakiegoś czasu 22-letni zawodnik jest uznawany przez wielu za najlepszego obecnie niemieckiego napastnika. Można się zgodzić z taką opinią, ale na tę chwilę jest on przynajmniej jedną półkę niżej od Lewandowskiego. Jego najlepszym sezonem był 2016/17, kiedy świeżo po przyjściu do Lipska zdobył 21 bramek i był w tej klasyfikacji czwarty. Rok temu poszło mu wyraźnie gorzej. Defensorzy nauczyli się jego nieskomplikowanego stylu gry i Werner trafił do bramki ledwie 13 razy.

Jest czarny koń

Może więc wicekról strzelców Nils Petersen? Cóż, może i miałoby to rację bytu, gdyby nie fakt, że reprezentuje on barwy słabiutkiego Freiburga, a jego poprzedni sezon z 15 trafieniami był jego najlepszym w karierze. Mario Gomez też już nie strzela jak dawniej, a występowanie w Stuttgarcie na pewno nie jest gwarantem przekroczenia granicy chociażby 20 goli – nie wiadomo czy przekroczy 10. Czarnym koniem może okazać się Niclas Fuellkrug z Hannoveru, strzelec 14 bramek w poprzednim sezonie, jednak łatwiej by mu było, gdyby grał w lepszym zespole. Wicemistrzowie z Schalke mają ograniczonych Marka Utha i Guido Burgstallera, Leverkusen ma nierównych Lucasa Alario i Kevina Vollanda, a Dortmund… Oni nie mają żadnego napastnika oprócz niesprawdzającego się młodego Isaka.

Monopol

Fakty są takie, że nie ma żadnego logicznie uzasadnionego konkurenta dla Roberta Lewandowskiego. Znajdzie się zapewne jakiś piłkarz, może nawet tutaj niewymieniony jak np. Max Philipp z BVB, który odnajdzie formę życia i zacznie strzelać jak natchniony, ale… czy to wystarczy?