Mogło być wyżej

Lech Poznań – Spartak Trnawa. Lech Poznań był przed przerwą nieskuteczny, ale w drugiej połowie wyregulowali gracze „Kolejorza” celowniki i pokonali Spartaka Trnawa. Choć trochę za nisko.


Poznański zespół w pierwszej odsłonie meczu zaserwował swoim kibicom festiwal… niewykorzystanych sytuacji. Zaczęło się od świetnej sytuacji Mikaela Ishaka, który miał tylko dołożyć stopę do zagrania wzdłuż bramki Joela Pereiry, ale szwedzki napastnik nie trafił w piłkę. Chwilę później Dominika Takacza próbował pokonać Kristoffer Velde, ale słowacki golkiper – na raty – odbił piłkę do boku. W następnej akcji, z kolei, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, futbolówka spadła pod nogi Eliasa Anderssona, który huknął sprzed pola karnego, ale Takacz po raz kolejny był górą.

Podopieczni Johna van den Broma nie rezygnowali i koniecznie chcieli otworzyć wynik spotkania przed przerwą. Główkował na bramkę Radosław Murawski, ale znów golkiper Spartaka wykazał czujność, a pod koniec pierwszej odsłony Miha Blażić z kilku metrów – po zagraniu – Pereiry nie trafił w bramkę. Goście w zasadzie tylko raz – i to nieznacznie – zagrozili bramce Lecha. Filip Bainović sprawdził Filipa Bednarka, który wcześniej w tym spotkaniu nie miał nic do roboty, ale z mocnym strzałem z dystansu byłego piłkarza Górnika Zabrze golkiper „Kolejorza”poradził sobie bez większych problemów. W pierwszej połowie gospodarze zupełnie zdominowali Słowaków, a posiadanie piłki kształtowało się na poziomie nawet 75 procent po stronie Lecha. Dlatego szkoda, że nie udało się poznańskiej drużynie strzelić bramki.


Czytaj więcej:


Ale niedługo po wznowieniu gry w drugiej połowie ćwierćfinalista poprzedniej edycji Ligi Konferencji dopiął swego. Filip Marchwiński udowodnił, że na początku nowego sezonu znajduje się w wybitnej formie strzeleckiej. Po zagraniu Pereiry, jak zwykle bardzo aktywnego w ofensywie, reprezentant naszej młodzieżówki pokazał trochę ekwilibrystki i z bliska wpakował piłkę do siatki. Marchwiński wyskoczył wysoko i sięgnął piłkę zewnętrzną częścią prawej stopy. Takacz tym razem był bez szans.

Po zdobyciu gola Lech zachował się bardzo dojrzale. Nie rzucił się na zranionego przeciwnika, ale – nadal kontrolując przebieg spotkania – czekał na kolejne szanse. I taka okazja się trafiła. Velde z Marchwińskim rozklepali w dziecinny sposób obronę Spartaka i Norweg stanął „oko w oko” z Takaczem. Nie mógł się pomylić i poznaniacy podwoili kapitał, a następnie stworzyli kolejne dwie sytuacje. Szkoda, że ich nie wykorzystali – Ishak nie miał dobrego dnia, w przeciwieństwie do golkipera Spartaka – a na domiar złego, w samej końcówce spotkania, „Kolejorz” dał się zaskoczyć i zupełnie niepotrzebnie stracił gola. Kapitan Lecha, tym razem, zawiódł pod swoją bramką. Ishak nie wybił piłki po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, bo w nią nie trafił, a futbolówka spadła pod nogi Lukasza Sztetiny, który pokonał Bednarka. „Kolejorz” odniósł całkowicie zasłużone zwycięstwo, ale zaliczka przed rewanżem w Trnawie na pewno nie jest taka, jaka być mogła.


Lech Poznań – Spartak Trnawa 2:1 (1:0)

1:0 – Marchwiński, 47 min, 2:0 – Velde, 63 min, 2:1 – Sztetina, 86 min.

LECH: Bednarek – Pereira, Blażić, Milić, Andersson – Hotić, Karlstroem, Murawski, Marchwiński (90+2. Sobiech), Velde (77. Szymczak) – Ishak (88. Sousa). Trener John VAN DEN BROM.

SPARTAK: Takacz – Kostrna, Sztetina, Kozsa, Mikovicz – Bainović (78. Bukata), Zeljković, Prochazka – Ofori (68. Azango), Djuricin (68. Ristovski), Daniel (90+2. Gorosito). Trener Michal GASZPARIK.

Sędziował Atilla Karaoglu (Turcja). Widzów 29122. Żółte kartki: Andersson – Bainović, Prochazka.


Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus