Mniej hitu, więcej kitu

W weekend oczy fanów ekstraklasy były zwrócone na Warszawę, gdzie jednak – niestety – Legia z Lechem nie zaprezentowały oczekiwanego show.


Wydarzenie kolejki

Z jakiegoś powodu spotkanie to niektórzy określają mianem derbów Polski. A przynajmniej taki termin dało się słyszeć jeszcze kilka lat temu, kiedy faktycznie Legia dominowała w kraju, zaś Lech był postrzegany jako główny pretendent do przeszkodzenia jej. Teraz w czołówce ligi są też inne drużyny, a ekstraklasowa losowość sprawia, że ani pokonanie „Wojskowych”, ani „Kolejorza” nie jest niczym specjalnym. Ich mecz zawsze jednak ma szczególne znaczenie, choćby przez wielką rywalizację pomiędzy Warszawą, a Poznaniem.

Mecz walki

Szkoda, że ta rywalizacja rzadko ma przełożenie na boiskową jakość. W praktyce bowiem hitowe spotkania tych ekip najczęściej bywają ciężkostrawne. To ostatnie było 4 remisem z rzędu. W trzech z poprzednich 6 starć padał bezbramkowy remis, było też 1:1, 1:0 dla Lecha i 2:2, choć wcale nie tak efektowne, jakby na to mógł wskazywać rezultat. W niedzielę kibice obejrzeli łącznie… 10 strzałów, z czego tylko 4 celne! Bliżej gola była Legia, która może czuć się pokrzywdzona brakiem podyktowanego rzutu karnego. Jednakże był to jeden z bardzo niewielu momentów, kiedy hit minionej kolejki podwyższał ciśnienie oglądających. Bowiem najciekawiej było chyba… przed pierwszym gwizdkiem, kiedy stadion przy Łazienkowskiej – wzorem choćby Stadionu Śląskiego – rozbłysnął grą świateł i ciekawym pomysłem na zaprezentowanie składu gospodarzy, z udziałem dzieci z akademii.

– Zmierzyliśmy się z dobrą drużyną, która naprawdę nieźle się broniła. Zwykle Lech Poznań gra bardziej ofensywnie, ale przy Łazienkowskiej skupił się na defensywie – powiedział trener Legii Kosta Runjaić.

– To był trudny mecz walki. W takich spotkaniach zawsze chodzi o szczegóły i podstawy. Lech skoncentrował się na obronie i nie popełnił błędu, dlatego też nie udało nam się strzelić ani jednego gola. Zachowaliśmy za to czwarte czyste konto z rzędu. Widzę dużą różnicę pod kątem defensywy i nawyków. W niedzielę nie popełniliśmy żadnych błędów i powinniśmy grać właśnie w ten sposób – podkreślił niemiecki szkoleniowiec.

Każdy dostał po kościach

– To nie było super widowisko – powiedział pochodzący z Rybnika pomocnik Legii Bartosz Slisz.

– Obie strony były bardzo mocno skoncentrowane. Nikt nie chciał przegrać, chociaż głównie myśleliśmy o tym, żeby wygrać. Było dużo walki, sporo fauli. Na pewno każdy dostał po kościach, ale czasami mecze tak wyglądają. Lech gra w tygodniu jedno spotkanie, my mamy ich więcej i to jest duży wysiłek. Ale o to właśnie w piłce chodzi; żeby grać co trzy dni – dodał Slisz.

Legia nie może być zadowolona z remisu. Od dłuższego czasu stadion przy Łazienkowskiej jest twierdzą, którą bardzo trudno zdobyć (choć w trakcie niedawnego kryzysu warszawiaków zwyciężyły tam Raków i Stal). Dlatego „Wojskowi” chcą tam wygrywać zawsze i z każdym, tym bardziej że ich sytuacja w tabeli nie jest najlepsza. Zajmują 6 miejsce z 24 punktami, mając aż 9 „oczek” straty do liderującego Śląska. Oczywiście należy pamiętać, że wicemistrzowie Polski mają jeszcze zaległy mecz z Cracovią, ale to aż tak wiele nie zmieni.

– Remis w pewnym sensie nas zadowala. Nieźle graliśmy w obronie, ale reszta nie była przyjemna do oglądania. Z punktu widzenia kibiców to na pewno nie było najlepsze spotkanie – przyznał z kolei trener Lecha John van den Brom.


Liczba

  • 41 FAULI odgwizdano w trakcie ostatniego spotkania Legii z Lechem.

Na zdjęciu: Legia z Lechem nie zaprezentowały oczekiwanego show
Fot. Adam Starszynski / PressFocus