Lepsi na wyjazdach niż u siebie

Wojciech Filipiak

Z 16 zdobytych punktów aż 13 ŁKS zdobył w meczach wyjazdowych (w Głogowie, Niepołomicach, Wartą w Grodzisku Wielkopolskim i ostatnio w Bielsku), a tylko trzy u siebie w domu na al. Unii 2. Łodzianie są na drugim miejscu pod względem liczby punktów z wyjazdów, a na trzecim od końca w bilansie meczów na własnym boisku. Czy łódzka drużyna jest więc kandydatem do awansu, czy do spadku?

ŁKS wygrał poza Łodzią trzy mecze po kolei, przerywając tę serię domową porażką z Bytovią, a więc z innym zespołem z podobnym bilansem: 14 punktów na wyjazdach i tylko pięć u siebie. Nie ma w tym żadnych cudów – oba te zespoły to klasyczni przedstawiciele naszej szkoły gry w I lidze (zresztą nie tylko): zbyt słabi, by zdominować rywala w grze pozycyjnych, ale na tyle silni, by przeciwników boleśnie kontrować. Po tych trzech zwycięstwach nie wypada wręcz denerwować własnych kibiców czwartą (po GKS Katowice, Stali Mielec i wspomnianej Bytovii) porażką u siebie i GKS Tychy ma niewątpliwie pecha, że trafia do Łodzi akurat w takim momencie.

Tyszanie drogę do Łodzi znają i wiedzą, gdzie trwają roboty na „gierkówce”, bo na początku bieżącego sezonu grali z ŁKS w towarzyskim meczu na jubileusz 110-lecia. Przegrali wówczas 1:3, ale to jest akurat mniej ważne, bo było to jeszcze w czerwcu, gdy obie drużyny były dopiero w pierwszym etapie przebudowy. Na razie nie ulega wątpliwości, ze silniejszą drużynę udało się stworzyć w Łodzi, bo ŁKS to przecież beniaminek, który jeszcze półtora roku temu grał w III lidze. Bez transferowego szaleństwa trener Kazimierz Moskal stworzył zespół, który jest w ligowej czołówce i spokojnie może myśleć o przyszłości. Plan zakłada awans do ekstraklasy za 2-3 lata – drużynę być może byłoby stać na to już teraz, ale szefowie klubu zdaja sobie sprawę, że trzeba wzmocnić klub finansowo i poczekać na dokończenie budowy stadionu. Już nawet nie chodzi o tę jedną trybunę: ŁKS nie ma przecież ani sztucznego oświetlenia, ani podgrzewanej murawy. Są tylko plany budowy i ogłoszony został przetarg…

Sobotniego meczu z Tychami to na razie nie dotyczy, bo pogoda jest ładna i o szesnastej słońce świeci jasno. W środę w Bielsku łodzianie zaskoczyli nie tylko rywali, ale i własnych kibiców. Bohaterem meczu był Patryk Bryła, który przyznał, że było to najlepsze spotkanie w jego karierze. W sobotę w Niepołomicach strzelił jednego gola, w środę w Bielsku – dwa… Krzywa rośnie! Ten 28-letni „krakus” (z Nowej Huty) to, nie licząc bramkarza Michała Kołby, wychowanka klubu, weteran w obecnej drużynie, bo gra już w ŁKS czwarty sezon. Ekstraklasa w Lubinie (dwa epizody w Zagłębiu kilka lat temu) była wówczas zdecydowanie na wyrost, w Łodzi dostał więc okazję do mozolnego budowania swojej kariery. Stracił miejsce w jedenastce Jewhen Radionow (tylko dwa gole w tym sezonie) i „na szpicy” gra teraz Rafał Kujawa, inny wychowanek ŁKS. Trzecim Po Kujawie i Kołbie piłkarzem z czysto łódzkim rodowodem jest stoper Jan Sobociński, powoływany ostatnio przez trenera Jacka Magierę do reprezentacji 20-latków i stojący rzed szansą udziału w mistrzostwach świata w tej kategorii. Istotnym wzmocnieniem okazał się 26-letni Dani Ramirez, absolwent szkółki Realu Madryt, którego zasługą jest parę ważnych asyst w ostatnich meczach (zadebiutował on w ŁKS golem strzelonym Tychom we wspomnianym wyżej meczu towarzyskim). Chyba nie zagra w sobotę doświadczony (znany w Zabrzu i Sosnowcu) Wojciech Łuczak, który leczy kontuzję. To spora strata, bo Łuczak jest liderem drużyny, ale ostatnio udanie go zastępuje inny weteran z doświadczeniem w ekstraklasie (Górnik Łęczna) Lukasz Bielak.