Ligowiec. Barwy walki

Trener Leszek Ojrzyński na pewno nie jest cudotwórcą, lecz pomógł mieleckiej Stali wstać z kolan i sprawił, że beniaminek nie jest już tylko chłopcem do bicia i dostarczycielem punktów.


Wygrana na Łazienkowskiej każdemu smakuje wyjątkowo, więc triumf Stali na tym obiekcie jest godny podkreślenia. Pal licho, że trzeci rzut karny (dwa pierwsze były niepodważalne) dla mielczan był dyskusyjny, bo Łukasz Zwoliński i Artur Jędrzejczyk szarpali się niczym wytrawni dżudocy. Na mój nos „jedenastka” się gościom nie należała, natomiast sędzia Bartosz Frankowski powinien był gwizdnąć karnego dla legionistów za zagranie ręką Marcina Flisa, chociaż telewizyjny ekspert przyznał rację rozjemcy z Torunia. Te dwie krzywdzące (?) mistrza Polski decyzje w niczym nie umniejszają sukcesu Stali, bo pokazała hart ducha i „jaja”, czego zabrakło stołecznej jedenastce.

A skoro o wilku mowa, stracę resztki sympatii dla selekcjonera reprezentacji Polski Jerzego Brzęczka, jeżeli jeszcze raz powoła do drużyny narodowej Artura Jędrzejczyka. W porządku, w Legii jest „niezatapialny”, ale to facet, który znacznie lepiej reklamuje sporty walki (chwyty zapaśnicze, uderzenia z łokcia itp.) niż futbol, więc nie powinien nosić koszulki z orzełkiem na piersi jako piłkarz reprezentacyjny! Do tak kategorycznego stawiania sprawy nie skłonił mnie bynajmniej mecz ze Stalą Mielec, której „Jędza” ewidentnie pomógł wygrać, ale jego wcześniejsze „popisy”. Fenomenalna asysta przy bramce Fabiana Piaseckiego w meczu ze Śląskiem Wrocław, to pierwszy przykład z brzegu. Wystarczy w szatni przeprosić kolegów i po problemie?

Zdaję sobie sprawę z tego, że krytykowanie piłkarzy Podbeskidzia Bielsko-Biała w tym momencie może zostać odebrane jako kopanie leżącego, ale w walce ulicznej nie ma sentymentów. Jesienią beniaminek ewidentnie nie pasował do „elitarnego” towarzystwa, które tańczy na sali balowej „PKO Ekstraklasa”. Mój przyjaciel, trener Bogusław „Bobo” Kaczmarek zwykł mawiać w takich sytuacjach: „Prezentują poziom raka na Żuławach”.

Liczba straconych goli przez bielszczan jest porażająca (średnio 2,71 gola na mecz), następca Krzysztofa Bredego powinien wziąć głęboki oddech nim zdecyduje się postawić stopę na tych ruchomych piaskach. Nie twierdzę, że los Podbeskidzia jest przesądzony, ale bez rewolucji kadrowej ratowanie ekstraklasy może być misją niewykonalną. Jak to zrobić? To nie mnie słono płacą za wdrożenie programu naprawczego, więc nie jest to moje zmartwienie. Nowy szkoleniowiec sam musi znaleźć taką receptę, w przeciwnym wypadku ruchome piaski go wchłoną. Jest takie powiedzenie: „Jeżeli nie zadbasz o własne interesy, ludzie pomogą ci tylko przy spuszczaniu trumny do grobu”.

Kilka ciepłych słów wypada skierować pod adresem gdańskiej Lechii. Wielu bezrobotnych trenerów zapewne liczyło na piąte z rzędu potknięcie ekipy Piotra Stokowca, tymczasem biało-zieloni spuścili niezłe manto Cracovii i to na jej stadionie. Nie mam wątpliwości, że w tym momencie jeden rzut oka na twarz szkoleniowca „Pasów” Michała Probierza odstraszyłby każdego agenta ubezpieczeniowego, który chciałby mu sprzedać polisę na życie.


Fot. Tomasz Folta/PressFocus