Ligowiec. Hiszpańska inkwizycja

Pierwszego sierpnia Jagiellonia odesłała Raków do Częstochowy z bagażem trzech goli. Teraz zespół trenera Marka Papszuna wziął srogi rewanż, zapewniając rywalowi w drugiej połowie meczu rozrywkę, przy której hiszpańska inkwizycja to dziecinna igraszka.


Do tej rzezi niewiniątek przyłożył rękę również Mateusz Wdowiak, zdobywając jedną z bramek. Wymieniam akurat tego piłkarza, bo w trzech ostatnich meczach – jako jedyny – zdobywał bramki dla wicemistrza Polski, choć ta strzelona Górnikowi raczej nie dała mu satysfakcji.

Ze zwycięskiej ścieżki nie dał się zepchnąć Radomiak, który upokorzył mistrza Polski na jego stadionie. Używając terminologii bokserskiej – Legia za nisko trzymała gardę, więc prawie wszystkie ciosy rywala wyłapała na szczękę i żołądek. Seria beniaminka naprawdę robi wrażenie – w ostatnich dziesięciu spotkaniach ligowych zespół trenera Dariusza Banasika odniósł 7 zwycięstw i trzykrotnie musiał zadowolić się jednym punktem. Po raz ostatni piłkarze Radomiaka zeszli z boiska pokonani pod koniec września w Mielcu.

Odbiła się od dna – po wcześniejszych trzech porażkach i jednym remisie – krakowska Wisła, która zafundowała lodowaty prysznic drużynie z Niecieczy. Dzięki tej wygranej piłkarze „Białej gwiazdy” złapali głębszy oddech i będą mieli spokojne Święta oraz Nowy Rok. Nie wolno im jednak zapominać, że w rundzie wiosennej każda chwila słabości może mieć poważniejsze konsekwencje niż obecna „zapaść”.

Stracić pięć goli w ciągu 45 minut to wyczyn nie lada. Takiej sztuki dokonali w Częstochowie piłkarze Jagiellonii. Ich szkoleniowiec Ireneusz Mamrot rumienił się ze wstydu, bo jego zawodnicy po przerwie wyglądali na zmęczonych już po zawiązaniu sznurówek. Nic dziwnego, że po końcowym gwizdku sędziego trener Mamrot miał minę grzesznika w za ciasno zapiętej włosienicy.

Przed tygodniem, po porażce z Wartą Poznań, „kibice” Śląska Wrocław odbyli rozmowę ostrzegawczą z piłkarzami. Okazało się, że to nie był skuteczny środek, by zmobilizować drużynę. Porażka z Cracovią była trzecią z rzędu i zawodnicy nie mogą wykpić się brakiem szczęścia, bo byli bladym tłem dla przeciwnika. Bez obrazy, ale w ostatnich meczach piłkarze Śląska przypominali cierpiącego na zanik pamięci arystokratę, który nie przypomniałby sobie imienia własnego psa, gdyby wierny lokaj mu nie podpowiedział. A do niedawna kolega przekonywał mnie, że futbol to nie wiersz, by go zapomnieć. Mam wątpliwości…

Nie zamierzam pouczać szkoleniowca wrocławian, ale chyba popełnił strategiczny błąd, pozbywając się z drużyny Fabiana Piaseckiego. Wypożyczony do Stali Mielec napastnik strzelił dla „nowej” drużyny cztery gole, do których dorzucił pięć asyst. Pozostawiony w kadrze Caye Quintana pod względem „liczb” nie dorasta „Piaskowi” do pięt. Co zatem pozostaje Jackowi Magierze po zakończeniu rundy? Już wielokrotnie udowodniono, że butelka szkockiej działa cuda nie tylko na drętwym przyjęciu.

Trzynaście porażek w 18. „podejściach” to bilans, po którym każda drużyna powinna spalić się ze wstydu, zwłaszcza mistrz Polski. Nie wiem, co z tym bałaganem zamierza zrobić zimą Dariusz Mioduski, ale powinien pamiętać, że zgniłe drzewo nie wyda zdrowych owoców.


Na zdjęciu: Ivi Lopez (na pierwszym planie) i inni piłkarze Rakowa byli za szybcy dla zawodników Jagiellonii.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus