Ligowiec. Może to po prostu słaby sędzia?

Wciąż głośno jest o derbach Krakowa. Nie o tym, co działo się na boisku, bo wiele dobrego o grze jednego czy drugiego zespołu nie da się powiedzieć, ale raczej o tym, co działo się wokół murawy.


W kierunku prowadzącego mecz Daniela Stefańskiego poleciał stek wyzwisk, głównie ze strony najbardziej prominentnych działaczy Cracovii, z profesorem Januszem Filipiakiem na czele. Jego decyzje wprawiały w konsternację, jeden karny odwołany, drugi podyktowany, czerwona kartka… Po meczu o mało nie doszło do rękoczynów.

To mi przypominało jeden z meczów w lidze algierskiej, na którym byłem kilka lat temu. Po gwizdku arbitra, czy to kończącym pierwszą połowę, czy spotkanie, od razu wokół niego i jego asystentów pojawiała się grupa kilku policjantów w cywilu. Po co? Żeby chronić jego nietykalność. W Krakowie też różnie mogło się skończyć.

Pomijając racje jednej i drugiej strony, czy oświadczenie wydane przez „Pasy” po 200. derbach, warto kilka zdań poświęcić samemu Stefańskiemu.

To arbiter, który od ponad dekady psuje ligowe spotkania, a co jakiś czas wokół jego decyzji na boisku powstaje smród. Pisaliśmy o tym w „Sporcie” nie raz.

Mnie zapadły w pamięci jego decyzje w meczu Odry Wodzisław z Jagiellonią Białystok w grudniu 2009 roku. Dwie czerwone kartki dla wodzisławian i dwa rzuty karne podyktowane dla „Jagi” dały jej remis przy Bogumińskiej. Strata tych dwóch punktów kosztowała potem wodzisławian utrzymanie w ekstraklasie. O „obiektywizmie” sędziego z Bydgoszczy mogą też coś powiedzieć w innych klubach, choćby w Bielsku-Białej czy w Gliwicach. Podbeskidziu dał się „poznać” w listopadzie 2012 roku, kiedy to w kontrowersyjnych okolicznościach pokazał czerwoną kartkę Dariuszowi Pietrasiakowi. Piasta jego decyzje o mało kosztowały mistrzostwo Polski. W grudniu dwa lata temu, w meczu w Lubinie, arbiter z Bydgoszczy wykartkował gliwiczan tak, że potem czterech z nich nie mogło grać w kolejnym meczu z Legią. Stefański – pracując na VAR-ze – podejmował tam, czy raczej nie podejmował, takich decyzji, jakie należałoby podjąć. Gliwiczanom – jak w sobotę działaczom Cracovii – puściły wtedy nerwy. I nie ma się co dziwić.

Mało tych przykładów? No to dodajmy, że wściekłości nie kryli też działacze, piłkarze i trenerzy takich klubów, jak Zagłębia Sosnowiec czy Lechii Gdańsk, kiedy Stefański prowadził im mecze. Sędziuje źle, zalicza wpadki, ale nadal może liczyć na uznanie piłkarskich władz. Nie dalej jak kilka dni temu znalazł się na liście arbitrów międzynarodowych, którą zatwierdził zarząd PZPN…


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus