Ligowiec. Obrońcy z anoreksją

 

Moje „widzimisię” niekoniecznie musi przypaść do gustu trenerom, którzy bardzo często podkreślają, że dla nich najważniejszy jest występ zespołu na „zero z tyłu”, czyli bez straty bramki. Rozumiem ich doskonale, bo przecież w takim przypadku na pewno nie przegrają meczu. A gdyby jeszcze udało ich chłopcom chociaż raz zaskoczyć bramkarza przeciwnika, to byłaby dla nich pełnia szczęścia.

Misternie skonstruowane przez szkoleniowców plany biorą w łeb, gdy kardynalne błędy popełniają obrońcy, jakby nie patrzeć ostatnia zapora przed bramkarzem. Piast Gliwice do tej pory uchodził za zespół, który ma solidną defensywę i rzadko popełnia kardynalne błędy.

W spotkaniu z Rakowem Częstochowa szkoleniowiec mistrza Polski Waldemar Fornalik musiał rwać sobie włosy z głowy patrząc, jakie cuda na kiju wyczyniają jego zawodnicy z tej formacji. W tym meczu cała defensywa gliwiczan przypominała faceta z anoreksją.

Strata futbolówki przez Bartosza Rymaniaka na rzecz Daniela Bartla nie ma prawa zdarzyć się zawodnikowi o takim doświadczeniu i stażu w ekstraklasie. To jednak była tylko połowa nieszczęścia, bo swoją cegiełkę do straty bramki dołożył też Urosz Korun. Słoweniec zamiast próbować zablokować strzał czeskiego pomocnika, odwrócił się do niego plecami. Oczekiwał na przyjacielskie klepnięcie?

W akcji poprzedzającej zdobycie drugiego gola przez beniaminka, zaskakująco nieudolnie zachował się Jakub Czerwiński. Jego próba interwencji przypominała… Dobra, nie dokończę tej myśli wierząc, że stoperowi Piasta już więcej nie przydarzy się taki „numer”.

W tym momencie przypomniało mi się zdarzenie z treningu Pogoni Szczecin, którą prowadził wówczas trener Orest Lenczyk. „Portowcy” ćwiczyli wówczas uderzenia zza pola karnego. Radosława Majdana do rozpaczy doprowadzał lewonożny Andrzej Rycak, który czterokrotnie posłał piłkę w same „widły”. Bramkarzowi na usta cisnęły się przekleństwa, bo był bezradny. Przy piątej próbie Rycak posłał futbolówkę na wysokość 4. pietra.

Trener Lenczyk wezwał do siebie piłkarza, który stanął przed szkoleniowcem na baczność czekając na połajanki. Pan Orest z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru skwitował pudło słowami: „Andrzej, wierzę, że ci zeszło”.

Obrońcy Piasta nie byli jedynymi, którzy otwierali przeciwnikom autostradę do swojej bramki. Takim łaskawcą dla piłkarzy Zagłębia Lubin był grający w Śląsku Wrocław na prawej obronie Zambijczyk Lubambo Musonda. Trener Vitezslav Laviczka przed środowym meczem z koroną Kielce powinien rozważyć kandydaturę Kamila Dankowskiego, który na pewno nie zagra gorzej niż Musonda.

Jak futbol potrafi być okrutny, przekonali się w minionej kolejce piłkarze Arki Gdynia i Korony Kielce. Właściwie mieli już zaksięgowane punkty, które stracili w samej końcówce. Ekipa z Trójmiasta dała się zaskoczyć w doliczonym czasie gry i wzbogaciła się tylko o jedno „oczko”, natomiast kielczanie zostali z pustymi rękami.

– To był nasz błąd i nasza głupota – skwitował występ swojej drużyny obrońca gdynian, Damian Zbozień. – Powinniśmy dowieźć ten wynik. Zrozumiałbym, gdyby to był strzał życia z dystansu.

Przed tygodniem Arka znokautowała w końcówce meczu Rakowa, teraz sama przekonała się, jak boli strata punktów takich okolicznościach.