Ligowiec. Ofensywa młodzieży

 

W tym roku Lech Poznań w trzech meczach ligowych zdobył sześć punktów. Są zespoły, które mogą pochwalić się znacznie większą zdobyczą w analogicznym okresie, ale „Kolejorza” wyróżnia to, że ów dorobek w lwiej części jest zasługą piłkarzy młodych i bardzo młodych.

Bramkarze rywali zespołu z Bułgarskiej wyciągali piłkę z siatki sześć razy, ale tylko raz zmusił ich do kapitulacji zawodnik zbliżający się do trzydziestki (Christian Gytkjaer).

Pozostałe trafienia poszły na konto młodzieniaszków – Jakuba Modera, Tymoteusza Puchacza, Kamila Jóźwiaka i Filipa Marchwińskiego. Najstarszy z tego grona Jóźwiak nie skończył jeszcze 22 lat, a Marchwiński ledwo ukończył 18 wiosen.

W tym momencie ktoś może zarzucić mi kłamstwo lustracyjne, bo przecież jeden gol poszedł na konto bramkarza gdańskiej Lechii Duszana Kuciaka. To prawda, ale nim futbolówka trafiła w plecy doświadczonego golkipera i wtoczyła się do bramki, słupek „ostemplował” Moder.

Wniosek płynący z tego zestawienia jest dla mnie oczywisty – trenerzy powinni obdarzać większym zaufaniem piłkarzy „bez nazwiska”, na dorobku. Nie tylko trener Lecha Dariusz Żuraw przekonał się, że warto. Jesienią błyszczał Patryk Klimala z Jagiellonii, co zaowocowało transferem do Celtiku Glasgow, teraz doskonale radzi sobie młodszy brat Adama Buksy, Aleksander. Siedemnastolatek w tym sezonie zdobył już trzy bramki dla „Białej gwiazdy”.

Godna podkreślenia jest wysoka dyspozycja strzelecka warszawskiej Legii. Z Łazienkowskiej odszedł najlepszy snajper ekstraklasy Jarosław Niezgoda, ale wicemistrz Polski nadal ma kim straszyć. Jose Kante bardzo dobrze wywiązuje się z roli łowcy bramek, o czym świadczą cztery trafienia w trzech meczach. Obrońcy przeciwnika dostają gęsiej skórki, gdy Gwinejczyk zbliża się do ich pola karnego.

Zapewnia im bowiem rozrywkę, przy której hiszpańska inkwizycja to dziecinna igraszka.

O skandal ociera się postawa w tym roku Jagiellonii Białystok. Wprawdzie zdobyła jeden punkt, lecz nie „splamiła się” zdobyciem gola. Piłkarzom zapewne nie jest do śmiechu, a nowy człowiek w tym zespole, Ariel Borysiuk, przekonuje, że anemia strzelecka siedzi w głowach piłkarzy. I nie rozgrzesza ani siebie, ani kolegów, uznając taką sytuację za niedopuszczalną.

Ma rację twierdząc, że to już ostatni dzwonek, w przeciwnym wypadku może dojść w zespole do wstrząsu. Nie mam wątpliwości, że teraz każdy piłkarz „Jagi” wolałby pójść do dentysty niż rozmawiać na temat dramatycznej postawy swojej drużyny.

Mecz we Wrocławiu dobitnie pokazał, że Górnikowi Zabrze na gwałt jest potrzebny nowy prawy obrońca. Wierzę trenerowi Marcinowi Broszowi na słowo, że Mateusz Matras sprawiał najlepsze wrażenie spośród wszystkich kandydatów na tej pozycji.

Ale fakty są nieubłagane – wychowanek Gwarka Ornontowice ma (chociaż nie tylko on) na sumieniu stratę obu goli w meczu ze Śląskiem. Trudno jednak oczekiwać, by przy swoim wzroście (193 centymetry) był przeszkodą nie do sforsowania dla dynamicznego skrzydłowego. Taką, jaką przed laty był Bogdan Gunia, piłkarz bardzo zwrotny, szybki i waleczny.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest łatwo znaleźć obrońcę o takich walorach, ale… próbować trzeba. Oby wkrótce nie okazało się, że sprzedaż Borisa Sekulicia była błędem strategicznym.

 

Na zdjęciu: Filip Marchwiński (nr 36) pokazał, że młody wiek nie jest przeszkodą w rozgrywaniu dobrego spotkania.