Ligowiec. Precz z dyplomacją!

Piłkarze Pogoni powinni pluć sobie w brodę, że w meczu z Jagiellonią nie zainkasowali kompletu punktów.


„Portowcy” po raz ostatni dopisali do swojego dorobku pełną pulę przed miesiącem, dokładnie 6 czerwca, gdy na własnym boisku po golu Kamila Drygasa cieszyli się z wygranej z Cracovią. Od tamtej pory daremnie czekają na kolejne zwycięstwo, chociaż gwoli ścisłości w niedzielę było ono na wyciągnięcie ręki.

Dlaczego zatem tak się nie stało? Każdy z piłkarzy Pogoni zapewne ma na ten temat swoją teorię. Fakty są takie, że szczecinianie roztrwonili dwubramkową zaliczkę w samej końcówce spotkania z Jagiellonią. Tomasz Przikryl „skaleczył” ich w 82 minucie, a Jakov Puljić doprowadził do wyrównania w doliczonym czasie gry drugiej połowy.

Trzeba zauważyć, że po restarcie rozgrywek ligowych „portowcy” w ośmiu meczach zdobyli tylko trzy bramki. W niedzielę dwukrotnie umieścili piłkę w bramce rywali, więc w tym względzie był znaczący progres. Ich wysiłek zniweczył Hubert Matynia, który został wyrzucony z boiska po 17 minutach gry! Koledzy nie zrzucali na niego winy za stratę punktów, ale trener Kosta Runjaić nie bawił się w dyplomatę i powiedział głośno, co myśli o zachowaniu swojego obrońcy.

Suchej nitki nie pozostawił na swoich kolegach pomocnik Arki Michał Nalepa, któremu trudno pogodzić się z degradacją swojego zespołu do I ligi. – Mam nadzieję, że obecny właściciel klubu widzi, gdzie są problemy. Nie może być tak, że niektórym piłkarzom się nie chce i nie ponoszą żadnych konsekwencji – nie owijał w bawełnę wychowanek klubu z Gdyni.

Trudno się z nim nie zgodzić, bo niektórzy piłkarze Arki sprawiali wrażenie, jakby byli zmęczeni już po zawiązaniu sznurówek. Szkoda, że degradacja ekipy z Trójmiasta pójdzie na konto trenera Ireneusza Mamrota, ale jak niektórzy mawiają „widziały gały, co brały”.

Niezależnie od rozwoju wydarzeń na finiszu rozgrywek, krótka przygoda ŁKS-u z ekstraklasą ma znamiona kompromitacji. Zaledwie 5 zwycięstw i 23 porażki w 34. kolejkach oraz 61 straconych goli nie wystawiają tej drużynie najlepszego świadectwa. To wstydliwy i zaskakujący bilans, zważywszy na fakt, że inny beniaminek, Raków Częstochowa, spisywał się o niebo lepiej. A przecież rok temu oba zespoły w I lidze szły łeb w łeb.

Nadszarpniętą reputację poprawiła Cracovia, która w Gdańsku odesłała do narożnika Lechię. Podopieczni trenera Michała Probierza byli mili dla rywali niczym rekin młot, obnażając wszystkie ułomności defensywy biało-zielonych. Gdyby jednak takie popisowe partie rozgrywali regularnie, a nie tylko od święta – wzdychają zapewne sympatycy „Pasów”.

Czapki z głów wypada również zdjąć przed piłkarzami Lecha. Nie tylko za zwycięstwo z pewną mistrzowskiego tytułu Legią, ale przede wszystkim za politykę personalną klubu. Na przykładzie „Kolejorza” widać jak na dłoni, że nie „słuszny” wiek decyduje o wartości piłkarza, tylko jego umiejętności. Trenerzy powinni obdarzać większym zaufaniem młodych i ambitnych piłkarzy, bez względu na sztuczne zapisy regulaminowe. Dając szansę swoich wychowankom, kluby chronią własną inwestycję, a to się zawsze opłaca.

Fot. Szymon Górski/PressFocus