Ligowiec. Skromny napiwek

Tylko jeden zespół w minionej kolejce (nie uwzględniłem meczu Korony z Cracovią) odniósł wyższe zwycięstwo niż różnicą jednej bramki.


Tym „rodzynkiem” okazał się Śląsk Wrocław, ale o wiktorii podopiecznych trenera Ivana Djurdjevicia w Szczecinie piszę w innym miejscu. O ile szkoleniowiec wrocławian mógł skakać z radości pod sam sufit, o tyle jego vis a vis, Jens Gustafsson, miał powody do frustracji. Nie zdziwiłbym się, gdyby po niedzielnym meczu wyrwał sobie z głowy wszystkie włosy, razem z cebulkami.

Lech Poznań „przepchnął” mecz z Miedzią Legnica, chociaż powinien rozstrzygnąć go na swoją korzyść co najmniej po pierwszym kwadransie drugiej połowy. Skoro jednak trzy razy trafia się w poprzeczkę bramki przeciwnika, to trudno oczekiwać efektownego i wysokiego zwycięstwa. Starania piłkarzy aktualnego mistrza Polski przypominały mi strzały z wiatrówki do lizaka w odpustowej strzelnicy, ale tą konkurencją sportową fascynowałem się (i uczestniczyłem w niej) jako nastolatek. Teraz mi już przeszło i zdecydowanie wolę oglądać futbolówkę trzepocącą w siatce. Trener lechitów John van den Brom uważał (słusznie), że zwycięstwo jego zespołu było w pełni zasłużone, bo stworzył znacznie więcej klarownych sytuacji do zdobycia gola niż przeciwnik. Zwycięzców się nie sądzi, lecz odniosłem wrażenie, że piłkarze „Kolejorza” wygraną w tak skromnych rozmiarach przyjęli tak, jak kelner z niesmakiem przyjmuje zbyt skromny – jego zdaniem – napiwek.

Depcząca po piętach Rakowowi Częstochowa Legia wywiozła komplet punktów z Lubina. Trener stołecznej jedenastki Kosta Runjaić przyzwyczaił już kibiców, że wychwala swoich zawodników pod niebiosa, nawet jeżeli nie wygrają meczu. Teraz piał z zachwytu nad tym, że miał w składzie kilku piłkarzy o statusie młodzieżowca. Rzecz godna uwagi, zwłaszcza w odniesieniu do Rakowa Częstochowa, którego trener nie desygnował do gry na boisko ani jednego młodzieżowca! Skąd potem mają czerpać selekcjonerzy reprezentacji Polski, skoro to źródełko wysycha? Nie chce mi się wierzyć, że w drużynie pretendującej do mistrzowskiej korony nie ma ani jednego piłkarza młodego pokolenia, który nie zasługiwałby choćby na epizody w ekstraklasie.

Widzew nieoczekiwanie stracił punkty w pojedynku z Jagiellonią, ale trener łodzian Janusz Niedźwiedź nie szukał tanich usprawiedliwień z powodu takiego obrotu sprawy. – Za 89 minut bardzo dobrej gry nie dostaliśmy trzech punktów – powiedział szkoleniowiec beniaminka. – Zagapiliśmy się w ostatniej akcji, popełniliśmy co najmniej trzy błędy i straciliśmy bramkę. W takich warunkach to było bardzo dobre spotkanie w naszym wykonaniu, ale jesteśmy niezadowoleni z wyniku. Ten remis przyjmujemy jako porażkę.

Janusz Niedźwiedź potraktował sprawę po męsku, nie zrzucał winy na poślizg w rozpoczęciu meczu, trudne warunki itp. Brawo, tak trzymać, bo przecież warunki do gry były identyczne dla obu zespołów. Tak jak mówił mój dowódca w wojsku w randze kapitana: „Wiem żołnierze, że zimno, że śnieg z deszczem, dobrze, że nie gówno”.


Na zdjęciu: Lech Poznań „przepchnął” mecz z Miedzią Legnica.

Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus