Ligowiec. Szczodry Mikołaj

Pamiętam jeszcze z dzieciństwa, że 6 grudnia to popularny Mikołaj. Nie wątpię, że piłkarze Podbeskidzia pamiętają o tradycji, ale tym razem zdecydowanie przesadzili z rozdawaniem prezentów.


Bielszczanie tego dnia rozgrywali wyjazdowy mecz z Lechem, ale nigdy nie przypuszczałbym, że będą tacy szarmanccy wobec rywali. Na boisku w Poznaniu zabrakło mi tylko reniferów, sań i mikołajowych czapek na głowach piłkarzy z Bielska-Białej. Gdybym znał plany i zamiary podopiecznych trenera Krzysztofa Bredego, wypożyczyłbym im taką mikołajową czapkę. Pal licho, że ma emblemat Manchesteru United, przecież liczą się szczere intencje i dobre chęci.

Niedzielne popisy beniaminka podniosły mi ciśnienie do granicy wylewu, co w takim razie czuł trener Brede? Nie zdziwiłbym się, gdyby na ławce wyglądał jak ktoś, kto właśnie przeczytał swój nekrolog. Jego obrońcy prezentowali się na boisku bowiem jak faceci z anoreksją, a dla takich nie powinno być wstępu do ekstraklasy. Zresztą cztery stracone bramki w ciągu 23 minut mówią wszystko.

Milan Rundić, który zaprosił do zdobycia gola Mikaela Ishaka, powinien zostać odsunięty od pierwszego zespołu i to natychmiast, bo na razie potrafi tylko rozkładać czerwony dywan przed rywalami. Okoliczności straty trzeciego i czwartego gola też dyskwalifikują defensorów Podbeskidzia, więc może w końcu warto otworzyć im oczy, że nie pasują do elity. Nie wiem, na jaką kwotę wycenił ich umiejętności prezes klubu Bogdan Kłys, ale na pewno przepłacił.

Do konfesjonału, by wyznać swoje grzechy, powinien również pofatygować się bramkarz Zagłębia Lubin, Dominik Hładun. Jakub Świerczok wrzucił mu piłkę za kołnierz z kilkudziesięciu metrów, co nie powinno się zdarzyć. I marna to dla wychowanka Zagłębia Lubin pociecha, że przed 24. laty (dokładnie 25 września 1996 roku) identycznego gola „sprzedał” bramkarzowi Atletico Madryt Marek Citko. Ale Hładunowi daleko do klasy Jose Francisco Moliny, który się wtedy „zagapił”. To zresztą nie pierwszy „numer” bramkarza Zagłębia Lubin w ostatnim czasie.


Czytaj jeszcze: Jak dzieci we mgle

Przed niespełna dwoma tygodniami w meczu z Podbeskidziem tak nieudolnie przyjął piłkę podaną przez swojego obrońcę, że Desley Ubbink sprzątnął mu ją sprzed nosa i wpakował do pustej bramki. Nawiasem mówiąc popularne „wielbłądy” są chorobą bramkarzy z Lubina. W niedawnym meczu rezerw Zagłębia z ROW-em 1964 Rybnik Konrad Forenc podał piłkę Jakubowi Kuczerze i ten zdobył dla przyjezdnych kontaktowego gola. Była 87 minuta spotkania, które zakończyło się remisem 2:2, bo w doliczonym czasie gry Łukasz Krakowczyk zdobył wyrównującego gola dla ROW-u.

Kilka ciepłych słów wypada skierować pod adresem napastnika Jagiellonii, Jakova Puljicia. 27-letni Chorwat w poprzedniej rundzie strzelił 5 goli w 16. meczach, teraz jego licznik wskazuje 8 trafień, do czego potrzebował 10 potyczek ligowych. W ciągu dwóch tygodni zwrócił na siebie uwagę dwoma hat-trickami – najpierw dokonał tej sztuki w meczu z Wisłą Płock (5:2), teraz z Wartą Poznań (4:3). Trener Bogdan Zając liczy, że w następnych pojedynkach będzie nadal miły dla rywali jak rekin młot.


Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus