Ligowiec. Wstrząsająca minuta

Hitem ostatniej kolejki na pewno był samobójczy gol piłkarza Śląska Wrocław Javiera Hyjka w meczu ze Stalą Mielec, ale ponieważ temu „wydarzeniu” poświęcamy dużo miejsca w innym artykule, tutaj na ten temat krótko i zwięźle.


Nie zamierzam pastwić się nad wychowankiem Atletico Madryt, bo wprawdzie „samobój” poszedł na jego konto, ale moim zdaniem głównym winowajcą jest bramkarz wrocławian, Michał Szromnik. Nie wiem, po jaką cholerę wybrał się na wycieczkę przed własne pole karne (szukał zgubionych kluczy?), ale przede wszystko przecenił swoje umiejętności gry nogą. Dostał bolesną lekcję, że nie jest piłkarzem o kleju w nogach.

Na uwagę na pewno zasługuje błyskawiczna egzekucja Widzewa Łódź przez obrońcę mistrzowskiego tytułu. Lech Poznań potrzebował zaledwie 60 sekund, by rozłożyć na łopatki beniaminka. Mogłem tylko współczuć trenerowi widzewiaków Januszowi Niedźwiedziowi, który był zdruzgotany takim obrotem sprawy. Przecież jego zawodnicy wcześniej zmarnowali kilka dogodnych okazji (Sanchez, Danielak, Letniowski) do zdobycia gola. Wiem jedno, nigdy nie powinien grać w pokera, bo po stracie obu goli był blady jak duch. I marna to dla szkoleniowca gości pociecha, że jego zespół rozbroili tej klasy piłkarze co Joao Amaral i Mikael Ishak.

Podobno pochwał nigdy za dużo. Nie wiem, czy to reguła, czy przypadek, ale Cracovia wyjątkowo lubi pastwić się nad wodzirejami w PKO Ekstraklasie. W bieżących rozgrywkach najpierw odesłała z kwitkiem i bagażem trzech goli Legię Warszawa, a w sobotę pokazała drzwi zdobywcy Pucharu Polski z Częstochowy, aplikując mu również trzy bramki. W tej sytuacji „Pasy” mogły okazać wielkoduszność i zrezygnować z napiwku.

Kolejny komplet punktów zainkasowała Pogoń Szczecin, która w I połowie spotkania w Kielcach rozstawiała gospodarzy po kątach i niepodzielnie panowała na boisku. Trener Korony Leszek Ojrzyński był załamany postawą swoich zawodników w tej fazie meczu. „Na początku meczu to była katastrofa. Z naszej strony było przerażenie, a gra się nam nie układała. Było dużo niedociągnięć. Byliśmy spóźnieni, a nasz pressing to była kpina”. Szkoleniowiec nie przebierał w słowach, piłkarze Korony nie mogli liczyć na to, że zostaną potraktowani z taką kurtuazją jak w Wersalu. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby podczas przerwy w szatni kieleckiej drużyny padły określenia i epitety sugerujące, że ich autor odbierał wykształcenie w okolicach dość odległych od uniwersytetu. Najważniejsze jednak, że ostra „reprymenda” przyniosła skutek i Korona uniknęła kompromitacji, ba, była nawet bliska urwania punktów „portowcom”. Tych być może wytrąciło z równowagi anulowanie bramki Luki Zahovicia, której analiza trwała stanowczo zbyt długo. Ten fakt, jak przyznał potem trener Ojrzyński był megabodźcem dla jego drużyny i lekcją poglądową, jak szybko można zmienić obraz meczu.

Dwa zdania na temat meczu Lechia Gdańsk – Warta Poznań. Chcąc ukarać dzieci za niesubordynację, zamiast zastosowania kary cielesnej wystarczyłoby puszczać to spotkanie na okrągło. Nie mam też wątpliwości, ze takie seanse były nawet dla więźniów gorsze niż kara chłosty, a nawet łamanie kołem.


Fot. Paweł Jaskolka / PressFocus