„Litościwe” Zagłębie

Bramkarz GKS-u Jastrzębie Mikołaj Reclaf uratował skórę kolegom, broniąc w kilku nieprawdopodobnych sytuacjach.


Przed meczem z Zagłębiem trener GKS-u Jastrzębie Jacek Trzeciak bardzo obrazowo przedstawił sytuację swojej drużyny. – W tej chwili za nami jest przepaść, a przed nami mur. Albo spadniemy w tę przepaść, albo rozbijemy mur – stwierdził niespełna 50-letni szkoleniowiec. To, że jego zespół nie wpadł w otchłań zawdzięcza Mikołajowi Reclafowi. Niespełna 18-letni golkiper wyszedł z opresji w kilku sytuacjach sam na sam z Szymonem Sobczakiem i to właśnie jemu gospodarze zawdzięczają zdobycie jednego punktu.

Sosnowiczanie na mecz do Jastrzębia Zdroju po raz ostatni przyjechali dowodzeni przez duet Łukasz Matusiak – Grzegorz Bąk, od poniedziałku szeryfem w ich szatni będzie Artur Skowronek. 39-letni szkoleniowiec oglądał z wysokości trybun poczynania swoich nowych podopiecznych i na pewno nie był zadowolony z ich skuteczności strzeleckiej. Dotychczasowi trenerzy Zagłębia – Łukasz Matusiak i Grzegorz Bąk – pozostaną w sztabie, chociaż jeszcze nie wiadomo, jakie role przydzieli im szef.

W I połowie jastrzębianie prezentowali się koszmarnie i powinni dziękować Bogu (a właściwie Reclafowi), że skończyło się tylko na stracie jednego gola. Zmagania obu zespołów na boisku przypominało wyścig BMW z Fiatem 126 p, czyli popularnym niegdyś „maluchem”. Sosnowiczanie dochodzili praktycznie do każdej prostopadłej piłki i wówczas pod bramką gospodarzy ogłaszano alarm.

Już w 7 minucie Alex Tanque wypuścił w „uliczkę” Szymona Sobczaka, ten stanął oko w oko z bramkarzem GKS-u, lecz posłał futbolówkę obok lewej słupka. Po kolejnej akcji Brazylijczyka (13 min) Patryk Bryła uderzając w długi róg chybił celu. W 19 min. po strzale Sobczaka i trochę niepewnej interwencji Reclafa Daniel Feruga wybił piłkę z linii bramkowej. Sześć minut później bramkarz jastrzębian wygarnął piłkę spod nóg Sobczakowi w sytuacji sam na sam. W końcu napastnik gości dopiął celu w 41 minucie, gdy ograł na lewej flance jak juniora Remigiusza Borkałę i płaskim strzałem umieścił futbolówkę w bramce rywali.

Minutę później Reclaf po raz kolejny wygrał pojedynek jeden na jeden z Sobczakiem (asystentka Katarzyna Wójs nie podniosła chorągiewki, zrobiła to dopiero po akcji), a w 45 minucie po stracie piłki przez Michała Bojdysa i strzale Bryły Reclaf sparował piłkę na poprzeczkę. Aktywa gospodarzy w I połowie? Strzał Jakuba Niewiadomskiego z rzutu wolnego (16 min), po którym Matko Perdijić sparował piłkę na korner oraz niecelna główka Dariusza Kamińskiego (45+2 min) z kilku metrów do praktycznie pustej bramki. Pomocnika jastrzębian w tej sytuacji mógłby zawstydzić nawet Stevie Wonder.

Po przerwie pomocną dłoń podopiecznym trenera Jacka Trzeciaka podał bramkarz Zagłębia. W 48 minucie zaatakowany przez Konrada Handzlika Perdijić wybił piłkę pod nogi Jakuba Niewaidomskiego, który bez problemów umieścił ją w pustej bramce.


GKS Jastrzębie – Zagłębie Sosnowiec 1:1 (0:1)

0:1 – Sobczak, 41 min, 1:1 – Niewiadomski, 48 min.

JASTRZĘBIE: Reclaf – Borkała, Słodowy, Bojdys, Kulawiak –

D. Kamiński (69. Ali), Kuczałek, Feruga (86. Gulczyński), Handzlik (69. Jadach), Niewiadomski (59. Zejdler) – Rumin (86. Balboa). [Trener] Jacek TRZECIAK.

ZAGŁĘBIE: Perdijić – Smoleń, Duriszka, Machała, Seedorf – Bryła (63. Banaszewski), Ambrosiewicz, Korzeniecki (83. W. Kamiński), Szumilas – Tanque (70. Pawłowski) – Sobczak (83. Tierbalan). Trenerzy Łukasz MATUSIAK i Grzegorz BĄK.

Sędziował Sebastian Krasny (Kraków). Widzów 1398. Żółte kartki: Niewiadomski – Ambrosiewcz, Tanque, Korzeniecki.

Piłkarz meczu Mikołaj RECLAF.


Na zdjęciu: Napastnik Zagłębia Szymon Sobczak (w środku) był nie do zatrzymania dla obrońców GKS-u Jastrzębie (na zdjęciu Dominik Kulawiak i Mateusz Słodowy).

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus


GŁOS TRENERÓW

Grzegorz BĄK: – Bardzo dobra I połowa w naszym wykonaniu, tak to sobie wyobrażamy z trenerem Matusiakiem. Ścieżki poruszania, nad którymi pracowaliśmy, dzisiaj wychodziły idealnie. Tylu sytuacji, które mieliśmy w I połowie, nie stworzyliśmy w ostatnich siedmiu meczach. Strzeliliśmy jedną bramką, a powinniśmy zdobyć przynajmniej trzy. Gra była płynna, każdy zawodnik wiedział, co robi. W II połowie wydawało się, że nic złego nie może nam się przytrafić, ale sami podaliśmy przeciwnikowi tlen. Tak naprawdę sami strzeliliśmy sobie gola i wdarła się w nasze poczynania nerwowość.

Jacek TRZECIAK: – W naszym wykonaniu był to mecz dwóch faz. W pierwszej widzieliśmy drużynę, która spotkała się na lotnisku i przyjechała na orlik sobie pograć. Zero organizacji, zero pomysłu. Natomiast w II połowie wyszedł zupełnie inny zespół, zorganizowany, zdeterminowany, stawiający wszystko praktycznie na jedną kartę. Jeżeli chodzi o podejście ofensywne, pomysł, grę, to naprawdę czapki z głów. Od 46 do 95 minut mój zespół grał na bardzo wysokich obrotach i do końca starał się strzelić zwycięską bramkę. Pytanie – dlaczego nie tak w I połowie? Nie wiem, będziemy to analizować.