ŁKS łódź. Szalone doliczone minuty

Remis z Pogonią, to kolejny gwóźdź do trumny. Robert Kozielski, dziś profesor marketingu na Uniwersytecie Łódzkim, a kiedyś zawodnik, który w swoim debiucie w ekstraklasie strzelił trzy gole Stali w Mielcu, oceniał przed tym meczem szanse łodzian na utrzymanie na pięć procent. Teraz pewnie jest to już 0,5.

ŁKS walczy ambitnie, ale ciągle czegoś brakuje. W piątek gospodarze znów mieli przewagę, zwłaszcza w drugiej połowie zdominowali rywala. Mało było jednak „czystych” szans bramkowych, a bramkarz Pogoni Dante Stipica dopiero w ostatnich sekundach stał się bohaterem spotkania, gdy w czwartej minucie doliczonego czasu wybił piłkę znad linii bramkowej po… zagraniu swojego kolegi Damiana Dąbrowskiego, który próbował przeszkodzić w dojściu do główki przez Przemysława Sajdaka. Do Szczecina z Łodzi za daleko, ale Dąbrowski powinien po meczu przynajmniej zanieść swojego kolegę do autokaru w podzięce za uratowanie od blamażu. Najlepiej do spółki ze Zvonimirem Kożuljem, który w trzeciej doliczonej minucie (!) fatalnie spudłował z rzutu karnego – poślizgnął się i zamiast dokładnie w piłkę, kopnął się we własną nogę. Faulowany zawodnik nie powinien strzelać z „jedenastki” – to chyba jednak nie jest przesąd. Kożulj wszedł na boisko dziesięć minut wcześniej, pewnie nie czuł jeszcze dobrze rytmu meczu, zwłaszcza że w styczniu przeszedł operację i okres przygotowawczy spędził na rehabilitacji. Czy naprawdę akurat on musiał strzelać?

Trener Pogoni Kosta Runjaic po meczu odetchnął z ulgą:

– Mogliśmy wygrać, ale mogliśmy i przegrać. Remis w meczu wyjazdowym zawsze trzeba przyjąć z zadowoleniem, bo mogło być gorzej – przyznał. – Nie było tak, że się nie staraliśmy. Próbowaliśmy, ale to nie wystarczyło na dobrze grający ŁKS.

Pytany o skutki braku Adama Buksy w składzie, odparł krótko:

– To już historia. Teraz bramki mają strzelać inni. Pewnie myślał o Pawle Cibickim i Michalisie Maniasie, ale oni akurat w piątek zawiedli. Srdjan Spiridonović też został zmieniony przed końcem. Jednym słowem – o pogoni za Legią i Cracovią Pogoń na razie nie ma co myśleć.

Warto zauważyć, że żaden zespół ligowy nie był w tym sezonie tak przemeblowany, jak teraz ŁKS w w porównaniu z jesiennym meczem z Pogonią. Grało tylko dwóch zawodników: Jan Grzesik i Michał Trąbka – akurat obaj wyróżniali się w swoim zespole. Tasowanie składem nie pomaga, bo udowodniono już doświadczalnie, że herbata od samego mieszania nie staje się słodsza. Ambicja, ofiarność, duch drużyny i wspaniała atmosfera na widowni i doping do końca – tylko to już zostało. Strata punktowa do bezpiecznej strefy powiększa się. W tabeli wyraźnie widać, że ekstraklasa składa się już tylko z 15 zespołów.

– Nie ustępujemy drużynom z górnej połowy tabeli, remisujemy po dobrej grze, zwycięstwa muszą wreszcie przyjść – trener Kazimierz Moskal nie traci nadziei, ale punkty też już chyba przestał liczyć.

Zmarł Kacper Derczyński

W piątek w wieku zaledwie 39 lat zmarł po nieudanej operacji przeszczepu wątroby Kacper Derczyński, wychowanek ŁKS. W ekstraklasie zadebiutował jako 17-latek w 1997 roku, w następnym sezonie został wraz z drużyną mistrzem Polski za kilkuminutowy występ w jednym meczu. Potem był zawodnikiem Włókniarza Konstantynów, Astry Krotoszyn, Sokoła Aleksandrów i Włókniarza Zgierz oraz Visby w Szwecji.

Jego starszy brat Łukasz, również ligowiec w Sokole Pniewy, zginął tragicznie w wypadku samochodowym w 2003 roku, mając 29 lat.