Lukasz Hroszszo. Specjalista od karnych

Lukasz Hroszszo już był bohaterem finału Pucharu Czech. Teraz chce także zdobyć historyczne trofeum dla Cracovii.


Choć sezon 2019/20 słowacki bramkarz rozpoczął od występu w pierwszej kolejce ekstraklasy, w zremisowanym 1:1 meczu z Zagłębiem w Lubinie, to potem był już tylko rezerwowym.

Pucharowa szansa

Z ławki podnosił się tylko przy okazji pucharowych występów, bo trener Michał Probierz uznał, że pochodzący z Nitry bramkarz, postawą na treningach zasługuje na swoją szansę. 33-letni golkiper, mający już w swojej sportowej kolekcji Puchar Czech, po który sięgnął ze Slovanem Liberec, stał więc między słupkami zespołu, który piął się szczebel po szczebelku na pucharowej drabince.

– Praktycznie w każdym miesiącu miałem jeden mecz – mówi Lukasz Hroszszo.

– To była też dla mnie dodatkowa motywacja, bo musieliśmy awansować do kolejnej rundy, żebym grał. Najcięższy był ten pierwszy mecz, z Jagiellonią. Wygraliśmy 4:2 i choć sam rezultat wskazuje, że było łatwo, ale wcale tak nie było. Później wygraliśmy w dogrywce z Bytovią i po karnych z Rakowem oraz po dogrywce z GKS-em Tychy. W sumie, to każde spotkanie było ciężkie, a cała pucharowa droga do finału była piękna, a zarazem trudna. Kilka razy mieliśmy szczęście, parę razy moje interwencje pomagały drużynie, ale za każdym razem jako zespół pokazywaliśmy, że chcemy wygrać i z takim nastawieniem wybiegniemy też na finał, żeby zrobić ten ostatni krok.

Trener Michał Probierz na finiszu sezonu odstąpił od żelaznego podziału, że Peskovic broni w ekstraklasie, a Hroszszo w meczach pucharowych. Młodszy z duetu wychowanków FC Nitra wystąpił w dwóch meczach ligowych poprzedzających zwycięski półfinał z Legią i zagrał także w dwóch kolejnych meczach przed finałem z Lechią.

Przetestowali wszystkie warianty

– Po ćwierćfinałowym meczu, który zagraliśmy 10 marca w Tychach, zaczęła się przerwa w rozgrywkach spowodowana pandemią i miałem bardzo długą przerwę w występach – przypomina Hroszszo.


Przeczytaj jeszcze: Brąz ważniejszy od wyniku


– Prawie cztery miesiące nie broniłem i ucieszyłem się, że trener dał mi szansę występu w ostatnich meczach ligowych. Na pewno tego potrzebowałem, żeby złapać rytm. Lepiej się teraz czuję. Wśród tych rozegranych w lidze spotkań mam też występ przeciwko Lechii, z którą wygraliśmy 3:0 w Gdańsku. Zachowałem wtedy czyste konto. Jeszcze jeden taki mój bezbramkowy występ i będzie dobrze, choć oczywiście remis 0:0 po 120 minutach też niczego nie wyjaśni, bo wtedy potrzebne będą rzuty karne. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie i zwyciężymy bez dogrywki, ale na wszystko jesteśmy przygotowani. Na pucharowej drodze przetestowaliśmy wszystkie warianty z dogrywkami i karnymi. Mamy doświadczenie i wiemy, jak się mamy zachować w każdej sytuacji.

Już raz świętował!

A skoro już mowa o karnych to dodajmy, że Lukasz Hrosso nie tylko w meczu z Rakowem, kiedy to obronił piłki po dwóch pierwszych strzałach, był bohaterem jedenastek. Także po finale Pucharu Czech – MOL Cup, rozegranym 27 maja 2015 roku utonął w objęciach kolegów. Grający wtedy w Slovanie Liberec zremisowali decydujący mecz 1:1 z FK Baumit Jablonec. W karnych wygrali 3-1.

W pierwszej serii przeciwnik nie trafił, ale później Hroszszo obronił strzały rywali w trzeciej oraz czwartej serii i piąta nie była już potrzebna.

– Nie mam sposobu na bronienie karnych – twierdzi.

– Na pewno będziemy z trenerem analizować, jak piłkarze Lechii strzelają z „wapna”. Zresztą każdy mecz analizujemy, patrzymy na stałe fragmenty i sposoby finalizowania przez rywali akcji ofensywnych. Przystąpimy do finału podbudowani psychicznie nie tylko ligowym zwycięstwem w Gdańsku. Dla mnie ten finał Pucharu Czech sprzed 5 lat też ma znaczenie, bo to zostaje w pamięci na zawsze. Nikt nie oczekiwał, że wygramy, bo Jablonec był wtedy bardzo mocny, a dla nas tamten sezon był trudny, utrzymaliśmy się w lidze dopiero trzy kolejki przed końcem, ale zakończyliśmy sezon szczęśliwi, bo zdobyliśmy puchar. Dla Cracovii ten sezon też był ciężki. Oczekiwania były większe, ale wiosną zdarzyła się nam seria porażek i z miejsca w tabeli nie jesteśmy zadowoleni. Będziemy więc robić wszystko, żeby odnieść historyczny sukces i zdobyć pierwszy Puchar Polski dla naszego klubu.


Cztery pytania do…

Michała Probierza, trenera Cracovii

Jaka atmosfera panuje w drużynie przed finałem Pucharu Polski?

Michał PROBIERZ: – Na takie spotkania się czeka i na pewno są to fajne emocje dla wszystkich. Wypada się więc tylko cieszyć, że gra się w finale. Dlatego stawiamy na nogi wszystkich, także tych, którzy ostatnio mieli problemy zdrowotne, żebyśmy na mecz z Lechią mieli optymalny skład. Nasze spotkania z gdańszczanami w tym sezonie kończyły się naszymi zwycięstwami, ale finał to jest mecz z zupełnie innego gatunku. Powiedziałem już kiedyś, że finałów się nie gra, finały się wygrywa – nic więcej się nie liczy. Znamy rywala tak samo, jak on zna nas dlatego spodziewam się ciekawego widowiska, a przecież na to wszyscy czekają.

Czy dla pana drugi finał Pucharu Polski w trenerskiej karierze, z racji doświadczenia, jest łatwiejszy od tego pierwszego?

Michał PROBIERZ: – Dziesięć lat temu prowadząc Jagiellonię doszedłem do finału, w którym pokonaliśmy 1:0 Pogoń, a w półfinale wyeliminowaliśmy Lechię. To jest jednak inna historia, choć emocje są podobne, bo to najfajniejsze, że można zagrać w takim meczu, jednym spotkaniu, które decyduje o wszystkim. Trzeba więc być skoncentrowanym i nie popełnić błędu. Dlatego bardzo ważne jest podejście mentalne, ale też nie można zwariować. Nie wariujemy więc tylko przygotowujemy się do meczu w Lublinie tak, jak zawsze.

Nie żałuje pan, że mecz zamiast na Stadionie Narodowym, przy 50-tysięcznej publiczności, zostanie rozegrany na Arena Lublin?

Michał PROBIERZ: – Taki jest ten czas koronawirusa i niczego nie zrobimy. Nie mamy na to wpływu, ani żadnego wyboru. W dodatku ja byłem na to przygotowany, bo znajomy przed półfinałem powiedział mi, że na pewno zagrany w finale, ponieważ tylko Cracovii, z jej „zezowatym szczęściem” może się przytrafić to, że jak finał nie jest na Stadionie Narodowym, to właśnie „Pasy” w nim zagrają. Wtedy jednak była jeszcze groźba gry przy pustych trybunach. Na szczęście widzowie będą i mam nadzieję, że nam to pomoże, bo kibice są naszym dwunastym zawodnikiem. Liczę, że tak jak w półfinałowym meczu z Legią, kiedy byli z nami od pierwszej do ostatniej minuty, będą nas także wspierać w Lublinie gorącym dopingiem.

Czy to, że Lukasz Hroszszo uchodzi za specjalistę od bronienia rzutów karnych zadecydowało o wyborze go na bramkarza do meczów pucharowych?

Michał PROBIERZ: – Karne to zawsze jest loteria. Wiem, bo 27 lat temu na Stadionie Śląskim w meczu GKS Katowice – Ruch Chorzów grałem w finale zakończonym karnymi i zdaję sobie sprawę, że to nie jest łatwe zadanie dla strzelca. Bramkarz w tej rywalizacji ma zawsze większe szanse… zostania bohaterem. Życzę Łukaszowi, jeżeli dojdzie do rzutów karnych, żeby potwierdził opinię o tym, że jest specjalistą, ale przede wszystkim liczę na cały zespół, który walczy o premię ustaloną przed sezonem. Dodatkowy bodziec to jest to co powiedział prezes Janusz Filipiak, że wyrówna te „covidowe” cięcia dokonane wiosną, gdy była przerwa w rozgrywkach.


Na zdjęciu: Bramkarz Cracovii Lukasz Hroszszo wie jak radzić sobie przy rzutach karnych.

Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus