Łukasz Wiech: Nie wykluczam żadnej opcji

Treningi indywidualne, realizowane zgodnie z rozpiską przygotowaną przez trenerów, dają panu w kość czy to łatwizna?

Łukasz WIECH: – Przemysław Parus, nasz specjalista od przygotowania motorycznego, w ten sposób przygotował zajęcia, że swoją intensywnością odpowiadają one normalnemu cyklowi treningowemu. W poniedziałki mamy więc lżejsze treningi, natomiast we wtorki i środy mocniejsze.

Męczy pana „separacja” od kolegów z drużyny? Normalnie pod koniec marca rozgrywacie przecież mecze ligowe.

Łukasz WIECH: – Wiadomo, że dla każdego z nas to nowa sytuacja. Jak każdy piłkarz, chciałbym normalnie trenować i grać o punkty, a nie żyć w niewiedzy. W tej monotonii jesteśmy już dwa tygodnie i często zastanawiam się, czy nasze treningi mają sens, czy w tej rundzie wybiegniemy jeszcze na boisko? Niezależnie od pytań i wątpliwości, jakie chodzą mi po głowie, muszę być w gotowości.

Utrzymuje pan stały kontakt z kolegami z drużyny? Na przykład za pośrednictwem Facebooka? Jeśli tak, to jaki jest główny temat tych rozmów?

Łukasz WIECH: – To jest normalne. Komunikujemy się na WhatsAppie. Każdy z nas wymienia się informacjami, jak się czuje, jak wyszedł mu trening itp. Tematem przewodnim jest oczywiście piłka nożna, komentujemy newsy i zastanawiamy się, czy i kiedy wrócimy na boiska.

I co podpowiada panu intuicja?

Łukasz WIECH: – Podobnie jak koledzy, bardzo chciałbym zagrać jeszcze w tej rundzie, ale – mówiąc szczerze – z dnia na dzień szanse na to są mniejsze. A jeżeli tak by miało się stać, to jaki jest pomysł na dokończenie sezonu? Do „zagospodarowania” może być tylko cały maj i cały czerwiec, bo kontynuowanie rozgrywek w lipcu jest nierealne. Wielu zawodnikom 30 czerwca kończą się bowiem kontrakty i co dalej? Ja również jestem w takiej sytuacji.

Jak spędza pan czas wolny od treningów? Głównie na PlayStation?

Łukasz WIECH: – Zgadł pan, PlayStation dosłownie się „pali”. Poza tym oglądam filmy na Netfliksie. Trening zajmuje tylko 2-3 godziny dziennie. Choć dokładam sobie trochę ćwiczeń, to i tak pozostaje mi jeszcze mnóstwo wolnego czasu.

W przeszłości grał pan w I-ligowym Górniku Łęczna i w występującym o szczebel niżej Ruchu Chorzów. Jak pan wspomina pobyt w tych zespołach?

Łukasz WIECH: – Bardzo dobrze, mimo że przygoda z nimi nie zakończyła się szczęśliwie, bo… zaliczyłem dwa spadki. A dodając do tego spadek z rezerwami Śląska Wrocław do IV ligi, to nawet trzy. W Łęcznej była naprawdę superekipa i do dzisiaj z moim przyjacielem Patrykiem Szyszem, który obecnie występuje w Zagłębiu Lubin, zastanawiamy się, jak to było możliwe, że zostaliśmy zdegradowani. Mieliśmy nie tylko bardzo dobrych piłkarzy, ale również znakomitą atmosferę w szatni. Pobyt w Ruchu również wspominam bardzo ciepło, chociażby ze względu na kibiców. To absolutny top w Polsce. Sportowo na pewno nie byliśmy najgorsi w II lidze, ale czasami splot pewnych wydarzeń powoduje, że wynik jest dużo gorszy od możliwości. Mieliśmy w kadrze kilku doświadczonych zawodników, jak Tomek Foszmańczyk, Wojtek Kędziora czy Tomek Podgórski. Nie chcę powiedzieć, że zespół był źle zbalansowany, ale zabrakło nam zawodników w najlepszym wieku, czyli w przedziale 25-30 lat. Było ich tylko kilku – bramkarze Kamil Lech i Dawid Smug oraz Konrad Budek, Lukasz Duriszka. To za mało.

A może głównym powodem zapaści sportowej były kłopoty organizacyjno-finansowe, które dotknęły Ruch?

Łukasz WIECH: – Nie zgodzę się z taką tezą. Proszę mi pokazać klub w II lidze, który zimą pojechał na dwa obozy. Wypłaty też dostawaliśmy, chociaż z niewielkim poślizgiem. Co prawda potem ten poślizg był większy, ale nie on był główną przyczyną spadku. Reasumując – mimo dwóch spadków, Łęczną i Ruch, wspominam bardzo dobrze i nie dam na nie powiedzieć złego słowa.

Z punktu widzenia rezerw Śląska, ewentualne zakończenie rozgrywek byłoby korzystnym rozwiązaniem, bo awans do II ligi mielibyście w kieszeni.

Łukasz WIECH: – Na pewno byłoby zadowolenie z tego powodu, ale swoją wartość wolelibyśmy pokazać na boisku i udowodnić wszystkim, że zasłużyliśmy na ten awans. W rundzie jesiennej pokazaliśmy odpowiedni poziom, który predestynował nas do gry w II lidze.

Które mecze pierwszej rundy najbardziej utkwiły panu w pamięci?

Łukasz WIECH: – Te z czołowymi zespołami, czyli Polonią Bytom i Ruchem Chorzów. Polonia na swoim boisku stłamsiła nas fizycznie i zwyciężyła 2:0. Dodam jednak, że na murawie stadionu Szombierek nie dało się grać normalnie w piłkę. W Chorzowie natomiast rozegraliśmy fajny mecz i byliśmy bliscy sięgnięcia po pełną pulę. Prowadziliśmy 1:0 i wypracowaliśmy niezłą okazję do podwyższenia wyniku, a wyrównującego gola straciliśmy w samej końcówce spotkania. Mieliśmy powody, by żałować straconych punktów. Wprawdzie po końcowym gwizdku nasi rywale twierdzili, że to oni mieli czego żałować, bo stworzyli lepsze sytuacje strzeleckie, ale ja się z nimi nie zgadzam.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia…

Łukasz WIECH: – Pewnie ma pan rację. Wydawało mi się, że jedyny mecz w rundzie wiosennej, zremisowany 1:1 z Gwarkiem Tarnowskie Góry, zagraliśmy bardzo fajnie. Tymczasem mój kolega, który w nim nie wystąpił i oglądał go z boku, stwierdził, że wypadliśmy bardzo średnio.

Jakie ma pan plany na najbliższą przyszłość? Zostanie pan w Śląsku, czy przeniesie się do innego klubu?

Łukasz WIECH: – Ta runda miała być znacząca, decydująca. Z moim menedżerem nie wykluczaliśmy żadnej opcji, czyli że zostanę w Śląsku, albo że odejdę. Teraz jednak nie mogę powiedzieć, jak sytuacja się rozwinie. Jeżeli udałoby się nam awansować do II ligi… Obecnie piłka nożna zeszła na drugi plan, ale to nic dziwnego.

Na zdjęciu: Łukasz Wiech (z prawej) awans do II ligi chciałby „zaklepać” na boisku.