Malarstwo i piłka, czyli na skrzydłach wyobraźni

Jacek Szaleniec to wyjątkowa postać. Grał w piłkę nożną, był trenerem i zajmuje się sztuką, konkretnie malarstwem.


Pochodzącego z Chorzowa Jacka Szaleńca być może pamiętają starsi sympatycy piłki. Rocznik 1960, zaczynał kopać w Stadionie Śląskim Chorzów, a po skończeniu wieku juniora w 1979 roku trafił do AKS-u Chorzów.

Chwalił go Oślizło

Popularne „Zielone Koniczynki” biły się wtedy o III ligę. W pierwszym sezonie gry [Jacka Szaleńca] w AKS-ie nie udało się awansować, w kolejnym już tak i przez całej lata 80., a także na początku lat 90., grał w zasłużonym dla śląskiej i polskiej piłki klubie. Uzbierało się ponad 300 meczów. – Były dwa takie sezony, że grając na forstoperze byłem najlepszym strzelcem zespołu. Dziwił się temu późniejszy trener AKS-u, Stanisław Oślizło – wspomina pan Jacek.

AKS, sponsorowany przez lata przez Hutę Kościuszko, starał się nawiązać do chwalebnej przeszłości. Klub z niezapomnianym stadionem na Górze Wyzwolenia, na granicy Chorzowa i Katowic, gdzie dziś stoi supermarket, walczył o awans na zaplecze ekstraklasy. – Grali u nas zawodnicy z ligową przeszłością, m.in. Józek Nowak, Krystian Szuster z Ruchu, Zygmunt Bindek z Górnika Zabrze, a także Jerzy Michajłow, a nieco później Jacek Bednarz, Marek Wleciałowski i Robert Mitwerandu.

Byliśmy zatrudnieni w hucie, ale inne kluby, te górnicze, były jeszcze bogatsze od nas. Biliśmy się o awans z Odrą Wodzisław, ROW-em Rybnik, GKS-em Tychy, ale awansować wyżej się nie udało – opowiada. Sam był kuszony przez działaczy Zagłębia Sosnowiec, gdzie trenerem był wtedy Hubert Kostka, a młody Jacek Szaleniec musiał kryć samego Jana Urbana. Był temat przenosin do GKS-u Tychy, a był też ponoć w kręgu zainteresowań samego Ruchu. Grał jednak dalej w AKS-ie, bo występy łączył ze studiami na katowickiej AWF, a klub nie czynił mu żadnych przeszkód.

Uratował karierę Bednarza

Potem szybko sam zaczął pracować jako szkoleniowiec. Najpierw z najmłodszymi w Stadionie Śląskim, a następnie w „swoim” AKS-ie, początkowo jako asystent, a potem pierwszy szkoleniowiec. Można napisać, że był jednym z tych, którzy uratowali karierę Jacka Bednarza, kilkukrotnego reprezentanta Polski, a potem jednego z ostatnich zawodników wywodzących się z AKS-u, którzy zrobili wielką karierę. Bednarz w lidze – w barwach Ruchu, Legii i Pogoni – zagrał w aż 317 spotkaniach, w których zdobył 22 bramki.

Z Legią sięgał po mistrzostwo i Puchar Polski. Był jednak okres, kiedy musiał zawiesić buty na kołku. – Trener Oślizło jasno postawił sprawę: albo gra, albo studia. Jacek był wtedy na prawie i postawił na naukę, bo wiadomo, jak jest w sporcie. Po kilku miesiącach, razem ze swoim przyjacielem Krystianem Barczykiem, namawiałem go po kilku miesiącach, żeby wrócił. Tak się stało, a u mnie w rezerwach zagrał z marszu. Znałem go i wiedziałem, jaką ma wydolność, ile i jak potrafi biegać – opowiada Jacek Szaleniec.

To on ze Stadionu Śląskiego sprowadzał też do AKS-u Marka Wleciałowskiego, potem ligowca pełną gębą, który w Ruchu Chorzów, w najwyższej klasie rozgrywkowej, zagrał w 249 meczach. Na początku lat 90. trener Szaleniec próbował ratować AKS przed jazdą w dół, kiedy z finansowania klubu po przemianach politycznych i gospodarczych odłączyła się Huta Kościuszko, ale nie był już w stanie wiele zdziałać, choć do końca robił, co mógł, żeby pomóc AKS-owi.

Sam miałem przyjemność gry w chorzowskim klubie pod jego okiem przez kilka lat.

Ma to we krwi

Gra w piłkę to jedna sprawa, a malarska pasja to kolejna rzecz, która wyróżnia nietuzinkową postać Jacka Szaleńca. Jak mówi, ma to we krwi. – Zostało coś z zacięcia taty, który miał takie zdolności; potrafił robić na przykład widokówki. Ja taki twórczy imperatyw miałem od najmłodszych lat. Rysowanie, wycinanie lubiłem na równi z grą w piłkę – mówi z uśmiechem.

Jacek Szaleniec to malarz samouk! W swoich pracach nie ogranicza się do żadnego stylu. Fot. Michał Zichlarz

Pierwszy obraz namalował w 1980 roku. Była to kopia obrazu francuskiego malarza Maurice Utrillo „Pejzaż z wiatrakiem”. Nie zachował się, ale zachęciło go do dalszych prac. Malował w zaciszu, do przysłowiowej szuflady, bo nie eksponował swoich prac. Wyjątkiem byli znajomi, także piłkarze, z którymi grał.

– Pamiętam wyjazdy na obóz do Węgierskiej Górki. Jedni czytali książki, inni grali w karty, a ja sobie rysowałem czy robiłem szkice. Czy były jakieś docinki? Absolutnie nie. Mieliśmy drużynę na poziomie, w której chyba wszyscy byli po maturze, a nierzadko jak ja, Jacek Bednarz czy Krystian Barczyk kończyli studia – mówi. Na początku były to pejzaże, obrazy realistyczne. Przełom nastąpił, jak to w życiu bywa, trochę przypadkowo…

– Pamiętam, że mieliśmy remont w domu. Farby poukładane były w nieładzie, poprzewracały się na płytę i tak leżały przez całą noc. Rano wstaję, patrzę, a tutaj genialna kolorystyka, paleta barw. Coś niesamowitego! – podkreśla.

Nagrody i wyróżnienia

Końcówka lat 90. to już eksperymentowanie z kolorami. Wiele z tych prac jest abstrakcyjnych, ale Jacek Szaleniec otwarty jest na różne malarskie style. Jak mówi, i co widać w jego obrazach, bliscy są mu surrealiści, z genialnym Salvadorem Dalim na czele. Do dziś nie może sobie wybaczyć, że będąc przed laty w Katalonii nie odwiedził domu-muzeum genialnego artysty w Figueres. Z polskich twórców bliski jest mu Zdzisław Beksiński, którego jedną z jego prac ma nawet u siebie, ale prace pana Jacka nie są tak mroczne, jak słynnego twórcy z Sanoka.

Jedna z oryginalnych prac Jacka Szaleńca. Fot. Michał Zichlarz

Swoje prace wystawia od niedawna. Wcześniej nie dzielił się nimi z innymi, uważał, że nie są dość dobre. Na koncie ma już 8 wystaw indywidualnych i sporo grupowych. Jest też laureatem wielu nagród i wyróżnień. Najważniejsze nagrody to Grand Prix w Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Art Passion w Dąbrowie Górniczej w roku 2018, oraz Grand Prix w Świętochłowicach w Przeglądzie Sztuki w roku 2019. Te pierwsze wyróżnienie zdobył za niepozorny, ale robiący wielkie wrażenie obraz „Triumf wolności”. Jego prace znajdują się w prywatnych kolekcjach w kraju i za granicą.

8-10 obrazów na raz!

Jak pracuje i tworzy? Mówi, że teraz ma na wszystko znacznie więcej czasu, bo od niedawna jest na emeryturze. Wcześniej pracował na dwóch czy nawet więcej etatach – jako trener, nauczyciel, instruktor, a przez 15 lat razem ze swoim przyjacielem z boiska Krystianem Barczykiem zajmował się oprawianiem obrazów.

– Nierzadko oprawialiśmy obrazy innych artystów. Teraz sam mogę sobie taką oprawę przygotować, co – można powiedzieć – jest takim dopełnieniem dzieła. Oczywiście najważniejsze jest malowanie. Często pracuję nad… 8-10 obrazami na raz. Nakładam fakturę, to wszystko musi wyschnąć. Czasami do czegoś nie jestem przekonany, ale wracam do tego po dwóch miesiącach. Eksperymentuję, po kilkudziesięciu latach pracy tworzę już wyłącznie z wyobraźni. Nadal fascynuje mnie proces tworzenia, powstawiania. Kiedy żona wyrzuca jakieś sitko, to krzyczę by tego nie robiła. Wykorzystuję w swoich obrazach papier, tekturę i inne rzeczy – zaznacza.

Używa różnych farb i różnych form ekspresji. Na przykład wycofywanych już farb nitro. Do tego spraye czy bejce używane w przemyśle. Nie ogranicza się w swojej twórczości, a co warte podkreślenia, jest zupełnym malarskim samoukiem! – Na różnego rodzaju spotkaniach czy wernisażach, podkreślam, że jedyna akademia, którą ukończyłem, to AWF w Katowicach – śmieje się. Swoje prace sygnuje podpisem „Janiec”.

Krajcok’12

Dodajmy, że od 10 lat, od początku istnienia, jest w grupie malarzy amatorów Krajcok’12, którą z zapałem i z pomysłami kieruje inny chorzowski artysta – Andrzej Sodowski. – Bardzo sobie cenię możliwość współdziałania z grupą osób, z którą łączy mnie tak wyjątkowa pasja. W ramach działalności grupy miałem okazję prezentować swoje prace podczas licznych wystaw zbiorowych – podkreśla Jacek Szaleniec, piłkarz, trener i wzięty malarz samouk, którego prace mogą imponować.


Na zdjęciu: W barwach AKS-u Chorzów – stoi trzeci od lewej. Drugi z lewej przyjaciel z boiska Krystian Barczyk.

Fot. ARC


Wystawa w Imielinie

W Domu Kultury Sokolnia w Imielinie dobiega końca wystawa praca Jacka Szaleńca zatytułowana „Na skrzydłach wyobraźni”. Można na niej zobaczyć kilkadziesiąt prac chorzowskiego artysty, a przez lata podpory AKS Chorzów. Finisaż wystawy, czyli jej zakończenie w najbliższą niedzielę 22 maja. Warto poświęcić czas!