Mandrysz: W pucharach wszystko będzie nowe

Rozmowa z Iwo Mandryszem, byłym spikerem Rakowa i znawcą historii klubu.


Czy Raków mógł rozegrać lepszy sezon?

Iwo MANDRYSZ: Oczywiście, że tak, bo mógł jeszcze pokonać Legię. Jedno zwycięstwo z nimi sprawiałoby, że na mecie sezonu kolejność w tabeli byłaby odwrotna. Oczywiście tylko teoretyzujemy, bo po porażce z Rakowem Legia byłaby bardziej skoncentrowana na innych spotkaniach by zdobywać punkty. Mimo to ten sezon przeszedł wszelkie oczekiwania.

One były dość proste – zająć miejsce powyżej ósmego, czyli tego najwyższego z 1996. Ten sukces przeszedł oczekiwania nie tylko kibiców, ale i ludzi u szczytu władzy w klubie…

Iwo MANDRYSZ: Podejrzewam, że Michał Świerczewski patrzy kilka kroków dalej, niż wszyscy inni. On mógł się spodziewać, że Raków będzie w czołówce. Może jeszcze przypadkiem trener Marek Papszun, chociaż nie mówił o tym głośno. Pozostali raczej takiego sukcesu się nie spodziewali, chociaż… W poprzednim sezonie Raków już powinien być w górnej „ósemce”. Wtedy, gdyby był ósmy czy siódmy, to poprzeczka byłaby zawieszona trochę wyżej. A tak, był to lepszy wynik niż dotychczas, więc skromnie, nie nagłaśniamy że jesteśmy rządni jakiegoś wielkiego sukcesu. Dzięki temu, tak mi się wydaje, niektórzy mimo wszystko nadal Raków lekceważyli, choć to było bardziej prawdopodobne w poprzednim sezonie niż teraz. Dzięki temu częstochowianie na spokojnie doszedł do wicemistrzostwa Polski, chociaż znowu będziemy gdybać, czy gdyby nie te trzy porażki na początku rundy rewanżowej…

To był jedyny dołek formy w ciągu całego sezonu. Trzeba chyba powiedzieć, że Raków był najrówniej grającą drużyną w lidze…

Iwo MANDRYSZ: Od meczu z Lechią nie przegrali spotkania ani w Pucharze ani w lidze. Chyba wyszło 16 meczów bez porażki. Tak, 13 w ekstraklasie i 3 w Pucharze.

Co pana bardziej ucieszyło – wicemistrzostwo czy Puchar Polski?

Iwo MANDRYSZ: Myślę, że Puchar bo on przyniósł więcej emocji. Tam do ostatniej chwili wszystko mogło się zmienić. Przecież do 81 minuty Raków przegrywał z Arką. To gdynianie byli wtedy bliżej Pucharu. Natomiast w lidze było tak, że jak w tej kolejce nie wygramy, to uda nam się w kolejnej, a w razie potrzeby mamy jeszcze ostatni mecz w Szczecinie., który będzie rozstrzygał kto będzie drugi. Tak więc Puchar przyniósł więcej emocji i jest to mimo wszystko większy sukces niż wicemistrzostwo, a przynajmniej ja tak to odbieram.

Przez lata finał Pucharu Polski z 1967 roku już trochę obrósł legendą. Trzecioligowy wówczas Raków walczył z Wisłą Kraków jak równy z równym. „Biała Gwiazda” nie strzeliła gola po rzucie karnym w regulaminowym czasie, później dogrywka, gdzie jeden piłkarz częstochowian był praktycznie wyłączony z gry przez kontuzję. Dwie bramki dla Wisły i sprawa załatwiona. Teraz Raków, powiedzmy „odkuł” się za tamten przegrany finał w Kielcach.

Który zawodnik zrobił na panu największe wrażenie? Jest jeden taki, czy na pochwałę zasłużyła drużyna jako kolektyw?

Iwo MANDRYSZ: Wyjęcie jakiegoś pojedynczego zawodnika zaburzyłoby układ, jaki stworzył w drużynie Marek Papszun. Jest kilku piłkarzy w mojej opinii niedocenianych ze względu na rolę, jaką pełnią w drużynie. Na przykład Patryk Kun. Wahadłowy, nieobdarzony najlepszymi warunkami fizycznymi, który rozegrał chyba najwięcej spotkań spośród wszystkich zawodników. Opuścił bodaj jedno z powodu żółtych kartek. Kolejnym jest Igor Sapała – jego widać, bo jest w środku pola, ale nie zdobywa tylu bramek, nie odgrywa takiej roli w obronie bezpośrednio przed bramką, a w mojej opinio bez niego drużyna nie funkcjonowałaby tak jak funkcjonuje. Obrońców widać, bramkarza widać, tych co strzelają bramki również. Oni się rzucają w oczy i ich rola jest bezsporna. Ivi Lopez – piłkarz, który miał różne okresy gry, ale w decydujących momentach, zwłaszcza w finale, wziął na siebie odpowiedzialność i znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Strzelił bramkę, miał spory udział przy drugiej…

Jak już przy nim jesteśmy – nie wydaje się panu, że w tym sezonie od niego zbyt dużo czasami nawet zależało i miano wobec niego nazbyt wielkie wymagania?

Iwo MANDRYSZ: W pewnym momencie były chyba zbyt duże oczekiwania. Miało to miejsce po tym, jak miał takie świetne wejście w ligę, gdy zagrał świetnie z Górnikiem, zdobywał bramki z rzutów wolnych. Wtedy wydawało się, że już będzie głównym egzekutorem, chociaż nie jest środkowym napastnikiem. Doszło później do spadku formy. Wpływ na to miały chyba sprawy natury zdrowotnej. Zaczęto mieć do niego pretensje. Miano je również do Vladislavsa Gutkowskisa za nieskuteczność pod bramką rywala. Jeżeli napastnik Rakowa nie ma tylu zdobytych goli co snajper Legii, ale częstochowianie mają drugą liczbę zdobytych bramek to lepiej świadczy o pozostałych zawodnikach. Odpowiedzialność wówczas rozkłada się to na kilku piłkarzy. Podobnie jest zresztą w Pogoni Szczecin, jednak tam nie strzelali aż tylu bramek co Raków. Wracając jednak do Gutkovskisa – parę kluczowych dla Rakowa bramek zdobył jak choćby ta w półfinale Pucharu z Cracovią.

Może ten kolektyw być pomocny już w lipcu. Pierwszy raz na Limanowskiego zawitają europejskie puchary, co samo w sobie wydaje się być abstrakcją. Jakie więc szansę ma Raków na przejście choćby jednej rundy? Patrząc na potencjalnych rywali może być ciężko…

Iwo MANDRYSZ: Wiele będzie zależało od losowania. Fajnie by było w pierwszej rundzie wylosować kogoś, przynajmniej teoretycznie, może nie słabszego, ale leżącego w granicach możliwości Rakowa. Gdyby pokonali pierwszego przeciwnika, to wydaje mi się, że częstochowianie mogliby sobie poradzić z każdym.

Siła rozpędu, tak?

Iwo MANDRYSZ: Dokładnie. Poza tym może być trochę tremy co do występu w pucharach. Na tym polu Raków nie ma jeszcze doświadczenia. Dwa lata temu Raków był blisko awansu do finału Pucharu Polski, teraz mecze o stawkę w nim nie były pierwszyzną. W rozgrywkach międzynarodowych wszystko będzie dla nich nowe.

Niedawno przeczytałem wypowiedź dyrektora sportowego Rakowa, Pawłem Tomczykiem dla „Super Expresu”, który twierdził, że skoro częstochowianie znaleźli się w pucharach to celem będzie zwycięstwo. Nie była to przesadzona „deklaracja”?

Iwo MANDRYSZ: Jak się wychodzi na boisko, nawet jak przeciwnik jest dużo silniejszy to mimo wszystko trzeba wierzyć w zwycięstwo. To cała piłka nożna. Nawet ta teoretycznie słabsza drużyna może wygrać z tą silniejszą.

Był pan na inauguracyjnym spotkaniu Rakowa przy Limanowskiego. Nie czuje pan żalu, że stadion w tak dużym mieście wygląda tak skromnie?

Iwo MANDRYSZ: W temat przebudowy stadionu weszło za dużo polityki. Dwie główne siły obrażały się na siebie wzajemnie i dyskutowały kto powinien dać więcej pieniędzy na budowę. Faktem jest, że poprzedni rok spędzono na „przepychankach”. Tam były unieważniane przetargi, oczekiwania na kwotę jaka wpłynie z ministerstwa, czy tyle ile było obiecane, trochę wycofywano się z pewnych deklaracji. Rok został tak naprawdę zmarnowany. Realne było to, by stadion powstał w ubiegłym sezonie, bo faktycznie pierwsze prace zaczęły się w lipcu ubiegłego roku. Jednak jestem w stanie zrozumieć władze samorządowe, że są potrzeby pilniejsze niż stadion. Nie wszyscy w mieście są kibicami, nie wszyscy lubią Raków. To też ma pewne swoje przełożenia na te posunięcia. Trudno byłoby jednak zostawić klub w potrzebie.


Fot. Rafał Rusek / PressFocus