Maciej Mańka: Jednego jokera już wykorzystaliśmy

Na inaugurację wiosny sprawiliście wielki zawód, przegrywając 0:2 w Olsztynie. 
Maciej MAŃKA: – Zawiedliśmy wszystkich kibiców, a najbardziej – siebie samych. Czekaliśmy na ten mecz trzy miesiące, chcieliśmy zacząć z wysokiego „C”, od zwycięstwa. Musimy przełknąć tę porażkę i udowodnić w następnych meczach, że jesteśmy dobrą drużyną. Mogę mówić za siebie – czułem się dobrze fizycznie, ale chyba każdy z nas ma coś na sumieniu. Nie zafunkcjonowaliśmy jako zespół i tu jest pies pogrzebany. Nie przegraliśmy przecież po błędach indywidualnych, ale jako całość.

Trudno było przypuszczać, że ulegniecie rywalowi, który długo nie był nawet pewny, czy przystąpi do rundy wiosennej…
Maciej MAŃKA: – Nikt się tego nie spodziewał, ale wiele jest przecież przykładów meczów, w których niżej notowani przeciwnicy, teoretycznie słabsi, wygrywają. Piłka taka jest. Żałujemy. Byliśmy faworytami, ale za bycie faworytem nikt punktów nie przyznaje. Było wiadomo, że Stomil się nie położy. To dla nas duży cios, o którym trzeba jednak jak najszybciej zapomnieć.

Na boisku było widać po Stomilu, że przeżywał takie problemy?
Maciej MAŃKA: – Z pewnością nie. Wyglądał jak zgrany zespół. Zawodników kontraktowano tam na ostatnią chwilę, ale nie jest tak, że oni dopiero przyjeżdżali do klubu. Trenowali już wcześniej. W sparingu z Widzewem ta drużyna zagrała w podobnym składzie. Nikt z nas nie jechał tam z nastawieniem, że przyjdzie nam się zmierzyć z jakimiś ogórkami. Nie uważajmy też samych siebie za jakichś wielkich piłkarzy. W tej lidze jest wiele nieobliczalnych drużyn, cała liga jest nieprzewidywalna. Zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Mieliśmy swoje oczekiwania, pomysł, ale nie zrealizowaliśmy go.

Dawid Abramowicz w okresie przygotowawczym miał problemy zdrowotne i na lewej obronie na inaugurację wiosny zagrał pan.
Maciej MAŃKA: – Już w kilku sparingach trener wystawiał mnie w pierwszym składzie. Wywalczyłem sobie to miejsce w okresie przygotowawczym. Potem Dawid wypadł ze względu na uraz, ale już trenuje z nami. Jest konkurencja. Będę się starał ciężką pracą udowodnić, że zasługuję na grę. Nie odbieram swojego występu w Olsztynie jako wyjątkową szansę, a raczej coś, co sobie wywalczyłem.

Jako prawonożny zawodnik, zaprzyjaźnił się pan już z lewą obroną?
Maciej MAŃKA: – Nie jest to moja nominalna pozycja, ale nie wpływa to na moją postawę. Po powrocie do Tychów grałem na niej przez prawie dwa sezony, dlatego mogę powiedzieć, że zaprzyjaźniłem się. Nie mówię o sobie „prawy obrońca”. Po prostu – boczny. To, czy prawy czy lewy, jest już bez znaczenia.

Wasza sytuacja w tabeli się komplikuje. Przewaga nad strefą spadkową stopniała do 4 punktów. Jest niepokój?
Maciej MAŃKA: – Trener cały czas tłumaczy nam, że nie ma co patrzeć, analizować i wybiegać w przyszłość. Jest ścisk, wyłączając oczywiście Raków, który odjechał i pewnie w kwietniu zapewni sobie awans. Mnie widok tabeli rozczarowuje. Czuję złość, gdy na nią patrzę, bo to miejsce [11 – przyp. red.] nie powinno być nasze. Trudno mówić, że nie zasługujemy na to, bo gramy jak gramy, ale potencjał jest dużo wyższy.

Przed wami ważny mecz w Krakowie z zamykającą stawkę Garbarnią.
Maciej MAŃKA: – Czegoś porażka w Olsztynie nas nauczyła. Musimy od początku unieść rolę faworyta, narzucić swój styl. W sobotę tego zabrakło, oby w Krakowie było lepiej. Trener powiedział nam, że jednego „jokera” już wykorzystaliśmy. Teraz pora zacząć punktować i coś udowodnić. Przede wszystkim sobie samym.

 

Na zdjęciu: – Każdy z nas ma coś na sumieniu – mówi o inauguracji wiosny Maciej Mańka.