Marek Mróz: Wierzę w naszą siłę

 

W pięciu ostatnich kolejkach zdobyliście 11 punktów. Jest pan z tego dorobku w pełni usatysfakcjonowany, czy nie do końca? Nie da się ukryć, że w meczu z Bruk-Betem byliście bliżsi zwycięstwa, a wygranie meczu z Miedzią – zważywszy na okoliczności – było waszym obowiązkiem.
Marek MRÓZ: – Nie do końca jestem z tego zadowolony, podobnie jak koledzy z drużyny. W ostatnim czasie prezentujemy bardzo fajny futbol, jesteśmy w dobrej dyspozycji. W meczach z Bruk-Betem i Miedzią mogliśmy spokojnie zainkasować trzy punkty, w tym ostatnim po prostu podarowaliśmy przeciwnikowi remis. Może zabrakło nam koncentracji w końcówce spotkania? Tym niemniej nasza gra napawa optymizmem, to optymistyczny prognostyk przed… rundą wiosenną.

Jest pan zadowolony ze swoich występów w ostatnich meczach? Regularnie wychodzi pan na boisko w podstawowej jedenastce…
Marek MRÓZ: – Myślę, że jestem w dobrej dyspozycji. Bardzo dobrze układa mi się współpraca w środku z Łukaszem Norkowskim, z którym gramy na pozycjach „6” i „8”. Rozumiemy się na boisku doskonale, znakomicie się uzupełniamy. Naprawdę nie mam w tej chwili powodów do narzekań.

Do pełni szczęścia brakuje panu tylko strzelonej bramki?
Marek MRÓZ: – Można tak powiedzieć. Byłem bardzo bliski zdobycia gola w meczu z Miedzią, ale ich bramkarz Łukasz Załuska obronił mój strzał. Na szczęście na miejscu był Farid Ali i dobił piłkę do siatki. Drugi raz mogłem pokusić się o strzelenie bramki w spotkaniu z Olimpią Grudziądz. Po moim uderzeniu obrońca odbił futbolówkę ręką, ale Damian Tront zamienił podyktowany rzut karny dla drugiego gola dla nas. Może uda mi się wpisać na listę zdobywców bramek w którymś z trzech ostatnich meczów w tym roku.

Na razie gra trzema środkowymi pomocnikami przynosi efekty. Wdrożony przez trenera Jarosława Skrobacza system odpowiada panu? Nie wchodzicie sobie w paradę z Łukaszem Norkowskim i Damianem Trontem?
Marek MRÓZ: – Nie tylko nie wchodzimy sobie w paradę, czyli nie przeszkadzamy sobie, a wprost przeciwnie – bardzo dobrze się uzupełniamy. Wcześniej nasza gra defensywna szwankowała, teraz jest o wiele lepsza. Po prostu od pewnego czasu funkcjonujemy jako jeden organizm.

Jak wspomina pan poprzedni mecz z GKS-em Tychy, który wygraliście na własnym boisku 2:1?
Marek MRÓZ: – Nie grałem w nim od początku, wszedłem chyba na ostatnie 15 minut. To był bardzo ciężki mecz, bo piłkarze z Tychów mieli przewagę optyczną, długo utrzymywali się przy piłce. My byliśmy jednak bardziej konkretni od nich, dlatego wygraliśmy.

GKS Tychy to bardzo niebezpieczny przeciwnik, bramkostrzelny, groźny zwłaszcza na swoim boisku. Znaleźliście sposób na zaskoczenie ekipy trenera Ryszarda Tarasiewicza?
Marek MRÓZ: – Myślę, że znaleźliśmy ich słabe punkty i możemy ich zaskoczyć, ale oczywiście nie będę wdawał się w szczegóły. Tracimy mniej bramek niż kiedyś i to jest klucz do sukcesów. Mieliśmy trzy mecze z rzędu, w których nie straciliśmy gola. Szkoda, że nie udało się tej passy podtrzymać w meczach w Niecieczy i u siebie z Miedzią Legnica. Gramy jednak odpowiedzialnie w defensywie i to powinno przełożyć się na dobry wynik w Tychach. Oczywiście musimy uważać na graczy ofensywnych przeciwnika, ale jeżeli będziemy do końca skoncentrowani, to jestem dobrej myśli.

Jedziecie do Tychów nie przegrać meczu, czy po zwycięstwo i trzy punkty?
Marek MRÓZ: – Pytanie jest dla mnie z gatunku retorycznych. Proszę mi powiedzieć, kogo przed meczem zadowala remis? Oczywiście, że w sobotę jedziemy do Tychów po zwycięstwo i trzy punkty. Wierzymy bowiem w swoją siłę i możliwości. Powinno się udać.

 

Na zdjęciu: Pomocnik GKS-u 1962 Jastrzębie Marek Mróz (z lewej) wierzy w zwycięstwo swojej drużyny w Tychach.