Mariusz Idzik: Nie stawiałem zaporowych warunków

Rozmowa z Mariuszem Idzikiem, napastnikiem Śląska II Wrocław, byłym snajperem Ruchu Chorzów.


Czy ujrzymy pana w sobotni wieczór na Cichej 6?
Mariusz IDZIK: – Mam nadzieję, że tak. Tydzień temu jeszcze nie było mnie na ławce. Od kilku tygodni jestem gotowy. Jeśli trener się zdecyduje, to przyjadę.

W ostatnich dniach października związał się pan z rezerwami Śląska.
Mariusz IDZIK: – Trenuję od września. Przeszedłem indywidualny okres przygotowawczy z trenerami, wzmacniałem się siłowo, tlenowo. W pełnym treningu jestem mniej więcej od miesiąca. Doskwierała mi kontuzja jeszcze z czasów Ruchu. Po zabiegu w maju przerwa miała być krótka, a na dobrą sprawę przeciągnęła się niemalże do teraz. Przez pewien czas trenowałem tylko indywidualnie, pojechałem latem na jedne czy drugie testy i dochodziło do przeciążenia. Miałem problem z kością udową.

Wypadł pan z gry tuż przed startem rundy wiosennej, gdy Ruch walczył o awans do II ligi.
Mariusz IDZIK: – Pierwsze domysły były takie, że stało się coś z więzadłem. Okazało się, że doszło do skrętu kolana i ucierpiała kość udowa. Zdążyłem wrócić w kwietniu na trzy mecze, ale ostatecznie trzeba było artroskopii, by wyczyścić kolano.

To pytanie musi paść. Dlaczego nie zdecydował się pan latem na przedłużenie kontraktu z Ruchem?
Mariusz IDZIK: – W pewnym momencie rozmowy z Ruchem jakby się urwały. Od początku miałem wrażenie, że klub chce to rozegrać na swoich warunkach.

Z Cichej popłynęła informacja, że w styczniu złożono panu propozycję nowej umowy, która z upływem miesięcy – mimo pańskich urazów – nie zmieniała się i na pana czekała. Rzeczywiście warunki były nie do zaakceptowania?
Mariusz IDZIK: – Tak nie mogę powiedzieć, ale nie zdecydowałem się ich zaakceptować. Dłuższą chwilę czekałem na rozmowę, która ostatecznie nie doszła do skutku. Do tej pory nie siedliśmy do stołu. Wiem, jak to zostało przedstawione i jak mogło zostać odebrane, lecz już niczego z tym nie zrobię.

Ruch mocno podkreśla, że ramy budżetowe ma sztywne i finansowo się nie ugnie przed nikim.
Mariusz IDZIK: – Rozumiem to. Mój nowy kontrakt zakładał zresztą podwyżkę. Niektórzy mogli to odebrać tak, jakbym przedstawił zaporowe warunki, nie do negocjacji, a przy tym nie był otwarty na żadną rozmowę. Zapewniam, że tak nie było.

Czyli to Ruch nie chciał negocjować swojej propozycji?
Mariusz IDZIK: – Nie chcę już rozwodzić się nad szczegółami, bo nie ma to sensu. Oferta została przedstawiona, trochę pozmieniałyby się też w kontrakcie warunki pozafinansowe… Ale zostawmy to. Temat jest zakończony.

Ale to nie zmienia faktu, że Ruch będzie dobrze wspominał pana, a pan – Ruch?
Mariusz IDZIK: – To było fajnie spędzone 2,5 roku, choć lekki niedosyt został. Myślałem, że na koniec podamy sobie rękę, podziękujemy i rozejdziemy się w swoją stronę.

Jakie najmilsze wspomnienie zabrał pan z Chorzowa?
Mariusz IDZIK: – Atmosferę, jaka panuje w klubie i szatni. Do tej pory mam kontrakt z kilkoma chłopakami – Kacprem Będzieszakiem, Piotrkiem Wyrobą czy Konradem Kasolikiem, któremu życzę szybkiego powrotu do zdrowia… Nie chciałbym nikogo pominąć. Jestem też na łączach z wieloma zawodnikami, którzy w Ruchu już nie grają.

Zdobył pan dla Ruchu 35 ligowych bramek. Ma pan swoją ulubioną?
Mariusz IDZIK: – Przypominam sobie tę, która na stadionie w Lubinie dała nam zwycięstwo z rezerwami Zagłębia, gdy przelobowałem bramkarza zza pola karnego. Moja ostatnia w Ruchu.

Latem nie mając klubu nie chodziła po głowie myśl, że może należało podpisać nowy kontrakt w Chorzowie?
Mariusz IDZIK: – Nie było już czego roztrząsać, skoro się nie dogadaliśmy. Byłem świadomy, w jakiej sytuacji jestem po kontuzji. Kluby bały się zaryzykować.

Nie żałuje pan, że tak dobry czas w tak medialnym klubie jak Ruch nie przełożył się na coś więcej?
Mariusz IDZIK: – To wiadomo. Fajnie byłoby pójść wyżej. Niestety, takie jest życie. Myślę, że gdyby nie uraz, to byłoby więcej różnych tematów.

A jakie były?
Mariusz IDZIK: – Zagrałem w sparingu Korony Kielce. Szukała gotowego napastnika, a ja wszedłem tam z marszu. Trener Nowak powiedział mi, że szuka kogoś na już, a po mnie jednak było widać, że jestem po urazie, nieprzygotowany. Potem byłem jeszcze przez dwa dni w Polkowicach. Trener Barylski był na tak – świadomy, że potrzebuję chwili, by dojść do siebie. Koniec końców, nie zdecydował się prezes.

Latem musiał pan się testować, a zimą mówiło się, że nie brakuje chętnych, by podpisać z panem kontrakt od 1 lipca.
Mariusz IDZIK: – Nic konkretnego nie było na stole. Przewijało się wiele klubów, które sondowały moją sytuację – i to nawet wcześniej niż w styczniu, czyli jeszcze wtedy, gdy trzeba było za mnie zapłacić. Nie były to jednak konkrety. W Ruchu o tym oczywiście wiedzieli. Podpytywano, czy coś mam, czy gdzieś się wybieram. Przyznam też, że zimą, przed kontuzją, nie chciałem podejmować pochopnych decyzji. Ja naprawdę myślałem, że wywalczymy awans i zostanę. Wyszło jak wyszło. Powtórzę, że nie ma już co rozpamiętywać, tylko dalej walczyć.

Jest pan zaskoczony tym, że Ruchowi tak dobrze wiedzie się w II lidze?
Mariusz IDZIK: – Nie, bo mają niezłą ekipkę. Wiedziałem, że będą starali się pójść za ciosem. Stać chłopaków na to, by awansować z któregoś z dwóch pierwszych miejsc.

Ambicje rezerw Śląska też sięgają awansu?
Mariusz IDZIK: – Nie ma parcia i ciśnienia, by dokonać tego za wszelką cenę. Śląsk jako jeden z ledwie dwóch ekstraklasowiczów ma rezerwy na poziomie centralnym. To już dużo.

Wierzy pan, że przez rezerwy może pan dostać się do kadry ekstraklasowego zespołu Śląska, w którym przed laty już pan był?
Mariusz IDZIK: – Trudno w tej chwili o tym mówić, skoro jeszcze nie zagrałem żadnego meczu w drugim zespole. Najważniejsze, by odbudować dyspozycję, wrócić do grania i by zdrowotnie wszystko było OK. Jestem wdzięczny Śląskowi. Wróciłem do domu, jestem u siebie, klub powoli wdrażał mnie w trening. Dzięki temu jestem zdrowy, sprawny, gotowy.

Może już w Chorzowie coś pan ukłuje?
Mariusz IDZIK: – Najpierw trzeba pojawić się na boisku. Nawet jeśli pojadę, to nie jest powiedziane, że trener zdecyduje się mnie wpuścić. Fajnie byłoby w końcu pojawić się jako zawodnik na jakimś meczu ligowym, bo od ostatniego minęło już ponad pół roku.

W tym roku zagrał pan tylko 3 ligowe mecze. Czuje pan, że dużo stracił?
Mariusz IDZIK: – Przede wszystkim mam nadzieję, że teraz będzie już wszystko OK i przepracuję zimowy okres przygotowawczy. Cały czas działam też zgodnie ze swoim indywidualnym planem, wzmacniam się. Wierzę, że żaden nowy uraz już się nie przyplącze. A czy sporo straciłem? Wiadomo, że mam 24 lata i szkoda tych miesięcy, ale to kwestie, na które trudno mieć wpływ. Za mną bardzo dobry czas w Chorzowie, kiedy byłem ważną postacią w drużynie. Ale mam nadzieję, że wkrótce przyjdzie jeszcze lepszy.




Na zdjęciu: Mariusz Idzik to jeden z symboli III-ligowych czasów Ruchu. W 39 meczach na tym szczeblu strzelił dla „Niebieskich” 34 gole. Być może w sobotę wróci na Cichą w nowych-starych barwach.
Fot. Tomasz Kudała/PressFocus