Mariusz Śrutwa: Nie będziemy tam mile widziani

Rozmowa z Mariuszem Śrutwą, byłym reprezentantem Polski, królem strzelców ekstraklasy, piłkarskim ekspertem.


W półfinale baraży MŚ przyjdzie nam zagrać z Rosją. To dobre losowanie?

Mariusz ŚRUTWA: – Czy dobre, to przyjdzie się nam przekonać po meczu w marcu. Jak wygramy to powiemy, że było to dobre losowanie, jak nie, to że było złe. Teoretycznie można było trafić łatwiej, ale mogło być też gorzej czyli grać z takimi rywalami, jak Włochy czy Portugalia, z których teraz ktoś – jakby nie było topowych reprezentacji – nie pojedzie na mistrzostwa świata. To jednak nie nasz problem.

Naszym problemem jest teraz Rosja, z wszystkimi kontekstami politycznymi, z obecną napiętą sytuacją. Na pewno bardzo ciekawy mecz, ale też oczywiście z bardzo wymagającym rywalem. Nigdy, z małymi wyjątkami, nie szło nam z nimi łatwo. Dodatkowo zagramy pewnie w Moskwie i faworytem nie będziemy. Możemy się pocieszyć tym, że jak ich przejdziemy, to jest duża szansa, że zagramy w Polsce i już będzie trochę łatwiej.

Podczas ostatniego Euro Rosja dwa ze swoich grupowych meczów grała u siebie, a mimo to nie awansowała z grupy. To dla nas jakaś wskazówka, handicap?

Mariusz ŚRUTWA: – Nie pocieszałbym się takim zestawieniem. Nie ma co grzebać w historii, że u siebie nie notowali zwycięstw i nie awansowali. Teraz jest inny trener, inny zespół i będzie to bardzo trudny pojedynek, gdzie wiele będzie zależało od podejścia mentalnego, od właściwego nastawienia. W tym czy udźwigniemy ciężar tego co dzieje się w sporcie, ale również wokół tej całej otoczki poza boiskowej, bo pewnie nie będziemy tam mile widziani, to będzie zależał rezultat.

A jak ocenić procentowa szanse Rosji i Polski w takim meczu?

Mariusz ŚRUTWA: – Przed meczem każdy powie, że 50 na 50, bo to jest piłka nożna. Boisko jest takie samo, obie drużyny mają po 11 zawodników, a mecz trwa 90 minut plus ewentualnie dogrywka. Szanse są wyrównane z tym drobnym niuansem, że dla nas jest to mecz na wyjeździe.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus

Szkoda, że zaprzepaściliśmy szansę tego, żeby to pierwsze spotkanie grać u siebie. Pewnie nie gralibyśmy wtedy z Rosją, ale z innym przeciwnikiem i dla naszych kibiców byłaby to wielka frajda i wydarzenie zobaczyć spotkanie, o który by się potem długo mówiło. Niestety, na własne życzenie pozbawiliśmy się tego poprzez dziwne i niewyjaśnione decyzje.

Właśnie, wracając do tego nieszczęsnego meczu z Węgrami i decyzji selekcjonera Sousy o odstawieniu od gry Lewandowskiego, Glika czy posadzeniu na ławce Zielińskiego. To jak pan to skomentuje?

Mariusz ŚRUTWA: – Jakbym to skomentował? Za poprzednich trenerów kadry do czegoś takiego na pewno by nie doszło. Myślę, że Jurek Brzeczek nie dopuściłby do takiej sytuacji, no ale niestety Jurek – z całą swoją obsadą trenerską – był w pewnym stopniu niewygodny, bo nie ulegał wpływom i nie poddawał się pewnym presjom. Dlatego go nie ma, a teraz ktoś za to wszystko płaci.

W cudzysłowie nie płaci za to osoba podejmująca decyzję, nie płaci za to trener, nie płaci nikt inny, a przecież powinien. Płacimy za to my wszyscy, myślę tutaj o kibicach i samej reprezentacji, którą czeka teraz trudny wyjazdowy mecz w Rosji.



Zastanawiamy się czy na tym trudnym terenie się nam uda, a przecież mogło być zupełnie inaczej, bo mogliśmy patrzeć i dyskutować o łatwiejszym przeciwniku i spoglądać na wszystko przez pryzmat gospodarza takiego spotkania. Tutaj straciliśmy też finansowo. Kogoś na pewno można by pociągnąć za wszystko do odpowiedzialności, niech pokryje te wszystkie straty, które ponieśliśmy przez takie, a nie inne decyzje.

W razie ewentualnej wygranej czeka na nas ktoś z dwójki Szwecja – Czechy, to rywale w naszym zasięgu?

Mariusz ŚRUTWA: – Myślę, że w tych barażach, to każdy jest w naszym zasięgu, bo graliśmy przecież wyrównane spotkania i z Włochami czy z Portugalią, czyli z tymi topowymi ekipami. Wszyscy są w zasięgu, ale też wszyscy są wymagającymi przeciwnikami. Jest szansa, że ewentualnie ten drugi mecz gralibyśmy u nas i to byłoby święto futbolu w naszym kraju, oby zakończone happy endem czyli awansem do finałów mistrzostw świata.


Fot. Rafał Rusek/PressFocus