Zrzuceni z piedestału

Miedź Legnica po meczu 7. kolejki z Wisłą Kraków. Zespół Radosława Belli zachował status drużyny niepokonanej, ale już nie patrzy z góry na wszystkich konkurentów.


Przed rozpoczęciem 7. kolejki Fortuna 1. Ligi Miedź Legnica była liderem, wyprzedzając o jedno „oczko” GKS Katowice, Odrę Opole, Motor Lublin i GKS Tychy. Miniony weekend wprowadził korekty w tabeli, a na fotelu lidera usadowiła się Odra Opole.

Mimo straty przodownictwa trener drużyny znad Kaczawy Radosław Bella był zadowolony z postawy swoich podopiecznych w meczu przeciwko Wiśle Kraków.- Wydaje mi się, że był to jeden z lepszych meczów, jeśli nie najlepszy, pod kątem intensywności, założeń taktycznych i z bardzo dobrym rywalem – powiedział na wstępie 36-letni szkoleniowiec. – Szkoda, że nie był on wygrany. Tym bardziej, że nasi kibice zrobili atmosferę piłkarskiego święta, za co im bardzo dziękuję. Bardzo bym chciał, żeby stale tak liczna grupa chodziła na nasze mecze. Dziękuję bardzo zawodnikom za walkę, za zaangażowanie, za charakter, bo podnieść się przy 0:1 z takim przeciwnikiem jak Wisła Kraków, to sztuka.

W dobrym kierunku

Wisła miała swój plan na ten mecz. Widać było, że trener Sobolewski był bardzo dobrze przygotowany na nasz sposób gry. I nigdy nie jest łatwo się podnieść w takim momencie, a my to zrobiliśmy. Jesteśmy dalej niepokonanym zespołem. Oczywiście szkoda, że nie wygraliśmy, ale myślę, że idziemy w dobrym kierunku. Grając tak dalej, z taką intensywnością, tak realizując założenia, będziemy zespołem lepszym. Tym bardziej, że mamy okres przerwy na reprezentację, gdy będziemy trenować jeszcze różne inne warianty. Teraz trzy dni odpoczynku. Dziękuję zawodnikom za zaangażowanie, a później pracujemy dalej. Szkoda, że nie udokumentowaliśmy bramkami dobrej gry w pierwszej połowie.

– Wydaje mi się, że zabrakło nam trochę konkretów w polu karnym rywala. Bardzo dużo trenowaliśmy wypełnienie pola karnego naszymi zawodnikami, bo wiedzieliśmy, gdzie Wisła ma problemy. Szkoda, że albo nie trafialiśmy w piłkę, albo był słupek, albo piłka nie dochodziła do naszego zawodnika. Jest to remis z niedosytem. Nie chcę powiedzieć, że byliśmy lepsi, bo ciężko porównywać te dwie drużyny. Obie grają w swój zdefiniowany sposób, ale pierwsza połowa na pewno dla nas, więc to jest niedosyt.

Starzy znajomi

28-letni obecnie napastnik „Miedzianki” Krzysztof Drzazga dwukrotnie występował w Wiśle Kraków w ekstraklasie. Pierwszy raz trafił do zespołu spod Wawelu zimą 2016 roku, „wyłowiony” z III-ligowego Górnika Polkowice, dla którego w 18 meczach strzelił 21 goli! W Wiśle zagrał wówczas 7 meczów w ekstraklasie (bez zdobyczy bramkowej) i 7 spotkań w rezerwach (7 goli w 3 lidze). W sezonie 2016/2017 zagrał tylko 5 razy i wiosną odszedł do Stali Mielec.

Bardziej udane było drugie podejście do „Białej gwiazdy” – 29 meczów w elicie i 5 goli. – Przyjemnie było zagrać od pierwszej minuty przeciwko byłej drużynie, szkoda tylko, że nie wygraliśmy – powiedział po piątkowym meczu wychowanek Zametu Przemków. – Aczkolwiek uważam, że ten punkt trzeba szanować, bo Wisła na pewno będzie jednym z kandydatów do awansu. Wydaje mi się, że z przekroju meczu byliśmy lepsi, aczkolwiek trzeba było gonić wynik, więc myślę, że to jest taki pozytyw, że odwróciliśmy mecz.


Czytaj także:


Dążyliśmy jeszcze do zwycięstwa, nie udało się, ale trzeba szanować ten punkt. Dlaczego Wisła drugą połowę rozpoczęła od zdobycia bramki? Przyczyną była nasza dekoncentracja, bo popełniliśmy błąd w ustawieniu. Szkoda, że to było zaraz po przerwie, jeszcze w pierwszej minucie. Udało nam się zrealizować plan minimum, czyli zdobyć jeden punkt. Bo jak mawia przysłowie, jeżeli nie możesz meczu wygrać, to musisz go przynajmniej zremisować. Mecz się przecież tak ułożył, że trzeba było gonić wynik. Udało się doprowadzić do remisu i uniknąć porażki.


Na zdjęciu: Napastnik Miedzi Krzysztof Drzazga (z prawej) nie zdołał strzelić gola Wiśle, w której z powodzeniem grał w ekstraklasie.

Fot. Bartłomiej Hamanowicz/miedzlegnica.eu


Tabela I ligi: