Miedź Legnica. Zablokowana ścieżka

Miedź Legnica w pojedynku z Piastem po raz kolejny – wcześniej zrobiła to w meczach z Radomiakiem i Jagiellonią – nie potrafiła utrzymać korzystnego wyniku.


W tej chwili beniaminek PKO BP Ekstraklasy z Legnicy zajmuje w tabeli przedostatnie miejsce, wyprzedzając tylko Lechię Gdańsk. Zapewne notowania „Miedzianki” byłyby o wiele wyższe, gdyby podopieczni trenera Wojciecha Łobodzińskiego potrafili utrzymać do końcowego gwizdka korzystny wynik. Tak było we wcześniejszych potyczkach z Radomiakiem (1:1, przeciwnik wyrównującego gola strzelił w 80 minucie) i Jagiellonią Białystok (1:2, legniczanie wyszli na prowadzenie w 32 minucie, gole stracili w 69 i 96 minucie spotkania).

Drużynie znad Kaczawy ewidentnie brakuje siły ognia. W 7 meczach Miedź strzeliła tylko 7 goli, które poszły na konto Angelo Henríqueza (2 trafienia), Chuki, Olafa Kobackiego, Luciano Narsingha, Santiago Navedy i Macieja Śliwy. Jeszcze ani razu nie umieścił piłki w siatce rywali awizowany jako snajper Hiszpan Koldo Obieta Alberdi. Prawie 29-letni napastnik zagrał do tej pory w 5 meczach ligowych, zawsze wchodząc na boisko z ławki rezerwowych. Na boisku spędził tylko 100 minut. Nie błysnął nawet w potyczce Pucharu Polski z outsiderem Fortuna 1. Ligi, Resovią Rzeszów. Stanowczo został przereklamowany, ale w przypadku „Miedzianki” nie jest to pierwsze pudło przy zakupie przysłowiowego kota w worku.

– Ciężko jest nam przełknąć gorycz porażki, bo zagraliśmy naprawdę niezłe spotkanie – powiedział po meczu w Gliwicach trener Miedzi, Wojciech Łobodziński. – Niestety, to nie jest jazda figurowa na lodzie i punktów za to nie ma. Patrząc na zespół po meczu czuć ogromny niedosyt, bo stworzyliśmy sobie naprawdę kilka niezłych sytuacji do tego, żeby przynajmniej zremisować. Okoliczności nie mają żadnego znaczenia, bo bardzo źle broniliśmy przy tych dwóch decydujących stałych fragmentach gry.

Oczywiście brakowało nam wzrostu i wiedzieliśmy to przed meczem, bo wypadł nam ze składu Kamil Zapolnik, a jeszcze wcześniej Jens Gammelby i Santiago Naveda. Dlatego obawialiśmy się tych stałych fragmentów gry i niestety w tych dwóch decydujących momentach zabrakło nam koncentracji. Dalej jednak mocno wierzę w ten zespół, ten progres w grze naprawdę widać i mam nadzieję, że zaczniemy zdobywać punkty. Dlaczego w meczu z Piastem dokonałem tylko jednej zmiany? Ponieważ wypadli naturalni zmiennicy, „Santi”, Kamil Zapolnik, czy Mehdi Lehaire. Nie mieliśmy zbyt dużo atutów w ofensywie, by gonić wynik. A te największe atuty po prostu były na boisku.

Luciano Narsingh opadł z sił, dlatego wpuściliśmy za niego na boisko Michała Kostkę, a tak poza tym chcieliśmy gonić wynik tymi piłkarzami, którzy akurat byli na boisku. I prawie to się udało w ostatnich minutach. Mam nadzieję, że nasi rekonwalescenci szybko wrócą do zdrowia i już w następnym meczu z Koroną Kielce tych opcji będziemy mieli więcej.

Niepocieszony po meczu z Piastem był autor honorowego gola dla „Miedzianki”, Olaf Kobacki. – Cieszę się ze zdobytej bramki, debiutancki gol byłby wart zapamiętania, ale przegraliśmy ten mecz, więc tak naprawdę ta bramka idzie w zapomnienie – powiedział. – Na pewno boli to, że mimo niezłej gry punkty nam uciekają. Wiemy, jak pracujemy na treningach, staramy się, chcemy wygrywać, ale… Nie wiem, co się dzieje.

W meczu z Piastem przeciwnik miał dwa stałe fragmenty gry i to jeszcze bardziej boli, bo rywal nie stworzył dwóch stuprocentowych sytuacji. Wystarczyły dwa dośrodkowania, by padły dwie bramki. Owszem, mieliśmy kilka dogodnych sytuacji do zdobycia gola, ale piłka nie chciała wpaść do bramki. Ja się odblokowałem się, może teraz pójdzie mi z górki? Reszta chłopaków też musi się przełamać. To sfera mentalna, jak jest seria i dobrze idzie, to wtedy łatwiej wygrywać kolejne mecze. A jak jest ten gorszy moment, to trudniej przełamać się i wrócić na ścieżkę zwycięstw.


Na zdjęciu: Olaf Kobacki (z prawej) w meczu z Piastem Gliwice strzelił swojego pierwszego gola dla Miedzi, lecz to nie uchroniło jego zespołu przed porażką.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus