Piast pokazał charakter

Mimo fatalnej pierwszej połowy gliwiczanie podnieśli się po straconej bramce i odwrócili losy meczu z Miedzią. Wszyscy jednak podkreślają, jak twarde warunki postawił beniaminek.


Gdyby ktoś powiedział, że z przebiegu meczu Piast nie zasłużył na wygraną, można by mu przyznać rację. Szczególnie w pierwszej części spotkania legniczanie wykorzystywali niemrawą, pozbawioną agresji grę gospodarzy, którzy mieli problem z wieloma elementami.

– Ważnym momentem była druga, nieuznana z powodu pozycji spalonej bramka dla Miedzi. Wtedy byłyby dużo większe problemy. Przy jednej bramce było nam łatwiej dogonić wynik i odwrócić losy meczu – podkreślił trener Waldemar Fornalik.

Niepotrzebna nerwowość

Miedź miała sytuacje na podwyższenie, ale nie wykorzystała ich. Krótko przed przerwą to się zemściło, ponieważ remis gospodarzom dał Constantin Reiner, który niepilnowany umieścił piłkę w siatce przy okazji rzutu rożnego.

– Drużyna pokazała charakter, bo mecz w pierwszej połowie nam się nie układał. Wiedzieliśmy, że zespół Miedzi, pomimo tego, że ma mało punktów, ma swoją jakość. W wielu meczach prezentował naprawdę dobrą piłkę. Widać, że umiejętności poszczególnych piłkarzy są na wysokim poziomie i zdawaliśmy sobie sprawę, że zostawienie swobody tym zawodnikom może źle się skończyć. I tak się stało.

– Wyrównaliśmy po stałym fragmencie gry – kontynuował Fornalik.

– Później, w drugiej połowie, wyszliśmy na prowadzenie i mieliśmy okazje, żeby zamknąć ten mecz. Nie byłoby wtedy nerwowości, a tak drużyna Miedzi również miała świetną okazję w drugiej części, która nie wpadła. Punkty są bardzo ważne, postawa drużyny również, bo potrafiła się podnieść po straconej bramce – cieszył się z finalnego rozstrzygnięcia szkoleniowiec ekipy z Okrzei.

Centra za centrą

Piast zwycięstwo zawdzięcza indywidualnemu przebłyskowi Damiana Kądziora. Gwiazda drużyny zaliczyła w poniedziałkowym spotkaniu swoje asysty nr 2 i 3 w tym sezonie ligowym, kiedy najpierw po rzucie rożnym dograła na głowę Reinera, a potem – po rzucie wolnym – obsłużyła Jakuba Czerwińskiego. Nie wiadomo, czy gliwiczanom udałoby się odwrócić losy pojedynku, gdyby nie precyzyjna lewa noga 30-latka. Kądzior w przeciągu 90 minut wykonał aż 15 dośrodkowań, czyli o 12 więcej niż drugi w tej klasyfikacji piłkarz zespołu, Jakub Holubek. W ekipie Miedzi dorównać próbował mu jedynie lewy obrońca Hubert Matynia – autor 10 centr.

Co ciekawe, większość tych dograń Kądziora… daleka była od ideału. Gołym okiem widać było, że gdy trzeba było dorzucić w biegu, skrzydłowy miał z tym kłopoty. Tyczyło się to głównie drugiej połowy, kiedy po urodzonym w Białymstoku piłkarzu było widać wyraźne oznaki zmęczenia. Z tego powodu tylko 3 dośrodkowania Kądziora znalazły adresata, co w 2 przypadkach kończyło się golem (ale z piłki stojącej). Błędem byłoby jednak myślenie, że taka skuteczność powinna zacząć martwić. Oczywiście – mogłaby być lepsza, ale Matynia celnie dograł… tylko raz – przy bramce Olafa Kobackiego. Fakty są bowiem takie, że choć suche statystyki nie wyglądają zachęcająco, to normalną rzeczą jest, że większość dośrodkowań w każdym meczu świata kończy się wybiciem przez obrońcę.

Co z tą szklanką?

Obie bramki dla gospodarzy zdobyli defensorzy. Napastnicy natomiast nie mieli swojego dnia. Kamil Wilczek widoczny stał się dopiero w momencie, gdy Miedź przegrywała i musiała się otworzyć, co otworzyło przestrzenie w jej szeregach. Jednak nawet kiedy doszedł do dogodnej sytuacji, złym przyjęciem utrudnił sobie życie i ostatecznie ją zmarnował. Alberto Toril, który wszedł na boisko w przerwie, był natomiast kompletnie niewidoczny. Dopiero pod koniec udało mu się wykonać dwa niezłe zagrania.

– To jest sprawa typu, czy szklanka jest do połowy pełna, czy do połowy pusta – stwierdził z lekkim uśmiechem Fornalik zapytany po meczu o zadowolenie z tego, że wyniku nie ratowali odpowiedzialni za strzelanie napastnicy, ale właśnie obrońcy.

– Przede wszystkim cieszy mnie, że zdobyliśmy te bramki, bo to cały zespół na nie pracuje. Napastnicy nie trafili do siatki, ale kiedyś piłka zacznie wpadać. Ważne, że stwarzamy sytuacje bramkowe. Gorzej, gdyby ich nie było – przyznał szkoleniowiec Piasta, ewidentnie kierując się optymistycznym punktem widzenia, że szklanka jest jednak w połowie zapełniona.


Na zdjęciu: Mimo słabej gry i niekorzystnego wyniku gliwiczanie nie poddali się i po golu Jakuba Czerwińskiego pokonali Miedź.
Fot. Tomasz Kudala / PressFocus