Mirosław Smyła: Mądrzejsi o kolejny mecz

Rozmowa z Mirosławem Smyłą, trenerem Podbeskidzia.


Jak oceni pan mecz przeciwko Arce Gdynia? Podbeskidzie przegrało to spotkanie 0:1.

Mirosław SMYŁA: – Przegraliśmy mecz 0:1. Można powiedzieć, że tylko 0:1. Po pierwszej połowie, z przebiegu gry, nikt w coś takiego nie wierzył. Nasza gra wyglądała bardzo optymistycznie i była miła dla oka. Ale nie byliśmy skuteczni. W szatni powiedziałem, że wróciły stare demony, bo tworzyliśmy sytuacje, ale ich nie wykorzystywaliśmy. Mogliśmy naszymi szansami ułożyć ten mecz. Mogliśmy prowadzić nawet 2:0. Stać nas było na to. Dzięki temu mogliśmy zbudować pewność siebie. Niestety nie wpadło, a później z powodu kontuzji straciliśmy Mathieu Scaleta i coś stanęło w miejscu.

Co stało się w drugiej odsłonie spotkania?

Mirosław SMYŁA: – Po przerwie wychodzimy z szatni i widzimy zespół, który jakby nie dojechał na drugą połowę. Szczęście w nieszczęściu, że przetrwaliśmy ten niełatwy początek. Staramy się grać, szykujemy zmiany i… dostajemy „gonga” w postaci bramki. Wszystko się wówczas posypało. Zrobiliśmy następnie aż pięć zmian, z czego cztery ofensywne. Nie przyniosło to jednak efektu. Zabrakło nam nie tyle skuteczności, ale zimnej głowy w rozwiązaniach, Że można grać dalej w piłkę. Nie chcę zrzucać na nikogo winy. Nie powiem, że ta porażka spadła na nas , jak grom z jasnego nieba. Że niby mecz był dla nas ułożony. Niestety taka jest piłką. Sztuką po takim meczu jest wziąć się w garść.

Jaki zatem cel na najbliższy mecz?

Mirosław SMYŁA: – Spotkanie w Opolu jest celem samym w sobie i podejdziemy do niego z myślą o zwycięstwie. Chcemy odrobić straty.

Jak poważnie kontuzjowany jest Mathieu Scalet?

Mirosław SMYŁA: – Trudno powiedzieć. Coś tam „strzeliło” i – niestety – boję się o to. Sam Mathieu powiedział, że już wcześniej miał taką kontuzję w stawie skokowym. Mogliśmy go może „przeciągnąć” do przerwy, ale to jest takie gdybanie. Najbardziej żal mi jego zdrowia, bo nie ukrywam, że to bardzo pozytywna postać na boisku. Pracuje i robi mnóstwo kilometrów. Liczę na to, że sztab medyczny szybko postawi go na nogi. Czy to będzie za tydzień? Nie potrafię tego zagwarantować. Musimy poczekać na wyniki badań.

Mathieu Scalete zmienił Tomasz Jodłowiec. Nie wyglądało to dobrze…

Mirosław SMYŁA: – Sytuacja jest taka, że pewną pulę rozwiązań na mecz się planuje. Nagle jednak spada coś, czego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Trudno jest sobie wymyślić, że w 45. minucie tracimy, z powodu kontuzji, kluczowego zawodnika. Wtedy trzeba podjąć decyzję. Czy mamy wpuścić na plac gry doświadczonego zawodnika, czy też dajemy tam młodość. Teraz jesteśmy mądrzejsi o kolejny mecz i będzie nam łatwiej podejmować dobre decyzje. Nie ukrywam, bo to jest nasza zasada, że zawsze zaczynamy od sztabu szkoleniowego.

Czy po meczu z Arką ma pan jakieś pozytywne wnioski?

Mirosław SMYŁA: – Cieszę się, że pierwsza jedenastka dała – przez pierwsze 45. minut – pokaz dobrej gry i możliwości. Wszystko wyglądało bardzo optymistycznie. No ale później różnie z tym bywało. Mecze różnie się układają. Po raz pierwszy, odkąd jestem w Podbeskidziu, widziałem w szatni ogromny smutek całego zespołu. Drużyna doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że coś się wymknęło. Mimo wszystko widać jednak, że te emocje są wspólne. Nie ma czegoś takiego, że ktoś – mniej lub bardziej – podchodzi do tego tematu. Po to są słowa zespołu. „Dobra, stało się. Ale szykujemy się na następny mecz i jedziemy na niego, żeby powalczyć”.


Na zdjęciu: Podbeskidzie nie sprostało Arce Gdynia w meczu pierwszej kolejki. W kolejnych spotkaniach musi być lepiej.
Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus