Mocny start Tychów

Otwarcie śląskiego finału o mistrzostwo Polski przyniosło wiele emocji. Obie drużyny pokazały wiele atutów. Jednak tylko gospodarze po końcowym gwizdku sędziego byli zadowoleni, bo zrobili pierwszy krok w stronę trzeciego złotego medalu w historii klubu. Do końca rywalizacji, tak przypuszczamy, będziemy oglądali jeszcze wiele niecodziennych zwrotów akcji, bo trzeba wygrać cztery potyczki, by sięgnąć po mistrzostwo.

Andrej Gusow, trener tyszan, podczas play offów nie ustawał w eksperymentach personalnych i zaskakiwał ustawieniem poszczególnych formacji. Nadszedł jednak czas meczów finałowych i… powrócił do ustawienia z finiszu sezonu zasadniczego. Sporą niespodzianką było pozostawienie poza składem Mateusza Bepierszcza, który, tak nam się wydawało, umiejętnie się wkomponował w ataku z Aleksem Szczechura i Michaelem Cichym. Gra na 7. obrońców u Gusowa to obowiązujący standard.

Piorunujący efekt

Od pierwszego gwizdka obie drużyny nie zamierzały kalkulować i przystąpiły do śmiałych ataków. Goście swoją postawą zaskoczyli i oddawali strzał niemal z każdej pozycji. Wydawało się, że gol wisi w powietrzu, a tymczasem obywatel RP, John Murray, bronił z dużym wyczuciem i, jak się później okazało, do końcowej syreny I tercji.

Gdy Gleb Klimenko w niegroźnej sytuacji w strefie neutralnej zapracował na karę spodziewano się kolejnej trudnej przeprawy. Rosjanin jeszcze dobrze się nie usadowił w boksie kar gdy 21-letni Mateusz Gościński błyskawicznie wyszedł z własnej tercji, a w jego ślady podążył jeden z najbardziej doświadczonych, 38-letni Adam Bagiński. Młodość z rutyną dała piorunujący efekt, bo Shane Owen nie miał żadnych szans na obronę strzału „Bagisia”.

Goście mieli okazje

A potem znów kotłowało się pod bramką gospodarzy. Patryk Wronka miał przed sobą pustą bramkę, ale nie skierował krążka do siatki. Jego koledzy też nie potrafili pokonać Murraya, choć okazji ku temu było sporo.

W drugiej odsłonie gospodarze przeważali, bo goście sprawiali wrażenie już nieco zmęczonych i chyba w ich szeregi wkradło się zniechęcenie. Znów na początku mieli kilka okazji, by doprowadzić do wyrównania.

A tymczasem tyszanie w najmniej oczekiwanym momencie zdobyli gola. Radosława Galant wystrzelił spod bandy, a krążek do bramki przekierował Kamil Kalinowski.

Trudy półfinału

To nieco zdeprymowało przyjezdnych, którzy 3. gola stracili gdy do końca kary Bogusława Rąpały pozostało 23 sek. Wówczas trafieniem popisał się Klimenko. Przy tak wyrównanych drużynach stratę 3 goli w ostatniej tercji trudno odrobić.

Ostatnia odsłona może była najmniej efektowna, ale nie pozbawiona twardych wejść oraz walki. Jednak gospodarze kontrolowali przebieg i zdobyli kolejne bramki, w tym jedną w podwójnej przewadze. Tyszanie dobrze prezentowali się pod względem fizycznym, zaś po katowiczanach było widać trudy półfinałowej rywalizacji z Comarch Cracovią.

 

GKS TYCHY – TAURON KH GKS KATOWICE 5:0 (1:0, 2:0, 2:0)

1:0 – Bagiński – Gościński (10:32, w osłabieniu), 2:0 – Kalinowski – Galant (26:51), 3:0 – Klimenko – Komorski (37:29, w przewadze), 4:0 – Gościński – Rzeszutko – Bryk (50:46), 5:0 – Bryk – Pociecha – Cichy (53:13, w podwójnej przewadze).

Sędziowali: Przemysław Kępa (Nowy Targ) i Tomasz Radzik (Krynica Zdrój) – Wojciech Moszczyński i Sławomir Szachniewicz (obaj Toruń). Widzów 3000.

TYCHY: Murray; Pociecha – Ciura, Górny – Bryk, Kolarz – Jachym, Kotlorz (2); Witecki – Kalinowski – Galant, Gościński – Rzeszutko – Bagiński, Szczechura – Cichy – Huovinen, Jeziorski – Komorski – Klimenko (2), Kogut. Trener Andrej GUSOW.

TAURON: Owen; Wanacki – Czakajik (2), Deveczka (2) – Martinka, Grof – Rąpała (2), Krawczyk; Łopuski – Rohtla – Strzyżowski, Malasiński – Wronka – Fraszko, Themar (2) – Sawicki (2) – Vozdecky (2), Majoch, Dalidowicz. Trener Tom COOLEN.

Kary: – Tychy – 4 min., Tauron – 12 min.

Stan rywalizacji (do 4. zwycięstw): 1-0 dla tyszan. Dzisiaj rewanż w Tychach o godz.18.00