MŚ Dywizji IB. Słoweńska promocja?!

Moim faworytem w tym turnieju jest Słowenia, bo z nimi w ostatnich latach przychodziło toczyć wyrównane boje – te słowa wypowiedział kapitan biało-czerwonych, Dominik Paś na kilka dni przed inauguracją mistrzostw świata Dywizji IB do lat 20 w Tychach. Jego słowa sprawdziły się co do joty, bo Słoweńcy awans do wyższej dywizji mają na wyciągnięcie ręki, wszak wystarczy im zwyciężyć z Ukrainą i nie muszą się już na nikogo oglądać. To niezwykle komfortowa sytuacja, ale sami sobie ją wypracowali.

Szalone minuty

Musimy jednak choć na chwile wrócić do szalonego środowego wieczoru kiedy to doszło do potyczki dwóch najlepszych zespołów: Węgier oraz Słowenii. Na 13 minut przed końcową syrena Madziarzy prowadzili 4:1 i nic, a nic nie wskazywało, że będziemy świadkami niecodziennych emocji i… szalonych minut! W ciągu 6:26 min. Słoweńcy zdołali wyrównać na 4:4 i doprowadzili do dogrywki, który nie przyniosła rozstrzygnięcia. W karnych Słoweńcy wygrali 2-1 i w VI serii zwycięskiego gola zdobył Aljaz Predan i oni są bliżsi awansu do Dywizji IA. Wszystko mają w swoich rękach, nogach i… głowach, by zrealizować cel muszą wygrać z Ukrainą. To zadanie nie jest wcale karkołomne, bowiem nasi wschodni sąsiedzi niczym nie zaimponowali. Niemniej pewnie zapewnili sobie miejsce na tym szczeblu rozgrywek. Gdyby jednak Słoweńcom się nie powiodło z Ukraińcami wówczas będą musieli trzymać kciuki za naszych hokeistów, którzy zagrają z Madziarami.

Bez fajerwerków

Nie oczekiwaliśmy ze strony biało-czerwonych fajerwerków, choć – mimo wszystko – liczyliśmy na lepszą grę oraz wyniki. W pierwszych 2 spotkaniach z Ukrainą (4:2) oraz z Włochami (1:3) źle zaczynaliśmy I tercję i nie mogliśmy znaleźć właściwego rytmu. Z pierwszym rywalem obyło się bez konsekwencji, bo w ostatniej odsłonie przez 10 minut zagraliśmy na swoim optymalnym poziomie i to zupełnie wystarczyło.

Z kolei z Włochami dwa błędy sprawiły, że rywale objęli prowadzenie i skrzętnie go strzegli. Niestety, raziliśmy nieskutecznością i ona leżała u podstaw tej nieoczekiwanej porażki. Śmiemy twierdzi, że ona miał wpływ na dalsze losy naszej drużyny. Pewnie gdybyśmy mieli komplet punktów wówczas z innym nastawieniem przystąpilibyśmy do potyczki ze Słoweńcami. To był niezły mecz, ale okraszony znów niewykorzystanymi sytuacjami. Rywale mieli więcej szczęścia, bo pod koniec dogrywki Jan Drozg popisał się uderzeniem pod poprzeczkę, którego długo może nie powtórzyć.

Wystrzegać się błędów

– Gra juniorskich reprezentacji jest nieprzewidywalna – stwierdził trener reprezentacji, Piotr Sarnik, przed turniejem. Jego słowa znalazły potwierdzenie w rzeczywistości, bo taki zespół oglądaliśmy od początku turnieju.

Z Japonią wygraliśmy 7:4, ale fachowcy zgromadzeni na trybunach też kręcili nosem, bo nasi hokeiści popełnili zbyt dużą ilość błędów własnych.

– Cieszymy się ze strzelenia 7 goli, ale przecież straciliśmy 4 i to zestawienie jest niepokojące. – Przy bardziej wymagającym rywalu skutki mogły być bardziej bolesne. Błędy są nieuniknione, ale trzeba jest zminimalizować – uważa II trener zespołu, Krzysztof Majkowski.

Los imprezy się tak ułożyły, że przed meczem z Węgrami będziemy wiedzieli o jaką stawkę gramy. Trzy turnieje z rzędu biało-czerwoni w ostatnim meczu walczyli o awans do wyższej dywizji. Teraz może to się powtórzyć, ale pod warunkiem porażki Słoweńców. To raczej mało prawdopodobne, ale…

Węgrzy to wymagający rywal i wcale nie będzie łatwo o korzystny rezultat – tak sądzimy na podstawie dotychczasowych meczów naszej reprezentacji. Nasi młodzi hokeiści zapowiadają walkę do upadłego, bo przecież byłoby dobrze zakończyć ten turniej mocny akcentem.

 

1. Słowenia 4 10 17:10

2. Węgry 4 10 22:11

3. Polska 4 7 15:13

4. Ukraina 4 5 13:16

5. Włochy 4 4 6:12

6. Japonia 4 0 10:21

Dzisiaj grają: Słowenia – Ukraina (13.00), Polska – Węgry (16.30), Włochy – Japonia (20.00).

 

Na zdjęciu: Przed Dominikiem Pasiem oraz jego kolegami ostatni występ w turnieju z silnymi Węgrami.