Mucha nie siada. Co nam daje Vive i zabiera, czyli kieleckie strachy

Ten jowialny jegomość z Holandii, tak dobrze wkomponowany w naszą przaśną rzeczywistość, posiadł niezwykły dar przedstawiania czegoś wyłącznie swojego – drużyny piłki ręcznej Vive – jako coś powszechnie niezbędnego, bez czego świat w świętokrzyskiem i okolicach normalnie egzystować wręcz nie może i bez niego zawali się już, zaraz, szybciej niż cywilizację dopadnie ten wstrętny koronawirus.

Tak, dobrze rozumiecie, prezes PGE Vive straszy nas wszystkich, że armagedon piłki ręcznej w Polsce jest już za drzwiami – to właśnie oznacza brak jego drużyny w Lidze Mistrzów – jeżeli paru kolejnych milionów nie dosypie klubowi prezydent Kielc Bogdan Wenta – cóż za koincydencja! Toż to były znakomity piłkarz ręczny i trener tegoż Vive – jakże tego nie skonsumować!. Obok prezydenta sakiewki niech szykują marszałek województwa, kilkuset pomniejszych kieleckich biznesmenów, może też i kuria swoją, a nie szkodziłoby i zapytać prezydenta RP (ten ma chyba jednak inny kataklizm na głowie). Coś wam tu nie gra? Czy aby nie zapomniał o sobie…?

Tak, wiem – Vive rozsławia Kielce na świecie i całą „polską” piłkę ręczną… Bla, bla, bla…

Zatem spójrzmy uczciwie, co oznaczają kolejne miliony dla Vive w lidze misiów.

Oznaczają otóż kolejne cudzoziemskie gwiazdy z bajońskimi pensjami, których popisy – poza paroma tysiącami w Hali Legionów i garstką przed dekoderami płatnej platformy telewizyjnej – nie interesują psa z kulawą nogą.

Następne lata pełnej dominacji Vive na krajowym podwórku, w którym tytuł mistrza można przydzielić już we wrześniu, na starcie rozgrywek. Iście fascynujący thriller-tasiemiec, panowie prezesi superligi!

Idealny poligon dla ogrywania kadrowiczów z Hiszpanii, Niemiec, Słowenii czy Chorwacji – chłopaki niech dalej nabierają wprawy przeciwko swoim kolegom z Hiszpanii, Niemiec, Słowenii czy Chorwacji, na pohybel Polakom – ich biernym kibicom. Cieszmy się, że jeden nasz Arek Moryto może sobie pół godziny pobiegać na skrzydełku, fruuu…

Więc chciałoby się powiedzieć – wystarczy.

Może czarna wizja Kielc bez Ligi Mistrzów – wynikająca wszak z realizmu gospodarczego i społecznego – otworzy szanse dla innych ośrodków piłki ręcznej w Polsce. Może po dekadzie teatru jednego aktora rywalizacja o tytuł mistrza Polski przestanie być wreszcie nudnym monodramem, w którym z góry wiadomy jest happy end dla Vive; może zespoły z Zabrza, Opola czy Puław i jeszcze inne będą miały realne szanse uszczypnąć „potentata” nie tylko od święta; może i w Kielcach wartością stanie się szkolić i wychowywać, a nie tylko kupować, a do głosu dojdą młodzi rodzimi zawodnicy, którzy nie będą skazani, by z ławek podpatrywać, jak w piaskownicy sami bawią się ich wspaniali zagraniczni koledzy; może i reprezentacja Polski silna graczami Vive nie wróci z Euro po trzech meczach; może wreszcie skoro nie Vive, to Gwardia, Górnik czy Azoty – niech i dla nich europejskie salony, a sponsorzy, prezydenci i marszałkowie to do nich zaczną walić drzwiami i oknami…

No faktycznie, panie Bertusie, doskonale rozumiem pana – jest się czego bać. Korona spadnie z głowy, wirus biedy już za zakrętem…