Mucha nie siada. Radwańska: cudowny wybryk czy niespełniony geniusz

Jasne, sama krakowianka od jakiegoś czasu podgrzewała palnik, ale szoku nie sposób było uniknąć. Zwłaszcza że karierę postanowiła zakończyć kobieta niespełna 30-letnia, a więc w kwiecie sportowego wieku, w którym wielu jej rówieśników dopiero osiąga szczyt możliwości i zaczyna zbierać frukta. Tenis ma jednak swoją specyfikę – w światowej czołówce Agnieszka Radwańska była wszak grubo ponad dekadę. Dziś na korcie stała się weteranką, co niestety miało swoje konsekwencje. Tak lubiany przez kibiców i fachowców jej techniczny styl gry – ileż to razy wygrywała plebiscyt na zagranie miesiąca i roku! – coraz rzadziej przynosił powodzenie w rywalizacji z młodością bazującą na fizycznej sile bum-bum.

Żegnamy dziś Mistrzynię, ale pojawiające się tu i ówdzie pytania z gatunku „czy ona coś poważnego w ogóle wygrała?” nie są odosobnione; świadczą o tenisowej ignorancji Polaków, ale w pewien sposób uzasadnia ją brak tytułu wielkoszlemowego. Faktem jest, że Radwańska nie została ulubienicą tłumów, a miłość do niej była swego rodzaju wyzwaniem. Większą estymą zawsze cieszyła się za granicą niż w domu, gdzie wytykano jej raczej, że znowu coś ważnego przegrała niż zauważano, że wygrała; podkreślano, że nie wykorzystuje w pełni potencjału, że jest konserwatywna w stylu gry, że trzyma się kurczowo trenera, itd., itp.

Tak, z tej perspektywy pozostanie geniuszem niespełnionym, ale nie ma nauki, która by udowodniła, że Agnieszka faktycznie mogła zdobyć więcej. A co, jeżeli nie jesteśmy w stanie pokonać własnych ograniczeń – sportowych, fizycznych, mentalnych, innych? Czy zresztą nie jest aby na odwrót, a Radwańska nie była cudownym wybrykiem marnego przecież w sumie polskiego tenisa?

Idolką narodu nie stała się jednak także, sądzę, z powodu zamkniętej osobowości i kilku wizerunkowych wpadek na korcie i poza nim (na czele ze zrównaniem „świętości” igrzysk ze „zwykłym” turniejem), czy przez oschłe w sumie relacje z mediami (z naciskiem na te rodzime). Cóż, nikt z nas nie jest doskonały. Osobiście nie osądzałbym łatwo dziecka z rodziny rozbitej i pozostającego długo pod wpływem dominującego charakteru ojcowskiego. Sport nie jest sterylną bańką, a o sukcesie bądź jego braku decyduje nie tylko suma talentu i jakości pracy.

Osobiście mój stosunek do Radwańskiej ewoluował w kierunku nadwyżki szacunku im gorzej – paradoksalnie – szło dziewczynie na korcie. W tym miejscu już parę razy – zanim koniec kariery krakowianki w ogóle jawił się na horyzoncie – wieszczyłem, że będziemy niedługo z rozrzewnieniem wspominać nawet „marne” półfinały i ćwierćfinały Polki, bo na horyzoncie nie widać godnej następczyni. Pisałem to, zanim w ostatnich miesiącach z taką intensywnością ujawnił się talent Igi Świątek, ale tamtych słów nie odwołuję – nastolatka z Warszawy jest dopiero na starcie wyboistej drogi, którą z podniesionym czołem przebyła Mistrzyni, i wcale nie ma gwarancji powodzenia. Nie po każdym Małyszu rodzi się Stoch – to raczej anomalia niż zasada.